- Retrofity LED zastępujące żarówki to jedno z najpopularniejszych akcesoriów samochodowych w Polsce
- LED-y poprawiają oświetlenie samochodu. ale zalegalizowane są (warunkowo) tylko w niektórych krajach
- W Polsce LED-y nie są dopuszczone do użytku na drogach publicznych, choć ich popularność jest ogromna
Od razu przyznam, że to ja namówiłem Marcina na LED-y i sam je zamontowałem w jego samochodzie. Wiem, że nie wolno. Nie wolno, ale można – mandat za taki tuning nie jest przesadnie wysoki (wynosi od 50 do 200 zł), a korzyści są widoczne od pierwszego dnia. Na swoje usprawiedliwienie dodam, że upewniłem się, iż światła po montażu LED-ów nie oślepiają innych kierowców, wcześniej z powodów technicznych wycofałem się z uzbrojenia w LED-y innego samochodu należącego do innego kolegi. W tym aucie po zastąpieniu żarówek w reflektorach LED-ami reflektory lepiej oświetlały drogę niż przed zmianą, zapewniając wyższy komfort jazdy i wyższe bezpieczeństwo. Marcin był zadowolony.
Dalsza część tekstu pod materiałem wideo:
Dalszy ciąg artykułu pod materiałem wideoRetrofity LED – jak to działa?
Retrofity LED to elektroniczne moduły mające w założeniu zastąpić żarówki samochodowe na zasadzie Plug&Play: nic nie musisz przerabiać. Renomowani producenci oświetlenia, w tym Philips i Osram, produkują je od lat, sukcesywnie dopracowując produkt. Pierwsze zestawy retrofitów LED były duże i składały się z kilku elementów – w reflektorze mieścił się (z trudem i nie zawsze) główny moduł świecący, poza reflektorem trzeba było jeszcze umocować pudełko z elektroniką.
Współczesne moduły LED są mniejsze i jednoelementowe. Jeden z najnowszych modeli, który postanowiłem przetestować na aucie kolegi – Philips Ultinon Access – ma już rozmiary i kształt zwyklej żarówki. Montuje się te LED-y dokładnie tak, jak żarówki, wszystko pasuje. Żadnych przejściówek. Po ich montażu stwierdziłem, że trzeba nieco skorygować ustawienie reflektorów – w górę. Po zmianie żarówek też wypada skorygować ustawienie reflektorów, choć w praktyce ludzie tego nie robią.
Co do światła, jakie emituje LED, to może nie jest go dużo więcej, ale lepiej wyciąga ono kontrasty, auto wygląda też nowocześniej. Oczywiście, nie w każdym samochodzie tak to działa – czasem zysk z montażu LED-ów jest większy, czasem mniejszy, a czasami korzystanie z LED-owych retrofitów mija się z celem. To dlatego, że reflektor jest skonstruowany do współpracy z żarówką, której żarnik emituje światło we wszystkich kierunkach. LED imituje geometrię żarówki, ale nie da się zrobić w ten sposób wiernej repliki żarnika żarówki. Można jednak przy niższym zużyciu energii "wyprodukować" wyższy strumień świetlny. Tyle że jedne reflektory współpracują z zestawem retrofitów lepiej, inne gorzej.
Retrofity LED – czy to legalne?
W Polsce retrofity LED nie są legalne. Reflektor ma na obudowie wskazane, do jakich źródeł światła (żarówek, lamp wyładowczych i in.) został fabrycznie przystosowany i takie źródła światła należy stosować.
W kilku krajach UE, w tym w Niemczech, stworzono procedury pozwalające na legalne używanie LED-owych retrofitów. Producenci tych akcesoriów testują swoje LED-y w różnych samochodach i sami na własną odpowiedzialność stwierdzają, czy efekt jest zadowalający i finalnie zgodny z wymaganiami odnośnie oświetlenia samochodowego, czy też nie jest. Modele aut, które zaliczyły test, umieszczane są na liście zgodności publikowanej w Internecie. Każdy kierowca może sobie wydrukować dopuszczenie konkretnego modelu LED-a do wybranego modelu pojazdu. W razie kontroli drogowej albo podczas corocznego badania technicznego kierowca okazuje dopuszczenie i to wystarczy. Policjant na drodze, nie mogąc w praktyce sam zajrzeć do reflektora, ufa na słowo kierowcy, że w lampach siedzą te retrofity LED, które widnieją na dopuszczeniu. Diagnosta na stacji kontroli pojazdów sprawdza z kolei, czy reflektory świecą prawidłowo. W sumie proste. W Polsce ta procedura nie została jednak wprowadzona.
