• Kierowca z Ukrainy został ukarany za prowadzenie samochodu na podstawie nieważnego prawa jazdy
  • Tymczasem polskie przepisy wciąż pozwalają na korzystanie w Polsce z ukraińskich prawa jazdy, którym skończył się termin ważności

Ukraiński kierowca musi zapłacić grzywnę, a także podporządkować się zakazowi prowadzenia wszelkich pojazdów mechanicznych. Gdyby w okresie obowiązywania zakazu wsiadł za kierownicę, mógłby trafić do więzienia. Problem w tym, że policjanci nie powinni w ogóle skierować do sądu wniosku o ukaranie kierowcy, a sąd – skoro już taki wniosek dostał – powinien doprowadzić do uniewinnienia domniemanego sprawcy wykroczenia. W tej sprawie wszyscy jednak poszli na skróty.

Nie miał ważnego prawa jazdy, ale też nie musiał mieć

Przejście graniczne Polski z Ukrainą Foto: Ivan Semenovych / Shutterstock
Przejście graniczne Polski z Ukrainą

Kierowca z Ukrainy został zatrzymany do kontroli drogowej w lutym 2023 r. Podczas kontroli okazało się, że mężczyzna nie ma ważnego prawa jazdy – jego ważność skończyła się w styczniu tego roku. Tłumaczył policjantom, że nie zdążył jeszcze wyrobić polskiego prawa jazdy.

Jest jasne, że tego typu tłumaczenia nie robią wrażenia na funkcjonariuszach drogówki. Powinni oni jednak wiedzieć, że obywatele Ukrainy na mocy polskiego prawa dostali czas na spokojne załatwienie tego rodzaju formalności.

Już w marcu 2022 r. uchwalono "Ustawę o szczególnych regulacjach w zakresie transportu i gospodarki morskiej w związku z konfliktem zbrojnym na terenie Ukrainy na terytorium RP". Na mocy tej ustawy w okresie od 1 stycznia 2022 r. do 31 grudnia 2023 r. za ważne uznaje się także prawa jazdy wydane przez właściwe organy administracji Ukrainy, których termin ważności upłynął.

W największym uproszczeniu: prawo jazdy obywatela Ukrainy straciło wprawdzie ważność, ale w Polsce uznawane jest za ważne do końca 2023 r. i uprawnia ono do kierowania samochodem. Za korzystanie z niego nie wolno karać jego posiadacza.

Niech sąd się martwi – oto staranność organów ścigania

Nie wolno karać, ale... można. Policjanci powinni byli wprawdzie znać przepisy określające, jakie dokumenty uprawniają do kierowania samochodem na drogach publicznych, w ostateczności powinni zreflektować się na etapie sporządzania wniosku o ukaranie kierowcy, ale nie zrobili tego. Prawda jest taka, że tego rodzaju czynnościom rzadko towarzyszy głębszy namysł zgodnie z zasadą: teraz niech sąd się martwi.

Gorzej, że równie typową czynnością – już po stronie sądu – jest wydawanie wyroków nakazowych na podstawie materiałów dostarczanych przez policję. Obowiązuje ślepa wiara w jakość policyjnego "urobku" oraz dążenie do pozbycia się problemów zgodnie z zasadą: teraz niech ukarany się martwi. Ta zasada obowiązuje np. podczas rozpatrywania wszelkich spraw związanych z odmową przyjęcia mandatu, choć co do zasady – jeśli ktoś odmówił przyjęcia mandatu – raczej liczy na wysłuchanie przez sąd, na możliwość przedstawienia swojego stanowiska.

Tak działają wyroki nakazowe: przegapisz termin i płacisz

Postępowanie nakazowe polega na tym, że sąd rezygnuje z przeprowadzenia rozprawy, opierając się wyłącznie na materiałach otrzymanych od oskarżyciela (w tym przypadku od policji). Jest jednak warunek: sprawa musi być oczywista, nie może budzić żadnych wątpliwości.

Wyrokiem nakazowym sąd może nałożyć karę (w tym przypadku nałożył grzywnę 1500 zł i 6 miesięcy zakazu prowadzenia wszelkich pojazdów mechanicznych). Gdy obwiniony dostanie list sądu zawierający taki wyrok, ma dwie możliwości: odwołać się od takiego wyroku (wnieść sprzeciw) albo przyjąć wyrok. Jeśli w terminie wskazanym w piśmie z sądu kierowca nie wniesie sprzeciwu, wyrok staje się prawomocny.

Na marginesie: sprzeciw od wyroku nakazowego nie ma sztywno określonej formy, jednak musi dotrzeć do sądu w terminie albo zostać nadany listem poleconym w odpowiednim terminie, z pisma musi wynikać wyraźnie, jakiego wyroku dotyczy i że nie zgadzamy się z nim, żądając przeprowadzenia rozprawy. Po otrzymaniu sprzeciwu sąd powinien wyznaczyć termin rozprawy. Warto mieć na uwadze, że ilekroć odmówimy przyjęcia mandatu od policjanta, możemy dostać pocztą wyrok nakazowy, w którym sąd uznaje nas za winnych. Nie należy się tym przejmować – jeśli uważamy, że jesteśmy niewinni, należy zgłosić sprzeciw. Fakt wydania w trybie nakazowym wyroku orzekającego o winie absolutnie nie przesądza o tym, jak sprawa się zakończy.

Ukrainiec nie wniósł sprzeciwu, ale sprawa trafiła do Rzecznika Spraw Obywatelskich

Rzecz w tym, że wielu ludzi nie rozumie tej procedury i z różnych przyczyn nie jest w stanie odnieść się do wyroku nakazowego, z którego wynika, że jesteśmy winni i mamy do zapłaty np. grzywnę. Jeśli chodzi o obywatela Ukrainy, nie ma się co dziwić, że nie wniósł w terminie sprzeciwu, prawdopodobnie nie wiedział, jak to zrobić, może nawet uwierzył policjantom, że popełnił poważne wykroczenie.

Sprawa kierowcy z Ukrainy, już po uprawomocnieniu się wyroku, trafiła na biurko Rzecznika Praw Obywatelskich. W komunikacie RPO czytamy:

W tym przypadku Sąd Okręgowy odmówił przywrócenia terminu (zgody na przyjęcie sprzeciwu od wyroku nakazowego po upływie terminu), niemniej RPO zdecydował się na wniesienie kasacji od wyroku na korzyść ukaranego.

Nie wpłynie to na cofnięcie podstawowej kary (zanim dojdzie do rozstrzygnięcia, okres zakazu prowadzenia pojazdów minie), niemniej kierowca nie będzie musiał płacić grzywny (lub odzyska zapłacone pieniądze), no i odzyska honor.

Dla nas ta historia jest natomiast kolejnym przypomnieniem, że lepiej nie liczyć na rzetelność organów ścigania podczas sporządzania wniosków do sądu o ukaranie, a potem – gdy już sprawa trafi do sądu – lepiej odbierać listy i wnieść sprzeciw w terminie. Inaczej nikt nas nie wysłucha, ale chętnie nałoży karę.