- Poprzednia wersja Suzuki Jimny produkowana była bez większych zmian przez 20 lat
- Aktualne Jimny jest nieco ucywilizowane względem poprzednika, niemniej producent nie zdecydował się na rewolucję
- Jeśli ktoś zna Suzuki Jimny tylko z wyglądu, wsiadając za kierownicę tego samochodu, może przeżyć szok
Mówiąc "stary dobry Jimny", mam na myśli samochód, który jeśli zakopie się w piachu albo utopi w błocie, to znaczy, że jego kierowca jest w poważnych tarapatach – bardzo daleko musi drałować po pomoc. Jimny to nie jakiś tam SUV czy crossover, który zatrzyma się na byle przeszkodzie. Jakby ktoś się uparł, to może Jimnym jeździć po zaoranym polu.
Dalsza część tekstu pod materiałem wideo
Tymczasem wsiadam do małego Suzuki pośrodku cywilizacji, a pan, który wręcza mi kluczyki, prosi, aby nie jeździć po krzakach. Ostatnio jedno takie auto, całkiem nowe, wróciło do niego obdarte z lakieru. To dlatego, że samochód ten wzbudza skrajne uczucia: z jednej strony jest tak słodki, że kupiłbyś go żonie, a z drugie, gdy już jedziesz, masz ochotę skręcić w las, dołączyć w locie napęd przedniej osi i nie zwalniając, gnać po dołach i krzakach. Nie, nie będę jeździć po krzakach. Mogę w ogóle nie jeździć w terenie. No może jednak...
Suzuki Jimny: precz z ekranami dotykowymi, niech żyje płyta CD!
Co innego znać małe terenowe Suzuki z opowieści, a nawet pamiętać go sprzed lat, a co innego wsiąść za kierownicę i nim jechać. Okazuje się bowiem, że ten cały retro-dizajn w kokpicie Jimny jest na serio... To, co w pierwszej chwili rzuca się w oczy i jest już niemal niespotykane we współczesnych samochodach, to odtwarzacz płyt CD. Działa!
Klasyczne zegary podświetlone są na bursztynowo, pomiędzy nimi jest znany z wielu aut lat 90. nieduży, monochromatyczny wyświetlacz komputera pokładowego. Całość zmontowana jest solidnie, po japońsku, choć bez cienia finezji. Gdzieniegdzie, zwłaszcza jeśli obejrzymy się za siebie, widzimy gołą blachę pomalowaną w kolorze nadwozia.
Wsiadam więc i wbijam wsteczny, by zawrócić na parkingu. Uuups... nie ma czujników parkowania, nawet z tyłu! Nie ma też kamery, zresztą na desce rozdzielczej nie ma żadnego monitora. Autko jest króciutkie, a więc żaden problem, a jednak trzeba się przyzwyczaić: o ile widok do przodu jest absolutnie znakomity, to widok do tyłu zasłaniają grube tylne słupki, przeszkadza też krata oddzielająca miejsce kierowcy i pasażera od ładunku.
Suzuki Jimny: mobilna klatka dla psa?
Bo, musicie wiedzieć, Jimny jest obecnie dwuosobową ciężarówką, nie można go kupić w wersji osobowej. To dlatego, że auto źle wypada w badaniach emisji CO2. Słowem: za dużo pali. I nawet jeśli "za dużo pali" nie oznacza, że Suzuki Jimny zużywa jakoś zdecydowanie więcej paliwa niż inne samochody (w praktyce: zużywa tyle samo, tyle że wolniej jeździ), to jednak problemem jest to, że auto jest kompletnie nieprzygotowane do lawirowania pomiędzy normami: nie ma start-stopu, układu rekuperacji, nie ma napędu hybrydowego, który pozwoliłby większą część testu WLTP przejechać na prądzie i udawać, że na 100 km zużywa 1,5 litra benzyny. Jimny ma za to oldschoolowy silnik 1.5 o mocy 102 KM i mechaniczną skrzynię biegów z długim drążkiem do zmiany przełożeń.
Właśnie: ile pali Jimny? Więcej niż 8 l na 100 km trudno nim spalić w warunkach miejskich. Być może więcej podczas jazdy z wyższą prędkością, ale jakoś mi się nie udało.
