- Rynek części zamiennych jest wart biliony dolarów
- Na podrabianych częściach zarabia się najlepiej, bo da się je wyprodukować za grosze
- Tanie zamienniki z Azji mogą nie spełniać żadnych norm, są przemycane do Europy albo importowane z fałszywymi dokumentami
- Kunszt azjatyckich rzemieślników jest często zadziwiający – ze złomu, przy użyciu najprostszych narzędzi potrafią produkować części, które na pierwszy rzut oka trudno odróżnić od oryginałów
- Zachęcamy do oddawania głosów w ankiecie, która znajduje się pod artykułem
– "Panie, te części to są w zasadzie oryginały, oni je robią w tej samej fabryce w Chinach czy Indiach, która też robi dla Mercedesa i Volkswagena, ale po godzinach i bez znaczka. A za znaczek się płaci najwięcej. W ASO to kosztuje, dajmy na to 1000 zł, a ja mogę sprzedać za 200 zł." – brzmi wiarygodnie, prawda?
Albo: "U nas mają jakieś chore narzuty i marże, my sprowadzamy bezpośrednio, dlatego jest taniej. Pudełko trochę inne niż w ASO, bo to na inne rynki jest."
Czy to możliwe? Tak, ale...
Rzeczywiście wiele podzespołów da się ściągnąć z zagranicy znacznie taniej niż przez oficjalne kanały dystrybucji, albo kupić bezpośrednio u tego samego producenta, który dostarcza ich na pierwszy montaż wytwórcom aut. Ale to tylko część prawdy!
Handel częściami zamiennymi to miliardowy interes. Wystarczy policzyć: na świecie mamy dziś ok. 1,475 mld samochodów, rocznie pojawia się ok. 90 mln nowych aut na rynku. Samochody nie są wieczne, nawet jeśli się nie zepsują, to i tak potrzebują raz na jakiś czas przynajmniej nowych filtrów, klocków hamulcowych, tarcz, opon. To są setki milionów części zamiennych wartych biliony dolarów! Oczywiście, sporą część tego interesu mają w swoich rękach globalne koncerny, ale są też i mniejsi gracze, którzy próbują coś z tego wielkiego tortu uszczknąć. Szczególnie w Europie ci mniejsi dostawcy nie mają lekko: wysokie koszty energii i pracy, wyśrubowane wymagania dotyczące ochrony środowiska, bezpieczeństwa i warunków pracy, koszty wymaganych prawem homologacji i dopuszczeń, wymagania dotyczące utrzymania standardów i jakości produkcji, przepisy wymagające brania odpowiedzialności za dostarczany produkt w razie jego awarii, albo kiedy na skutek jego wad dojdzie do tragedii. Do tego dochodzą gigantyczne koszty badań i rozwoju, patentów. Są jednak miejsca na świecie, gdzie wymagania są znacznie niższe. Wbrew obiegowej opinii, mowa tu wcale już nie głównie o Chinach, gdzie w zaawansowanym technologicznie przemyśle od dawna nikt nie pracuje za "miskę ryżu".
Podróbki części: rynek wart biliony dolarów
Tak, to nie pomyłka – na podrabianych częściach zamiennych marże bywają wyższe niż na narkotykach! Według szacunków World Trademark Review roczne straty gospodarcze wynikające z podrabiania samych tylko części samochodowych to ok. 2,3 biliona dolarów. Dla przypomnienia, bo tak astronomicznymi kwotami operujemy rzadko, bilion to tysiąc miliardów, a 2,3 biliona to jakieś trzy razy tyle, ile wynosi Produkt Krajowy Brutto (PKB) Polski!