Producenci LED-ów piszą na opakowaniach, że nie wolno stosować ich na drodze publicznej. To takie mrugnięcie okiem do klientów: "wiecie, jak jest".
W innych krajach pojawiają się LED-y z napisami w rodzaju "street legal" i można ich używać – oczywiście pod warunkiem, że nasz model samochodu znajduje się na liście dopuszczeń.
- Przeczytaj także: Policjanci zatrzymali kierowcę Opla za prędkość. Sprawił im nie lada "niespodziankę"
Retrofity LED w Hondzie Marcina – jak się sprawdziły?
Przez 7 miesięcy Marcin korzystał z samochodu niemal codziennie i ogólnie był zadowolony. Nie, nie myślał na co dzień o retrofitach LED – wszystko działało, lampy świeciły i pozwoliły o sobie zapomnieć. Czasami Marcin – jak twierdzi – przypominał sobie o nielegalnych LED-ach, przejeżdżając powoli obok patroli drogówki. Nigdy jednak nie został zatrzymany w tej sprawie, nikt nie zwracał mu uwagi. Może po części dlatego, że ten model Hondy fabrycznie mógł być wyposażony w lampy ksenonowe, które – przynajmniej jeśli chodzi o barwę światła – świecą podobnie. A może po prostu – i ta teoria bardziej do mnie przemawia – policjanci mają ważniejsze rzeczy na głowie niż zaglądanie samochodom w lampy.
W pewien majowy wtorek Marcin zgłosił się ze swoją Hondą na obowiązkowe badanie techniczne samochodu do stacji kontroli pojazdów. Wjechał na kanał, a diagnosta, zanim jeszcze poprosił o dowód rejestracyjny, zapytał: "Ma Pan indywidualne dopuszczenie dla tych LED-ów?". Zauważył! – Nie mam – przyznał Marcin, a przemiły diagnosta odpowiedział: "To zapraszam pana na przegląd w innym terminie".
Byliśmy przygotowani na tę ewentualność – także i na taką, że przyczepi się na drodze jakiś policjant i zarządzi odholowanie samochodu albo zechce cofnąć mu dopuszczenie do ruchu. Właściciel Hondy dostał w komplecie z zestawem LED nowiutki komplet dobrych żarówek, by móc je w każdej chwili podmienić. Po 10 minutach Marcin stawił się, tak jak kazano – w innym terminie – przy tym samym kanale stacji kontroli pojazdów. 20 minut później miał auto sprawdzone, reflektory wyregulowane, dopuszczenie do ruchu przedłużone.
Warto podkreślić, że diagnosta naprawdę był miły. Mógł najpierw zainkasować 100 zł, a potem dopiero zauważyć światła i odesłać klienta z negatywem. Nie zrobił tego.
- Przeczytaj także: Inspektorzy ITD z takim przypadkiem mieli do czynienia chyba pierwszy raz. Krowy dały za dużo mleka
"Do LED-ów nie wracam – dobre żarówki i dobrze ustawione lampy też dają radę. Niestety, LED-y zaczynają zwracać uwagę, a nie o to mi chodziło. Nie chcę więcej ryzykować".
Tak skończył się – w dość zaskakujący sposób – test LED-ów, który miał trwać bezterminowo.
Co oczywiście nie znaczy, że taki, być może pojedynczy, przypadek oznacza koniec retrofitów. Nic z tych rzeczy. Gdyby Marcin był zdeterminowany, pół godziny po wyjeździe z SKP miałby je zamontowane ponownie. Ale nie jest zdeterminowany.