- Zdzisław Najmrodzki nie miał łatwego dzieciństwa. Mało brakowało, a by się utopił. Po wypadku nabawił się traumy i problemów z mową, które do końca życia były dla niego kompleksem
- "Szaszłyk", jak był żartobliwie nazywany przez kolegów, zauważył, że na sprzedaży kradzionych samochodów można zarobić naprawdę duże pieniądze. Stworzył więc gang złodziei, który specjalizował się w Polonezach
- Zdzisław Najmrodzki zasłynął nie tylko z bycia królem złodziei samochodów, ale również mistrzem ucieczek. Miał na swoim koncie aż 29 sytuacji, w których wymknął się organom ścigania, przy okazji je ośmieszając
Zdzisław Najmrodzki — przez kolegów z przestępczego światka nazywany był "Szaszłykiem", przez resztę społeczeństwa — "królem złodziei samochodów". Pierwszy pseudonim nadano mu żartobliwie. Zdzisław Najmrodzki seplenił, przez co nieporadnie wymawiał nazwę szaszłyk, mówiąc "sasłyk". Zaś jego drugi pseudonim był już w pełni zasłużony.
Zdzisław Najmrodzki był kolorowym ptakiem przestępczego półświatka w czasach PRL-u i jednym z najsłynniejszych polskich przestępców tego okresu. Organy ścigania miały z nim utrapienie, ale wiele osób cicho podziwiało go za bycie "Janosikiem" bądź też "polskim Robin Hoodem" wśród gangsterów. Jak sam mówił, miał twarde zasady i "okradał tylko bogaczy, którzy dorobili się kosztem tych najsłabszych i najbiedniejszych". Bardzo szybko stał się prawdziwą legendą wśród polskich złodziei.
Zdzisław Najmrodzki — trudne dzieciństwo, które o mało nie zakończyło się jego śmiercią
Zdzisław Najmrodzki nie miał łatwego dzieciństwa. Urodził się w biednej rodzinie, w 1954 r. w niewielkiej wiosce na terenie województwa świętokrzyskiego. Miał trójkę braci. Jego rodzina wielokrotnie się przeprowadzała. Wychowywał się bez ojca.
Gdy był w piątej klasie szkoły podstawowej i kąpał się w stawie, ktoś nagle spuścił wodę w zbiorniku. Chłopak prawie się utopił i od tego czasu miał traumę oraz wadę wymowy — seplenił, co było jego kompleksem do końca życia.
Czytaj także: Zobacz testy zderzeniowe starych aut — wśród nich polskie modele
Jego matka, aby ochronić syna przed przykrościami ze strony rówieśników, zadecydowała, że chłopak więcej nie pójdzie do szkoły. Zdzisław Najmrodzki zakończył więc swoją edukację na piątej klasie podstawówki. Po jakimś czasie trafił do technikum mechanicznego, w którym narodziła się jego pasja do samochodów, w szczególności tych szybkich. Ukończył szkołę, uzyskując tym samym zasadnicze zawodowe wykształcenie w zawodzie mechanika samochodowego.
— Czterech synów miałam, ale Zdzisiek był najukochańszy. Inteligentny, wszystko potrafił zrobić, królem złodziei go nazwali (...). Talentów miał wiele, chociaż wykształcił się na mechanika. Może dlatego te Polonezy tak sobie umiłował. Wiem, że go nazywają królem złodziei, ale dla mnie był kochanym synem. Nikogo nie zabił! — mówiła matka Zdzisława Sabina Najmrodzka w rozmowie dla strony internetowej Teatru Miejskiego w Gliwicach.
Kradł Polonezy i sprzedawał je "cwaniakom z dużą gotówką"
Zdzisław Najmrodzki marzył o tym, aby zostać rajdowcem — uwielbiał jeździć i był urodzonym kierowcą. Chciał zarabiać duże pieniądze na wyścigach samochodowych. Marzenie się jednak nie spełniło, ale zamiłowanie do aut zostało. Co ciekawe, niektóre źródła sugerują, że "Szaszłyk" nigdy legalnie nie zrobił prawa jazdy, nie przeszedł też żadnego kursu. Jego pierwszym zakładem pracy był warsztat samochodowy w Gliwicach.
Najmrodzki zauważył, że na sprzedaży kradzionych samochodów można zarobić naprawdę duże pieniądze. Dlatego też na początku lat 80. zorganizował gang złodziei aut. W ciągu trzech lat udało im się ukraść ponad 100 samochodów. Gang specjalizował się w kradzieży naszych rodzimych samochodów z FSO, czyli Polonezów, które w tamtym czasie były flagowym produktem polskiej motoryzacji. To były również ulubione auta "Szaszłyka", który, pracując w warsztacie, doskonale je "rozpracował". Niektóre źródła podają, że ulubionym modelem Zdzisława Najmrodzkiego był Polonez 2000 — samochód rajdowy.
Czytaj także: Youngtimery z czasów PRL-u — klasyki idealne na początek
Jak działał gang złodziei samochodów Najmrodzkiego? Wszystko mieli dokładnie zaplanowane. Członkowie gangu włamywali się do urzędów, z których kradli blankiety różnych dokumentów i pieczątki. Wszystko po to, aby móc dorabiać dokumenty do skradzionych samochodów, które zaraz potem trafiały do sprzedaży na giełdach.