Wracając do kraty: z powodu złych wyników emisji CO2 Jimny znikł na pewien czas z oferty, jednak ostatnio Suzuki postanowiło wskrzesić ten model na europejskim rynku, oferując go jako auto ciężarowe, które podlega nieco mniej restrykcyjnym normom emisyjnym. Trochę szkoda. Teraz niektórzy fani tego modelu gorzko żartują, że powstała ciężarówka ze skrzynią ładunkową odpowiednią do wożenia dowolnej wielkości psa. Albo wręcz, że jest to mobilna klatka dla psa. Coś w tym jest. Szkoda, że jest to klatka mająca tylko dwa "ludzkie" fotele...
Jeśli zaś chodzi o psa, to – wydawałoby się – nie jest przyjemne obijanie się mobilnym pomieszczeniu na kształt więźniarki. Nic bardziej mylnego – mój pies, który początkowo nieufnie podchodził do wycieczki w Jimnym na pace, kolejnego dnia kategorycznie zażądał zabrania go ze sobą do samochodu, a widząc otwarte drzwi na parkingu w lesie, wcale nie miał ochoty opuszczać swojego przedziału. Więc przez tydzień, ilekroć jechałem gdzieś na krótko, jeździliśmy razem – ja załatwiałem sprawy, Snookie pilnowała samochodu.
Suzuki Jimny: auto zabawka, ale terenowy napęd na serio
No więc cofam, nic nie piszczy, ale też auto nie jest duże. Jadę i się dziwię: dawno już nie widziałem wycieraczek z klasycznymi piórami na wieloelementowym stelażu. Przy 60 km/h wbijam piąty bieg, a po chwili chciałbym wbić szósty, ale – znów się dziwię – szóstego nie ma. Jest za to dźwignia do ręcznego dołączania napędu przedniej osi i uruchamiania reduktora. Jako że Jimny nie ma międzyosiowego mechanizmu różnicowego, na asfalcie należy jeździć z napędem jednej osi (tylnej). Napęd 4x4 można uruchamiać dopiero na luźnej nawierzchni, choć można to zrobić podczas jazdy. Jedynie uruchomienie reduktora (prędkość osiągalna na poszczególnych biegach spada równo o połowę) wymaga zatrzymania się. Reduktor może przydać się np. podczas wyciągania z bagna innego, mniej terenowego samochodu. Albo, gdy chcemy wyciągnąć z lasu kłodę drewna większą niż samochód.
Suzuki Jimny: to nie jest samochód dla przyjemności
Kierowcę rozleniwionego przez nowoczesną technikę i przyzwyczajonego do nowoczesnych multimediów czeka szereg kolejnych zdziwień: radio ma wyświetlacz, jaki spotykano w autach osobowych 30 lat temu i dawniej, wyposażone jest jednak w Bluetooth, producent nawet zadbał o przycisk do odbierania rozmów przymocowany do kierownicy. Ten Bluetooth obsługuje się nieco staroświecko, no i widać, że nie z każdym telefonem się lubi. Z moim się nie lubi, poddałem się. Gorzej, że w Jimnym nie za bardzo jest miejsce, gdzie można by odłożyć współczesny smartfon – korytko pod panelem do obsługi klimatyzacji jest o wiele za krótkie. Notuję: znaleźć w domu uchwyt z przyssawką.
Podczas jazdy po nierównościach autkiem z króciutkim rozstawem osi rzuca na wszystkie strony (już wiem, do czego służy pozioma belka na desce rozdzielczej przed pasażerem – żeby się trzymał i nie rozbił sobie głowy), a jednak aktualna generacja małego Suzuki zaprezentowana w roku 2018, znacząco różni się pod tym względem od poprzednika. Otóż ma ono przekonstruowany układ jezdny, który pozwala dość pewnie przemieszczać się tym samochodem po asfalcie. Pamiętam, że poprzedni, równie słodki z wyglądu Jimny był chętnie kupowany dla kobiet do jazdy po mieście. Potem w ogłoszeniach sprzedaży można było natknąć się na dwie grupy tych samochodów: jedne solidnie sponiewierane (to te, których używano zgodnie z przeznaczeniem) i drugie – prawie nieużywane. Starym Jimnym po prostu trudno było trafić w czarne, dlatego te, które zostały kupione jako auta miejskie i podmiejskie, były dość szybko sprzedawane. Aktualne Jimny jest głośne (bardziej zresztą słychać opony, tylny most i szum wiatru niż silnik), ale jednak dość stabilne i przewidywalne na asfalcie.
