• "Polska i inne kraje naszej części Europy mogą nie nadążyć za szybkim tempem przechodzenia na e-mobilność"
  • "Nad Europą wisi kryzys energetyczny, koszty produkcji samochodów będą więc radykalnie rosnąć i będzie musiało się to przełożyć na poziom cen"
  • "Rynek aut używanych stanie się jeszcze bardziej profesjonalny, dostarczy produkt w pełni sprawdzony, z gwarancją i w korzystnym finansowaniu. Znacznie się zmniejszy ryzyko zakupu samochodu z niepewną przeszłością"
  • Więcej takich tekstów znajdziesz na stronie głównej Onetu

Tomasz Porawski pracuje w Skodzie już ćwierć wieku. W 2015 r. został dyrektorem tej marki w Volkswagen Group Polska po sześciu latach kierowania jej sprzedażą. Osoby z taką wiedzą, umiejętnościami i doświadczeniem nie mogliśmy więc nie zapytać o to, co czeka polski rynek motoryzacyjny i jego klientów w bliższej i dalszej przyszłości.

To najnowsza część "Motoryzacji bez paliwa", czyli naszego cyklu rozmów z polskim szefami najpopularniejszych marek aut. W poprzednich odcinkach wystąpili Jacek Pawlak (Toyota) i Grzegorz Zalewski (Dacia). Dziś pora na Skodę.

Krzysztof Wojciechowicz: Czy dla rynku motoryzacyjnego w Polsce idą ciężkie czasy? Pytam o najbliższe 10 lat.

Tomasz Porawski: Na pewno tak. Skoda była o tym przekonana jeszcze przed pandemią i rosyjską inwazją w Ukrainie. Nasze przeświadczenie wynikało z szybkiego tempa przechodzenia na e-mobilność, za którym może nie nadążyć ani Polska, ani inne kraje naszej części Europy. Dodatkowo dziś jesteśmy skonfrontowani z poszarpanymi łańcuchami dostaw – co oznacza problemy z dostępnością samochodów, a od kilku miesięcy również i niepewność popytu. Widmo zbliżającej się recesji też nie podnosi na duchu.

Jak bardzo mogą więc podrożeć nowe samochody w ciągu roku?

Dobrze wiemy, jaką mamy inflację. Nawet jeśli nie jest ona głównie napędzana wzrostem cen nowych aut, to i tak należy się spodziewać podwyżek średnio o 5-7 proc. Nad Europą wisi kryzys energetyczny, koszty produkcji samochodów będą więc radykalnie rosnąć i będzie musiało się to przełożyć na poziom cen. Przy czym auta elektryczne podrożeją bardziej od spalinowych, co wynika z problemów z dostępnością i wzrostem cen surowców niezbędnych do produkcji akumulatorów trakcyjnych.

A potem w życie wejdzie norma Euro 7 i samochody znowu podrożeją…

Nie wiadomo, kiedy to konkretnie nastąpi, ale raczej ok. 2027 r. To będzie punkt zwrotny dla całej branży. W Euro 7 widzę duże zagrożenie nie tylko dla miniaut [np. Fiat Panda i Kia Picanto – dop. red], ale też dla miejskich samochodów [np. Skoda Fabia – dop. red]. Aby pokryć wyższe koszty wynikające z dostosowania do Euro 7, ich ceną mogą wzrosnąć, i to do tego stopnia, że ludzi zwyczajnie nie będzie na nie stać. Oznacza to w konsekwencji nieopłacalność produkcji i wycofanie z oferty.

Dalsza część tekstu pod materiałem wideo

Skoro tak bardzo podrożeją najbardziej przystępne obecnie nowe auta, to czy nie czeka nas zalew samochodów używanych z importu?

Mam nadzieję, że nie będziemy szukać pomocy w imporcie i że lukę po nowych miejskich modelach wypełnią relatywnie młode używane auta od początku eksploatowane w Polsce. Bo proszę sobie wyobrazić taki scenariusz: skoro nowe samochody podrożeją, to część osób ich nie kupi, nawet na kredyt, ale za to może się zdecydować na najem z elastycznym terminem umowy. Obecnie klienci Skody najczęściej zawierają umowy na trzy lata, ale wynika to trochę z obawy, że jeśli wybiorą krótszy okres, to później będą mieli problem z dostępnością kolejnego auta. Kiedy jednak podaż się ustabilizuje i jednocześnie samochody podrożeją, to wzrośnie liczba klientów bardziej zainteresowanych finansowaniem ich użytkowania w ściśle określonym czasie niż zakupem. Auta po takich kontraktach – trwających rok, pół roku – zostaną ważnym źródłem zasilania rynku wtórnego, będąc świetną propozycją dla osób, które chcą mieć samochód na własność, ale nie stać ich na fabrycznie nowy pojazd.

