- Nawet 800 tys. aut z Chin może trafić na europejski rynek w ciągu kilku lat. Część z nich (ponad 300 tys.) to auta europejskich marek
- Analitycy przewidują, że producenci z Europy i Ameryki będą przenosić do Chin produkcję pojazdów elektrycznych
- Więcej takich tekstów znajdziesz na stronie głównej Onet.pl
Europa w coraz większych tarapatach. Według prognoz niemieckiego oddziału PwC już w 2024 r. to zakłady w Chinach będą lepiej zaspokajać europejski popyt na nowe samochody elektryczne i spalinowe niż lokalne fabryki na naszym kontynencie. Przewaga importu nad eksportem będzie zasługą nie tylko chińskich firm, ale i europejskich koncernów przenoszących produkcję do Azji.
Dalsza część tekstu pod materiałem wideo
Dalszy ciąg artykułu pod materiałem wideoAnalitycy przewidują, że w ciągu kilku najbliższych lat na nasze drogi może trafiać nawet do 800 tys. importowanych aut rocznie, z czego ok. 330 tys. z logo firm z naszego regionu. Większość z nich będą stanowić auta azjatyckich marek, które koncentrują się na modelach bardziej przystępnych cenowo. A takich obecnie bardzo brakuje w salonach. Paradoksalnie łatwiej o drogiego, dużego elektrycznego SUV-a marki premium niż niedrogie miejskie auto zasilane prądem.
Firmy z Europy stawiają na drogie auta elektryczne
"Europejscy producenci wciąż borykają się z problemami z dostawami i koncentrują się przede wszystkim na modelach BEV w wyższym segmencie cenowym. Z drugiej strony chińscy producenci zoptymalizowali i dalej rozwinęli swoje produkty na rynku krajowym, dzięki czemu teraz wprowadzają do Europy niedrogie modele BEV, innowacyjną technologię i nowe koncepcje. W rezultacie widzimy, że żaden europejski model nie znalazł się w pierwszej piątce najlepiej sprzedających się samochodów elektrycznych na świecie" – wyjaśnił Felix Kuhnert z niemieckiego oddziału PwC.
Niepokój Niemców nie powinien dziwić. Tamtejsze koncerny motoryzacyjne zdobyły zaledwie 4,1 proc. udziałów w chińskim rynku (dane za trzy pierwsze kwartały 2022 r.). Wprawdzie konkurencja z Chin jest obecnie jeszcze skromna na naszym kontynencie (prognozowane 5 proc. udziałów w UE dopiero w 2030 r.), ale może się to zmienić dość szybko. Producenci z UE mocniej zmagają się bowiem nie tylko ze wzrostem cen energii, ale także poważnymi zakłóceniami w łańcuchu dostaw. A w tej mierze dostawcy z Chin odgrywają dość istotną rolę.
Droga energia to początek problemów w Europie
"Obecnie obserwujemy, jak Europa jako lokalizacja motoryzacyjna znajduje się pod presją z wielu stron. Oprócz zakłóconych łańcuchów dostaw producenci w Europie są szczególnie zaniepokojeni wzrostem cen energii" – wyjaśnił Jörn Neuhausen ze Strategy & Deutschland.
Przeczytaj także: Chińskie auta lepsze od BMW i Tesli. Zaskakujący raport amerykańskich badaczy
Niewykluczone zatem, że nawet jeśli w każdym z nas zwycięży lokalny patriotyzm i wybierzemy europejską markę, to dealer zrealizuje zamówienie, dostarczając nam nowy model Audi, Mercedesa, Volvo czy Volkswagena prosto z chińskiej fabryki. Zapewne niejednemu klientowi nie będzie to przeszkadzać. Co innego jednak z perspektywy zatrudnienia.