Gang miał banalnie prosty i szybki patent na kradzież samochodów. Wystarczyło w aucie odkleić uszczelkę przy tylnej szybie. Dzięki temu bez żadnego problemu można było wyjąć szkło. Przez tak "otwarte" okno złodzieje wchodzili do samochodów. Doskonale wiedzieli, jak zetknąć ze sobą odpowiednie kabelki, aby odpalić auto. A zajmowało im to zaledwie kilka sekund.
Skradzione samochody szybko trafiały do dziupli (Najmrodzki stworzył ich całą sieć), gdzie były rozbierane na części i sprzedawane. Przebijano im również numery. Niektóre auta wystawiane były na giełdzie w całości. W tym przypadku Najmrodzki również kierował się twardą zasadą, że jeśli sprzedawać trefny pojazd, to tylko "cwaniakom, którzy dorobili się na krzywdzie innych", tych słabszych i biedniejszych.
"Szaszłyk" bardzo starannie dobierał swoich klientów. Jak sam mówił, skupiał się na "cwaniakach z dużą gotówką". Udawał właścicieli samochodów, które sprzedawały się u niego jak świeże bułeczki, bo miał dość konkurencyjne ceny. Sam jednak nie jeździł Polonezami. Poruszał się ukochanym modelem czarnego BMW.
"Mistrz ucieczki" ośmieszał władze i organy ścigania
Zdzisław Najmrodzki i jego gang spędzali sen z powiek milicji i komunistycznym władzom, które nieustannie ośmieszali, nie dając się złapać. Utworzono nawet specjalną grupę MO o kryptonimie "Polonez". Jej celem było złapanie "Szaszłyka" i rozbicie jego gangu.
Nie bez powodu Zdzisław Najmrodzki zyskał pseudonim "mistrza ucieczek". Był wielokrotnie aresztowany. W aresztach i zakładach karnych spędził z przerwami w sumie 11 lat. Miał na swoim koncie aż 29 ucieczek: z milicyjnego pościgu, z pułapek zastawionych specjalnie na niego, z konwojów (np. w pociągu) czy z zakładów penitencjarnych. Wiele razy skompromitował milicję, która postawiła sobie za punkt honoru złapanie go.
Czytaj także: Złodziej katalizatorów złapany na gorącym uczynku. Przygniótł go okradany samochód
Zaangażowane do tego zostały również media. W telewizji i gazetach regularnie pojawiały się komunikaty o poszukiwaniach, w których Zdzisław Najmrodzki przedstawiany był jako "niebezpieczny bandyta". Warto przy tym zaznaczyć, że "Szaszłyk" w swojej przestępczej działalności skupiał się tylko i wyłącznie na kradzieżach. Nigdy nie nikogo nie zabił. Unikał też bójek.
Zdzisław Najmrodzki został ułaskawiony przez Lecha Wałęsę
Zdzisław Najmrodzki został w końcu złapany i osadzony w więzieniu w 1989 r.
— miał mówić do współwięźniów.
W listopadzie 1994 r. ówczesny prezydent RP Lech Wałęsa ułaskawił Zdzisława Najmrodzkiego jako osobę zresocjalizowaną. Po wyjściu z więzienia król złodziei samochodów zarzekał się, że już nie wróci do świata przestępczego. W planach miał skupienie się na biznesie, ewentualnie na rolnictwie. I rzeczywiście swoje cele zaczął powoli realizować. Jego plany przerwała jednak nagła śmierć.
Czytaj także: Kradną auta w ciągu sekund, używają do tego "Game Boya". Zobacz film z kamer monitoringu!
Kochał samochody i ta miłość go zabiła
Charles Bukowski w jednym ze swoich wierszy napisał:
I dokładnie tak było w przypadku polskiego króla złodziei samochodów. Kochał samochody, żył nimi, brawurowo jeździł, kradł je i to one sprawiły, że zginął.
Niecały rok po ułaskawieniu Zdzisław Najmrodzki jechał na Mazury obejrzeć posiadłość, którą zamierzał kupić. Chciał otworzyć w niej wymarzoną restaurację. Kilkanaście kilometrów przed Mławą stracił panowanie nad samochodem, wpadł w poślizg na mokrej nawierzchni i uderzył w jadący z naprzeciwka samochód ciężarowy LIAZ. Zginął na miejscu w wieku 41 lat. Z auta został wrak.
Jak się okazało, BMW, które prowadził Zdzisław Najmrodzki, było kradzione. Tablice rejestracyjne samochodu były fałszywe. Ponadto kierowca miał przy sobie dowód osobisty na inne nazwisko. Z Najmrodzkim podróżowały jeszcze dwie osoby, które również zginęły na miejscu. A byli to 12-letni i 14-letni synowie jego przyjaciela.
"Do tragedii doszło w czwartek po południu podczas ulewnego deszczu na łuku drogi krajowej nr 7 w rejonie Pepłówka w województwie ciechanowskim. Prowadzone przez Najmrodzkiego BMW, jadące od Warszawy w kierunku Gdańska, weszło w zakręt z dużą prędkością i zostało wyrzucone na lewy pas jezdni. Samochód uderzył bokiem w próbującą uniknąć kolizji, nadjeżdżającą z przeciwka, ciężarówkę i dostał się pod koła ogromnego liaza. Jego kierowca nie odniósł obrażeń" — donosiła wtedy prasa.
Życiorys Zdzisława Najmrodzkiego był tak bujny, że powstały o nim sztuka teatralna oraz film fabularny.