Auto Świat Wiadomości Aktualności Pani Agnieszka kupiła samochód na licytacji komorniczej. Stała się podejrzana i zabrano jej auto

Pani Agnieszka kupiła samochód na licytacji komorniczej. Stała się podejrzana i zabrano jej auto

Pani Agnieszka kupiła samochód na licytacji komorniczej w urzędzie skarbowym. To miał być szybki proces i pewna ścieżka prawna, bez zaskoczeń. Szybko się okazało, że zaraz po kupieniu Range Rovera, do drzwi pani Agnieszki zapukała policja, a świeżo kupione auto zostało odebrane.

Holowanie samochodu
hedgehog94 / Shutterstock
Holowanie samochodu
  • Pani Agnieszka kupiła Range Rovera na licytacji komorniczej za 60000 zł
  • Jeszcze w dniu rejestracji samochodu do właścicielki zapukali policjanci i odebrali samochód
  • Auto przez trzy miesiące stało na parkingu, a pani Agnieszka została z niczym
  • Okazało się, że zakupiony samochód miał zawiłą historię, której nie odkrył nawet sąd

Pod koniec października pani Agnieszka zdecydowała się na zakup samochodu na licytacji komorniczej. Udało jej się wylicytować Range Rovera Sport za 60000 zł, a po wpłaceniu wylicytowanej kwoty, spisaniu dokumentów i odebraniu kluczyków, na początku listopada samochód został czasowo zarejestrowany - informuje Wyborcza.pl. Tu jednak sprawa się nie kończy, a w zasadzie dopiero zaczyna.

Zapłaciła za samochód, a kilka dni później odebrała je policja

Niestety, jeszcze w dniu rejestracji auta, do nowej właścicielki przyszli policjanci i zażądali wydania przedmiotu. Powód? Range Rover w Systemie Informacji Shengen (SIS) figuruje jako utracony w Norwegii. I według prawa tylko Norwegia, jako kraj dokonujący wpisu, może tę informację wykreślić. Moment przyjścia policji do poszkodowanej też jest nieprzypadkowy. Podczas rejestracji, gdy trzeba było podać informacje na temat auta, w systemach samochód został odnaleziony, więc policja przyjechała po auto, jako dowód w sprawie.

- Dowiedziałam się, że prokuratura wszczęła wobec mnie postępowanie. Nie mogłam korzystać z samochodu, ponieważ stał się on przedmiotem śledztwa. Nie miałam świadomości, że licytuję pojazd wpisany do rejestru SIS. W urzędzie skarbowym nikt o tym nie wspomniał. Zostałam podejrzaną w sprawie o paserstwo — powiedziała pani Agnieszka dla Wyborczej. Co gorsza, poszkodowana nie mogła się niczego dowiedzieć o sprawie, ponieważ - jak twierdzi - była podejrzaną. Została więc bez auta, za to z podejrzeniem przestępstwa.

Z drugiej strony rzeczniczka Komendy Powiatowej Policji w Oświęcimiu Małgorzata Jurecka zaprzecza, że pani Agnieszka była podejrzaną. Dodaje jednak, że procedury są bezlitosne, a czas oczekiwania na odzew drugiej strony, w tym przypadku policji norweskiej, jest nie do przewidzenia. W końcu jednak się udało otrzymać odpowiedź od Norwegów i po trzech miesiącach felerny Range Rover został zwrócony właścicielce, a sprawę umorzono.

Policja zadziałała prawidłowo. Tak musiała zadziałać

Wyborcza jednak zwraca uwagę, że policja nie popełniła tutaj żadnego błędu. Samochód figurował w systemach jako "utracony w wyniku przestępstwa" i był zarejestrowany w SIS, dlatego trzeba było podjąć działania, by go zabezpieczyć, gdy udało się ustalić jego położenie. Pozostaje jednak pytanie, jak to się stało, że samochód z nieustaloną przeszłością został w ogóle dopuszczony do licytacji?

W świetle prawa karnego, pojazd, który został zatrzymany w Polsce w sierpniu 2023 r., przeszedł na własność Skarbu Państwa. Był on własnością osoby zaangażowanej w inny proces karny i w wyniku decyzji sądowej został przejęty. Sąd Okręgowy w Krakowie podkreśla, że w trakcie całego postępowania przygotowawczego, prokurator nie natrafił na żadne ślady, które wskazywałyby na to, że samochód może pochodzić z kradzieży lub został utracony. Nie zaistniały też żadne podejrzenia co do pochodzenia samochodu. Z tego powodu sąd nie badał również SIS i samochód przeszedł na własność skarbu państwa, choć nie powinien.

Pani Agnieszka miała prawo oczekiwać, że Range Rover będzie wolny od wad prawnych

Od tego momentu samochód z prawnego punktu widzenia powinien być czysty jak łza. O tym zresztą jest przekonany sam urząd skarbowy, bo nie ma on możliwości weryfikacji okoliczności i sprawdzania baz danych. Mówiac krótko: opiera się na tym, co ustalił sąd i wystawia auto na licytację z przekonaniem, że jest wszystko w porządku.

Izba Skarbowa podkreśla zresztą, że pani Agnieszka miała prawo oczekiwać, że samochód, który wylicytowała, będzie wolny od wad prawnych. Teraz może się domagać odszkodowania za poniesione straty, czyli m.in. popsuta reputacja, nerwy i brak możliwości użytkowania samochodu, który kupiła.

Autor Mateusz Pokorzyński
Mateusz Pokorzyński
Dziennikarz AutoŚwiat.pl
Pokaż listę wszystkich publikacji