Suzuki Jimny: krata w małym aucie to zło!
W kolejnych dniach uświadamiam sobie, że to autko byłoby po prostu świetne, gdyby nie krata. Gdyby nie krata zastępująca dwa miejsca siedzące, Suzuki nie musiałoby się prosić o klientów na ten samochód – pomimo licznych wad klienci rozchwytywaliby ten samochód, bo jest fajny i autentyczny, a dodatkowo w obecnej odsłonie można przemieszczać się nim w miarę pewnie także po asfalcie. Niestety, na co dzień przeszkadza, że jest to pojazd dwuosobowy. Przeszkadza też brak możliwości odłożenia czegokolwiek za siebie. Jeśli jedziemy z kimś, nie ma za bardzo gdzie odłożyć choćby komputera czy plecaka. Owszem, jeśli w bagażniku mieści się dowolnej wielkości pies, to zmieści się i torba z zakupami, i plecak, tyle że po płaskiej podłodze bez żadnych wnęk to wszystko tam lata.
Okazuje się przy tym, że producent wyposażył jednak Jimny'ego w parę gadżetów typowych dla nowoczesnych samochodów. Co prawda, są to systemy zrobione "na sztukę", ale są. A zatem: mamy kamerę odczytującą znaki drogowe (nie zawsze poprawnie), mamy rozpoznawanie zjazdu z pasa ruchu, jest wspomaganie awaryjnego hamowania. Jest nawet automatyczny włącznik świateł drogowych. Oczywiście wyposażonych w tradycyjne żarówki.
Suzuki Jimny: czy to szybki samochód?
Jest jedna kategoria kierowców, którzy, nie bacząc na niewygody, powinni jak najszybciej zaopatrzyć się w małe Suzuki, choćby z kratą, dopóki jeszcze jest w ofercie: to ci, którzy mają 15 czy 20 punktów karnych zebranych za przekroczenie prędkości i każda kolejna wpadka może się dla nich skończyć utratą prawa jazdy. Nie wiadomo, jak szybko 102-konne Suzuki rozpędza się do setki, producent się tym nie chwali (pewnie Jimny potrzebuje na to 11-12 sekund), ale wiadomo, że jego maksymalna prędkość to 145 km/h. To jednak teoria: już przy 80 km/h mam silną potrzebę wybrania 6. biegu, którego nie ma, a przy 100 km/h mam wrażenie, że jestem najszybszy w całym województwie. Tymczasem inni jadą szybciej... Jimny może i potrafi jechać 145 km/h, pamiętam nawet, że w poprzedniej wersji, którą jeździłem wiele lat temu, sprawdzałem jego prędkość maksymalną, ale teraz zupełnie nie mam na to ochoty. Nawet jeśli jadąc Jimnym, przekraczam gdzieniegdzie dozwoloną prędkość, to na tyle nieznacznie, że żaden policjant się nie zainteresuje. Po prostu tym samochodem źle się jeździ z prędkością autostradową i nieprzyjemnie wjeżdża się szybko w zakręty – takie auto można wywrócić, serio. To idealne auto dla piratów drogowych "na odwyku".
Suzuki Jimny: a w terenie...
Już zwykle miejskie nierówności sprawiają, że pasażerowie W małym Suzuki muszą się czegoś trzymać, za to w terenie... takich przeciążeń nie spotkasz w normalnym współczesnym samochodzie, w którym próbując po nierównościach dogonić małe Suzuki, można urwać zawieszenie. Jimny jest tak zrobione, że nic się nie urywa, chyba że żołądek pasażera.
Niestety, w aktualnej wersji jest to samochód o bardzo wąskim zastosowaniu. Auto jest terenowe, ale tylko dwuosobowe. Choć formalnie jest ciężarówką, to niejeden samochód terenowy ma większy bagażnik za drugim rzędem siedzeń.
Gdyby można było Jimny traktować jako małe, szpanerskie miejskie autko albo samochód do zabawy na bezdrożach... niestety, w obecnej sytuacji Jimny to tylko specyficzne narzędzie do pracy. Narzędzie zrobione solidnie i uczciwie, bez mrugania okiem, ale tylko narzędzie.