- Kierowcy narzekają na jazdę po lodzie, ale niektórzy tylko czekają na takie warunki
- Policja szczególnie obserwuje kierowców na parkingach podczas zimy i wstawiają mandaty do 5000 zł
- Funkcjonariusze mówią: zero tolerancji i nie stosują pouczeń
- Zachęcamy do zagłosowania w ankiecie pod artykułem, w plebiscycie Auto Świat Moto Awards
Na początku stycznia zimowa aura stawia przed kierowcami spore wyzwania – szybko zapada zmrok, pojawiają się mgły, intensywne opady śniegu, a na drogach często tworzy się „lodowisko”. W takich warunkach każdy powinien zachować maksymalną ostrożność. Jednak jest grupa kierowców, którym taka pogoda wcale nie przeszkadza – wręcz przeciwnie, czekają na nią przez cały rok. Śliska nawierzchnia to dla nich okazja do zabawy za kółkiem. Zwykle to młodzi kierowcy z niewielkim doświadczeniem na drodze.
Dlatego policja, gdy leży śnieg, szczególnie obserwuje kierowców, którzy jeżdżą bokiem po parkingach i pustych placach. W weekendy i wieczorami mogą tam zebrać niezłe plony.
Policja mówi wprost: zero tolerancji i nawet 5 tys. zł mandatu
Jak mówią funkcjonariusze, dla takich kierowców obowiązuje zasada "zero tolerancji". Gdy już trafią na taką osobę, to nie ma szans na pouczenie.
Praktykowanie jazdy bokiem na śniegu wzbudza sporo kontrowersji. Kierowcy, którzy to robią, zazwyczaj chcą zachować bezpieczeństwo i wybierają do tego puste parkingi, na których najwyżej stoją latarnie. Z kolei policjanci mówią wprost: to niebezpieczne dla samego kierowcy, a poza tym nielegalne na drogach publicznych. Interwencje w tej sprawie są tylko po to, by zapewnić bezpieczeństwo samym "drifterom" i osobom postronnym, jeśli takie są.
Pół biedy, jeśli faktycznie dzieje się to na ośnieżonych parkingach, ale niektórzy po prostu jeżdżą bokiem po drogach. Chyba nie trzeba mówić, jak jest to niebezpieczne, gdy coś pójdzie nie tak.
- Przeczytaj także: Aż osiem niepozornych kamer na jednym skrzyżowaniu. To nowy system pilnujący kierowców
Driftowanie na parkingach na potęgę
Interwencja policji spowodowana driftowaniem miała miejsce już niejednokrotnie. Podczas jednej z takich akcji jeżdżący BMW 29-latek stwierdził, że wykorzysta swój tylny napęd do pojeżdżenia bokiem.
Jak donoszą funkcjonariusze, "mężczyzna używał swojego pojazdu w sposób zagrażający bezpieczeństwu własnemu, ale przede wszystkim swojego towarzysza, który za pomocą telefonu komórkowego rejestrował wyczyny 29-latka".
Dalszy ciąg artykułu pod materiałem wideoZ pozoru bezpiecznie, ale to za mało
Z pozoru wszystko wydawało się w miarę bezpieczne, bo kierowca wybrał do tego pusty parking. Jednak trzeba przyznać rację funkcjonariuszom, że zagrożona mogła być osoba, będąca na zewnątrz auta. Trzeba też zwrócić uwagę na to, że przez parking mogła przechodzić jakaś osoba postronna, której kierowca BMW mógł nie zauważyć, będąc zajęty prowadzeniem swojego auta w kontrolowanym poślizgu.
Rezultatem spotkania 29-latka z funkcjonariuszami był mandat w wysokości 3000 zł i 16 punktów karnych na koncie. Na dodatek okazało się, że "drifter" jest poszukiwany w celu ustalenia miejsca pobytu przez Prokuraturę Rejonową w Kielcach. Mężczyzna i tak może mówić o umiarkowanym szczęściu, bo policjanci mogli nałożyć na niego mandat nawet w wysokości 5000 zł.
Kara za driftowanie - konfiskata samochodu
Celowe wprowadzanie tylnej osi samochodu w poślizg, czyli driftowanie, jeszcze kilka lat temu groziło maksymalnie mandatem w wysokości 500 zł. Jednak od 1 stycznia 2021 r. taryfikator mandatów przewiduje za to karę do 5000 zł, a w planach są kolejne zaostrzenia przepisów.
Rząd zapowiedział, że w przyszłości za driftowanie będzie grozić mandat w wysokości co najmniej 1500 zł oraz zatrzymanie prawa jazdy, prawdopodobnie na trzy miesiące – podobnie jak przy drastycznym przekroczeniu prędkości. Dodatkowo pojazd zostanie zabezpieczony na 30 dni, a sąd będzie mógł orzec jego przepadek.