- Konwój wiozący z Opola do Rzeszowa elementy gigantycznej maszyny TBM w nocy z soboty na niedzielę (z 19 na 20 listopada) przejechał ulicami Warszawy
- Dokładne zaplanowanie trasy pozwoliło uniknąć zagrożeń, ale nie obyło się bez utrudnień
- Przez Warszawę już za kilkadziesiąt dni przejedzie kolejny, nieznacznie węższy, ale za to cięższy transport z elementami maszyny TBM
- Więcej takich tekstów znajdziesz na stronie głównej Onet.pl
W sobotę (19 listopada) kilkanaście minut po godzinie 22 wyruszył konwój z pojazdami wiozącymi z Opola do Rzeszowa elementy maszyny TBM (ang. Tunnel Boring Machine). Nawet jeżeli nie był to najtrudniejszy etap całej podróży, to z pewnością był najbardziej spektakularny, bo wiadomo było, że przez wiele kilometrów będzie prowadził ulicami Warszawy.
Dalszy ciąg artykułu pod materiałem wideoPierwszy trudniejszy moment nastąpił już po godzinie od wyruszenia. Po przejechaniu blisko 8 km na zjeździe z trasy ekspresowej S8 na drogę S2 w kierunku Białegostoku, Terespola i dzielnicy Ursynów kierowcy i pozostali członkowie obsługi transportu wiele uwagi musieli poświęcić, aby bezpiecznie przejechać obok barier energochłonnych. To niespodziewane utrudnienie zaskoczyło nawet osoby odpowiedzialne za organizację całego przedsięwzięcia, bo wydawać się mogło, że akurat w tym miejscu przejazd będzie płynny i nie pojawią się żadne komplikacje.
Dalszy ciąg artykułu pod materiałem wideoJuż po wjechaniu na drogę prowadzącą równolegle do jezdni głównej trasy S2 cały konwój skierował się w stronę kolejnego newralgicznego punktu na trasie przejazdu przez Warszawę, czyli węzła Puławska. Co ciekawe, pojazdy skierowano przez skrzyżowanie z al. Krakowską, a nie wiaduktem. Robert Skuratowicz z firmy MTD Skuratowicz, której pojazdy przewożą ciężkie elementy maszyny TBM, zapytany o zużycie paliwa w ciężarówkach ciągnących/pchających najcięższy z elementów odpowiedział, że podczas pracy zużywają ok. 250 l paliwa na 100 km.
Przeczytaj także: Wielki kret w Warszawie. Mapa trasy przejazdu przez stolicę i Mazowsze
I nic dziwnego. Jak dowiedziałem się od jednego z kierowców, ciężarówki wykorzystywane do ciągnięcia przyczep z najcięższym, ważącym 220 t elementem, są w teorii zwykłymi ciężarówkami, a w rzeczywistości ich specjalnymi wersjami stworzonymi z myślą o pracy z kilkusettonowymi kolosami. Silnik V8 o mocy 680 KM w połączeniu z przekładnią automatyczną i co najważniejsze w tym wszystkim, sprzęgłem hydrokinetycznym, pozwalają precyzyjnie zgrać dwa pojazdy, z których jeden ciągnie przyczepy, a drugi je pcha. Jedna taka ciężarówka może pociągnąć pojazd ważący razem z przewożonym towarem nawet 250 t.
Niemal w każdym możliwym miejscu przejazdowi towarzyszyli obserwatorzy, ale pierwsze "tłumy" zebrały się na zjeździe z drogi ekspresowej S2 w ul. Puławską. Chociaż każdy ostry skręt może okazać się problematyczny, to widzowie zebrani na węźle Puławska nie zobaczyli nic, co mogłoby budzić sensację. Przy okazji warto wspomnieć, że choć transport dość wolno przemieszczał się pod wiaduktami, to w rzeczywistości przejazdy były bezpieczne.