To może zupełnie zmienić rynek wtórny w Polsce.

Tak, stanie się on jeszcze bardziej profesjonalny, dostarczy produkt w pełni sprawdzony, z gwarancją i w korzystnym finansowaniu. Znacznie się zmniejszy ryzyko zakupu samochodu z niepewną przeszłością, a rola sprzedaży komisowej z "żużlowego placu" zostanie ograniczona.

Tomasz Porawski, dyrektor marki Skoda w Polsce Foto: Skoda
Tomasz Porawski, dyrektor marki Skoda w Polsce

Nadchodzi za to nowa era – elektromobilności. Gdzie Polacy najczęściej ładują swoje Skody Enyaq iV?

Jeszcze nie prowadziliśmy takich szczegółowych badań, ale jest to raczej domowe ładowanie. W Polsce samochód elektryczny nadal jest pewnym wyzwaniem, jeżeli chodzi o długie podróże, głównie ze względu na słabą infrastrukturę szybkich ładowarek. Nie jest to oczywiście niemożliwe, ale nadal wymaga większego wysiłku i dobrego zaplanowania trasy. Nie zmienia to faktu, że auta z napędem elektrycznym oferują wiele niewątpliwych zalet, takich jak dynamiczne przyspieszenie, płynna i cicha jazda. Również w Polsce mogą one być bezemisyjne – szczególnie jeśli korzystamy z prądu wyprodukowanego z zamontowanych na dachu paneli fotowoltaicznych.

Co trzeba zrobić, żeby to się zmieniło?

Pierwszy impuls wyraźnie zachęcający do zakupu powinien wyjść od rządu – taki system zadziałał w Skandynawii i Europie Zachodniej. W Polsce musi być odpowiednio duża liczba samochodów elektrycznych, aby prywatnym firmom opłacała się budowa sieci ładowarek.

O jakim impulsie pan myśli?

O rządowych zachętach finansowych dla klientów. Mamy wprawdzie program "Mój Elektryk", ale jest on bardzo mocno zbiurokratyzowany i mało przyjazny, poza tym kwoty dopłat powinny być rewaloryzowane zgodnie z inflacją.

Mnóstwo Polaków mieszka w blokach i najlepszym rozwiązaniem dla nich byłyby osiedlowe "słupki" ładowarek obok miejsc parkingowych. Ale czy na drodze nie staną wspólnoty mieszkaniowe, w których zawsze jakaś grupa będzie na "nie", przez co całe osiedle zostanie pozbawione możliwości wygodnego ładowania?

Myślę, że to całkiem uzasadniona obawa. Nie jestem przekonany, że taki proces przebiegnie gładko. Trudno więc powiedzieć, kiedy z naszymi elektrykami będziemy w stanie skutecznie dotrzeć do mieszkańców bloków. Niestety, struktura mieszkalnictwa w Polsce odbiega trochę od Europy Zachodniej, gdzie domów jednorodzinnych jest więcej. Musimy jednak lobbować za tym, aby samochody elektryczne były komfortowym rozwiązaniem dla jak największej liczby osób. Pamiętajmy także o tym, że z roku na rok obserwujemy postępy w zakresie zasięgu aut elektrycznych oraz szybkości ich ładowania. Z roku na rok będzie zajmowało ono coraz mniej czasu.

Prototypowa Skoda Vision 7S to zapowiedź nowego designu tej firmy Foto: Skoda
Prototypowa Skoda Vision 7S to zapowiedź nowego designu tej firmy

A czy polska sieć energetyczna to wytrzyma? Zwłaszcza jeśli w Unii Europejskiej w 2035 r. istotnie wejdzie w życie zakaz pierwszych rejestracji samochodów spalinowych i hybrydowych?

Myślę, że polska sieć energetyczna wymaga głębokich przemian niezależnie od tego, jak będzie się rozwijała sytuacja z e-mobilnością. Potrzebujemy też inwestycji, które zwiększą produkcję energii elektrycznej. Sądzę, że wojna w Ukrainie wymusi szybką rewolucję zarówno w europejskim, jak i w polskim sektorze energetycznym. Nie czuję się na siłach, żeby wyrokować, czy powinniśmy pójść tylko w stronę odnawialnych źródeł energii, czy dodatkowo elektrowni atomowych. Ale bez odważnych decyzji w obu tych obszarach, plany UE odnośnie 2035 r. są mało realne. Aby je zrealizować, potrzebujemy dużo energii elektrycznej z bezemisyjnych lub niskoemisyjnych źródeł.