Podrabiane części pochodzą z różnych części świata, ale prym wciąż wiedzie Azja. Koszty ich wytwarzania to często zaledwie znikomy ułamek tego, ile trzeba za nie zapłacić np. w legalnie działających firmach w Europie. Jak to możliwe? Najłatwiej to zrozumieć, oglądając załączone filmy. Części są wytwarzane z najtańszych materiałów, których jakości nikt nie kontroluje, przy użyciu przestarzałych maszyn, które nie zapewniają wymaganej precyzji i powtarzalności wykonania. Nikt się nie przejmuje ochroną środowiska czy bezpieczeństwem i zdrowiem pracowników, a "badania i rozwój" ograniczają się zwykle do zakupu części oryginalnych na wzór i próby możliwie wiernego odtworzenia ich wyglądu – bo o precyzyjnym odtworzeniu parametrów i właściwości nie ma mowy. No i nierzadko przy produkcji pracują nieletni.
Twoje nowe tarcze hamulcowe miesiąc temu były kaloryferem
W sieci znaleźć można setki filmów, na których widać, jak przy pomocy najprostszych maszyn, w prymitywnych warunkach, azjatyccy rzemieślnicy potrafią produkować części, które na pierwszy rzut oka nie różnią się wcale aż tak bardzo od wyrobów renomowanych marek. Kunszt rzemieślników jest godny podziwu, ale nie ma się co łudzić, że w taki sposób da się rzeczywiście produkować podzespoły, które spełniają wymogi nowoczesnych aut.
Jeśli myślicie, że tarcze hamulcowe odlane ze stopu, który powstał z pobieżnie przebranego złomu – kaloryferów, resztek starych aut, prętów – i toczone na oko na 100-letniej tokarce, będą tak samo wytrzymałe i bezpieczne, jak te, które odlano ze stopu o precyzyjnie dobranym składzie, przy kontrolowanej temperaturze, a później obrabianych na cyfrowo sterowanych maszynach, to jesteście – najdelikatniej mówiąc – w błędzie.
Filtry niebezpieczne dla silnika i wtryskiwaczy
To samo dotyczy niezwykle często podrabianych filtrów oleju czy paliwa. Skopiować blaszaną obudowę jest niezwykle łatwo, ale już z uzyskaniem poprawnych parametrów jest znacznie trudniej. Wystarczy odrobina brudu, żeby w nowoczesnym silniku zniszczyć kosztujące dziesiątki tysięcy wtryskiwacze.
Nowoczesne silniki wymagają zwykle, żeby paliwo było oczyszczane z zanieczyszczeń grubszych niż 3 μm. Szanse na to, że filtr ze zwiniętą w środku fizeliną, przyklejoną ręcznie przy pomocy kleju własnej roboty, spełni takie wymagania, są żadne. Podobnie jest z filtrami oleju, które "w oryginale" najczęściej nie są wcale aż tak prosto zbudowane, jak mogłoby się wydawać.
Filtr musi z jednej strony skutecznie oczyszczać olej, a materiał filtrujący musi mieć na tyle dużą powierzchnię, żeby zaabsorbować jak najwięcej opiłków, ale z drugiej strony nawet zanieczyszczony filtr musi zachowywać wymaganą przepustowość. Dodatkowo wiele filtrów ma zawory, które z jednej strony mają zapobiegać np. cofaniu się oleju, a z drugiej – np. w razie nadmiernego zabrudzenia filtra, przepuszczać olej do silnika bez filtrowania, żeby nie pracował bez żadnego smarowania.
Części produkowane w takich warunkach mogą się nadawać do aut skonstruowanych kilkadziesiąt lat temu – w gruncie rzeczy produkcja podzespołów np. do Syreny czy Zaporożca wyglądała kiedyś podobnie – ale nie do współczesnych konstrukcji.
Warto też wiedzieć, że prawdziwe interesy na podrabianych częściach robią zwykle nie ich np. pakistańscy czy chińscy producenci, a pośrednicy i przemytnicy. Z małych, rzemieślniczych zakładów elementy często wychodzą bez żadnych znaków towarowych, te są nanoszone dopiero później, często już po tym, kiedy trafią one do Europy. Zanim więc zdecydujecie się na okazyjny zakup z niewiadomego źródła, lepiej przemyślcie to dwa razy. Wyjątkowe okazje nie zdarzają się często.