Dalszy ciąg artykułu pod materiałem wideoAby tak było, jeden z pracowników (tu pochwała dla p. Kamila, który w ocenie Roberta Skuratowicza wykonał gigantyczną pracę) przez wiele tygodni jechał wzdłuż całej planowanej trasy, aby oszacować ryzyko związane z przejazdem, określić potencjalne przeszkody, a przede wszystkim zmierzyć odległości od nich. To właśnie dzięki jego wysiłkowi jadący na czele konwoju pilot mógł przekazywać kierowcom ciężarówek informacje m.in. o wysokości obiektów inżynierskich (wiadukty, mosty itd.) przebiegających nad trasą przejazdu.
Drugim newralgicznym miejscem, w którym pojawiło się nieplanowane utrudnienie, był skręt z ul. Puławskiej w ul. Rotmistrza Witolda Pileckiego. Tutaj na drodze konwoju, a raczej obok drogi, stanął znak drogowy, teoretycznie pozostający bez szans w starciu z tak ogromnym ciężarem. Aby kolumna mogła ruszyć dalej, trzeba było czasowo usunąć znak.
Dalszy ciąg artykułu pod materiałem wideoJak dowiedziałem się od osób z obsługi transportu gigantycznej maszyny TBM, takie niespodzianki w istocie nie są żadnym zaskoczeniem. Po przejeździe transportu usunięty czasowo znak często ustawia się w taki sposób, aby można go było łatwo zdemontować przy przejeździe kolejnego transportu. A z taką sytuacją będziemy mieli w Warszawie przynajmniej jeszcze raz, kiedy ulicami stolicy pojedzie kolejny konwój z nieznacznie mniejszym elementem, ale za to o 10 t cięższym.
Warto wspomnieć, że nie tylko znaki mogą być niespodzianką. Jak powiedział Tomasz Kwapis z DB Schenker, operatora logistycznego całej operacji, w Opolu problemem okazał się... krzak. Z pozoru niestanowiący żadnego zagrożenia, w swoim wnętrzu skrywał gruby konar, który skutecznie zatrzymał jadący konwój.
Dalszy ciąg artykułu pod materiałem wideoW wielu miejscach na trasie przejazdu całej kolumny zostały zdemontowane nie tylko znaki drogowe, lecz także sygnalizacja świetlna. Tak było również przy skręcie z ul. Jana Ciszewskiego w al. Jana Rodowicza "Anody". Było to jedno z tych miejsc, w którym postronni obserwatorzy całego wydarzenia ustawili się zbyt blisko przejeżdżającego transportu.
Dalszy ciąg artykułu pod materiałem wideoWszystkie te drobne przeszkody spowodowały, że do Wilanowa konwój dojechał dopiero ok. godz. 3 w niedzielę (20 listopada). Według informacji przekazanych przez Generalną Dyrekcję Dróg Krajowych i Autostrad (GDDKiA) w tym czasie zgodnie z planem transport miał opuszczać ulice Warszawy i wjeżdżać ponownie na drogę S2 na węźle Wilanów. Nie zmienia to faktu, że pomimo pewnych trudności, przejazd ulicami stolicy odbył się bardzo sprawnie.
Dalszy ciąg artykułu pod materiałem wideoTransport gigantycznej maszyny TBM — trochę historii
Inwestorem całego projektu związanego z budową drogi ekspresowej S19 jest Generalna Dyrekcja Dróg Krajowych i Autostrad (GDDKiA), wykonawcą, czyli firmą budującą ten odcinek ekspresówki wraz z tunelem jest Mostostal Warszawa Acciona, a DB Schenker jest operatorem logistycznym, który spina wszystko od początku do końca.
Jak powiedział nam Tomasz Kwapis z DB Schenker, właśnie ta firma dostała zlecenie przetransportowania maszyny z portu w pobliżu Madrytu do Babicy Kolonii pod Rzeszowem. W ocenie Kwapisa, gdyby trzeba było oceniać skalę trudności, to zadanie przetransportowania części z Hiszpanii do Opola to ok. 20-25 proc., a aż 75-80 proc. trudu trzeba było włożyć w opracowanie strategii dostarczenia elementów już drogą lądową z Opola do Rzeszowa.
