Współpraca reklamowaTestujemy na paliwach
Auto Świat > Wiadomości > Aktualności > Z Forda Scorpio nie było co zbierać. Polscy mistrzowie nie mieli żadnych szans

Z Forda Scorpio nie było co zbierać. Polscy mistrzowie nie mieli żadnych szans

Autor Tomasz Gdaniec
Tomasz Gdaniec

Władysław Komar i Tadeusz Ślusarski wracali z zawodów lekkoatletycznych w Międzyzdrojach. Krótko przed godz. 18 wjechali do wsi Przybiernów (woj. zachodniopomorskie). Do Warszawy mieli ponad 600 km. Nigdy tam nie trafili. Uderzył w nich kierowany przez innego sportowca Renault 25. Dziś mija 25 lat od tego tragicznego wypadku, w którym zginęli wybitni polscy sportowcy.

Z Forda Scorpio nie było co zbierać. Polscy mistrzowie nie mieli żadnych szans
Z Forda Scorpio nie było co zbierać. Polscy mistrzowie nie mieli żadnych szansŹródło: PAP / PAP/Remigiusz Sikora, PAP/Robert Stachnik
  • Olimpijczycy Władysław Komar i Tadeusz Ślusarski zginęli w wypadku samochodowym 17 sierpnia 1998 r. pod Przybiernowem (woj. zachodniopomorskie). Renault 25 zjechał ze swego pasa ruchu i uderzył w auto sportowców
  • Zdarzenie przeżył tylko przyjaciel olimpijczyków Krzysztof Świostek, który wyjątkowo zapiął pasy. Z palącego się Forda Scorpio wyciągnął obu przyjaciół. Nie wiedział jeszcze, że nie żyją
  • Wypadku nie przeżył sprawca zdarzenia kierujący Renault 25 biegacz Jarosław Marzec. Policjanci ustalili, że oba auta jechały z prędkością 120 km na godz.
  • Więcej podobnych wiadomości znajdziesz na stronie głównej Onetu

Władysław Komar, Tadeusz Ślusarski oraz ich przyjaciel Krzysztof Świostek wspólnie wracali z zawodów "Bursztynowej Mili" w Międzyzdrojach. Jeszcze z mapą na kolanach ustalili, czy do Warszawy mają jechać przez Bydgoszcz, czy Poznań. Komar bez żalu oddał przyjacielowi kierownicę, ponieważ kilka lat wcześniej podczas prowadzenia auta miał atak migotania przedsionków.

Była piękna pogoda, sznur samochodów. Szeroka jezdnia, duże, szerokie pobocze. Nagle w kierowanego przez Ślusarskiego (Komar spał na tylnej kanapie, a Świostek siedział z przodu na miejscu pasażera) Forda Scorpio uderzył samochód marki Renault 25, który z niewyjaśnionych powodów zjechał ze swego pasa ruchu.

Dalszą część artykułu znajdziesz pod materiałem wideo:

Dalszy ciąg artykułu pod materiałem wideo

"Parę godzin wcześniej jedliśmy sobie rybkę"

Oba auta jechały ponad 120 na godz. W efekcie uderzenia auto z olimpijczykami zrobiło "bączka" i wpadło do rowu. Zaczęło się palić. Jako jedyny wypadek przeżył trzeci z pasażerów sprinter Krzysztof Świostek, który zaraz po zdarzeniu wyciągnął z wraku obu olimpijczyków. Po chwili na miejscu pojawił się lekarz, który stwierdził zgon obu olimpijczyków. Dziennikarz "Super Expresu" zapytał Świostka, co pamięta z wypadku.

Każdą chwilę. Łącznie z pierwszą, kuriozalną myślą, jaka przyszła mi do głowy sekundy po zderzeniu: "Super! Trzeba będzie naprawić auto u blacharza, to jeszcze parę dni nad morzem posiedzimy". Parę godzin wcześniej jedliśmy sobie rybkę w Międzyzdrojach relacjonował w rozmowie z "SE" Świostek.

Kilka dni później zmarł w szpitalu kolejny uczestnik tej kraksy, lekkoatleta, kierujący francuskim autem Jarosław Marzec. Okazało się, że Świostek wyszedł bez większego szwanku z wypadku, ponieważ wyjątkowo miał zapięte pasy. Inaczej przeleciałby przez przednią szybę, a tak miał "tylko" połamane żebra.

Kim byli Władysław Komar i Tadeusz Ślusarski — wyjaśniamy

Władysław Komar (1940-1988) oraz Tadeusz Ślusarski (1950-1998) byli olimpijczykami oraz wybitnymi reprezentantami Polski. Pierwszy z nich uprawiał pchnięcie kulą (złoty medal IO w Monachium w 1972 r.), a drugi specjalizował się w skoku o tyczce (zdobył olimpijskie złoto podczas IO w Montrealu w 1976 r.). Sportowcy byli bardzo bliskimi przyjaciółmi.

Miejsce upamiętnienia katastrofalnego wypadku polskich olimpijczyków
Miejsce upamiętnienia katastrofalnego wypadku polskich olimpijczykówŹródło: PAP / PAP/Jerzy Undro

Wypadek olimpijczyków odbił się szerokim echem w świadku sportowym. "Nie mogę do dziś odżałować, że to mnie czas nie pozwolił, by w sierpniu 1998 ruszyć z chłopakami do Międzyzdrojów. Bo w pierwotnej wersji właśnie ja miałem ich tam zawieźć swoim samochodem. Może gdybym wtedy pojechał, Władek i Tadek żyliby do dzisiaj" wspominał dziennikarz Maciej Petruczenko w "Przeglądzie Sportowym" w 22. rocznicę tragedii.

Źródło: "Super Express, "Przegląd Sportowy"

Tomasz Gdaniec
materiał promocyjny

Sprawdź nr VIN za darmo

Zanim kupisz auto, poznaj jego przeszłość i sprawdź, czy nie jest kradziony lub po wypadku

Numer VIN powinien mieć 17 znaków