- Przeczytaj także: Droga S7 z irytującym ograniczeniem prędkości. Odpowiedź Ministerstwa Infrastruktury
Transport gigantycznej maszyny TBM — dlaczego Odrą i z Opola?
Zapytany o powód wyboru okrężnej trasy z Opola do Rzeszowa Tomasz Kwapis wprost odpowiedział, że od początku wiadomo było — biorąc pod uwagę parametry tego ładunku, znając jego ciężar i wymiary oraz polskie przepisy i regulacje — że najtrudniejszy będzie odcinek drogowy po Polsce.
Pierwotnie rozważany był transport Wisłą i pracownik firmy MTD Skuratowicz ok. dwa tygodnie spędził, jeżdżąc wzdłuż największej polskiej rzeki, szukając miejsc, gdzie można byłoby rozładować towar. Problem z Wisłą jest jednak taki, że jest to rzeka nieuregulowana i trudno było mieć pewność co do stanu wody. A to oznaczało wysokie ryzyko utknięcia transportu. Dodatkowo przewóz Wisłą wymagał wzmocnienia brzegu w potencjalnym miejscu wyładunku.
Odra od początku była lepszym wyborem, bo jest rzeką uregulowaną, a port w Opolu przystosowany jest do tego typu ładunków. Jest tutaj suwnica, odpowiedni sprzęt, nie ma potrzeby ustawiania dźwigów. To oznacza, że transport Odrą był mniej ryzykowny, tym bardziej że była większa szansa na wysoki stan wody jesienią.
Alternatywą mogła być droga lądowa z Gdańska, ale ta trasa została odrzucona na etapie sprawdzania infrastruktury drogowej, głównie chodziło tutaj o mosty i wiadukty. Zadecydowały zatem względy bezpieczeństwa, tym bardziej że trudno byłoby wyjechać z Gdyni lub Gdańska.
Transport gigantycznej maszyny TBM — trasa wybrana drogą eliminacji
Badanie wszystkich możliwych tras spowodowało, że drogą eliminacji najpierw odpadła część północna Polski, a później także najkrótszy, najbardziej logiczny fragment prowadzący autostradą A4 pomiędzy Opolem a Rzeszowem przez Katowice i Kraków.
Kiedy już wydawało się, że nie będzie możliwości, aby dostarczyć maszynę na miejsce, jeden z członków zespołu pracującego przy tym projekcie zaproponował, aby rozważyć transport po najnowszej infrastrukturze drogowej. Warto wspomnieć, że pierwsze szukanie rozwiązań zaczęło się w kwietniu 2021 r., a praca nad konkretnym rozwiązaniem, już z przeprowadzaniem obliczeń, trwała od ok. roku.
Transport gigantycznej maszyny TBM — operacja warta kilka milionów euro
Warto wspomnieć o jeszcze jednym elemencie, który okazał się kluczowym dla powodzenia całej operacji. Mowa o takim rozłożeniu ciężaru, aby nie przekroczyć dopuszczalnego nacisku osi wynoszącego w Polsce 11,5 t. Część pierwotnie planowanych rozwiązań prowadziło do znacznego wydłużenia zestawu, nawet do ok. 100 m, oraz dalszego wzrostu ciężaru. Remedium okazała się konstrukcja "Fly Over Bridge", która umożliwiła odpowiednie rozłożenie 220 t przy ograniczonej do ok. 74 m długości zestawu.
Dla przypomnienia, najcięższy zestaw, który z soboty na niedzielę (z 19 na 20 listopada) jechał ulicami Warszawy, waży 489 t. Prędkość jazdy, ze względów bezpieczeństwa, na wszelkiego rodzaju mostach i wiaduktach ograniczona jest do 10 km/h, a tych na całej trasie liczącej 760-780 km jest aż 396 obiektów mostowych. Pomiędzy nimi konwój może rozpędzać się do ok. 20 km/h. Dlatego też pokonanie trasy z Opola do Rzeszowa zajmie 20-25 dni. A koszt całej operacji? Jak usłyszeliśmy od Tomasza Kwapisa, to kilka milionów euro.