Przyzwoitość nakazuje być tolerancyjnym – musiałem go więc zaakceptować w tym odświętnym ubraniu. Próbowałem dociec, czy jest ku temu jakaś okazja – w końcu królowa Elżbieta II w tym roku obchodziła swój sapphire jubilee, czyli 65-lecie panowania – ale nie. Piękny Aston miał po prostu taki kaprys, żeby przybyć do Polski ozdobiony krzyżami Świętych Jerzego, Patryka i Andrzeja. Może usłyszał, że nad Wisłą lubujemy się w krucyfiksach? Na komplement tego odzienia ostatecznie się nie zdobyłem, choć jako miłośnik jego urody miałem nawet przygotowaną formułkę po angielsku.
Częścią brytyjskiego garnituru auta była bowiem równie autentyczna pogoda. Liczyłem na komplet pamiątkowych zdjęć w aurze złotej polskiej jesieni, ale sążnisty deszcz przynosił smutny jej koniec. To jednak nie powód, by popadać od razu w melancholię czy nawet złość. Staliśmy tak chwilę w garażu, patrząc na siebie. Zacząłem się trochę denerwować, bo wiedziałem, że gość oczekuje rozrywek. Spontan. Jedziemy poszwendać się po mieście. Wsiadłem, on ryknął i już zdążyłem zapomnieć o patriotycznym wdzianku.
Aston Martin DB11 – inny świat
Wnętrze miał nienagannie gustowne. Wszystko wykonane z gładkiej i przyjemnie miękkiej skóry. Wybarwiona na ciemny granat, pachniała intensywnie. Wymyślnie wyprofilowane boczki drzwi, podsufitkę i elektrycznie przesuwany podłokietnik ozdobiono dziurkowaniem jak w męskich butach typu Budapester. Zdecydowanie wolałem go podziwiać ze środka niż z zewnątrz. Elektronika zapożyczona z Mercedesa też mu pasuje lepiej niż stare multimedia z Volvo. Zaletą wirtualnych zegarów jest z kolei lepsza ich czytelność. Dawne analogowe były może i ładniejsze, ale w praktyce służyły bardziej jako dzieło sztuki niż źródło informacji.
Skrzynię biegów obsługuje się tradycyjnie dla Astona guzikami na szczycie deski rozdzielczej. Do tego łatwo przywyknąć. Trudniej szła mi obsługa wszystkich innych funkcji dotykowymi przyciskami, zgromadzonymi ciasno piętro niżej. Bardzo liczyłem na to, że Aston nie ulegnie temu niechlubnemu trendowi. Dobrze, że chociaż temperaturę można zmieniać przełącznikiem.
Aston Martin DB11 – nie ma „komfortu”, jest „GT”
Lansujemy się zalanymi ulicami Warszawy w trybie GT. Tak nazywa się program najłagodniejszych ustawień podzespołów Astona DB11. To nie znaczy, że wydech jest cichy, a reakcja silnika na gaz – ospała. Wręcz przeciwnie. 5,2-litrowe V12 ryczy szczerym gardłowym tonem, turbosprężarki – o dziwo! – nie krępują jego pięknej barwy głosu. Ale tej jeździe towarzyszy niskoobrotowa melodia. O włos za mocno naciskam gaz i tylne koła zaczynają buksować. Letnie Bridgestone’y Potenza S 007 ewidentnie go uwierają. OK, przy 6 stopniach Celsjusza, w strugach deszczu i z 700 Nm, osiąganymi już przy 1500 obr./min, tylna oś może czasem się wyślizgnąć, ale nie aż tak. Aston łobuzuje, wciąż próbuje coś nawywijać. To jednak nie czas ani miejsce, by dezaktywować ESP, które co chwilę miga i dławi silnik. Z jakiegoś powodu inżynierowie oszczędzili DB11 napędu na 4 koła, choć w tych warunkach ułatwiłby dostojniejszą jazdę.
Aston Martin DB11 – dane techniczne
Silnik | benz. V12 biturbo |
Pojemność | 5204 cm3 |
Moc maksymalna | 608 KM/6500 obr./min. |
Maks. moment. obr. | 700 Nm/1500 obr./min. |
Napęd | na tylne koła |
Skrzynia biegów | automatyczna 8-biegowa |
Dł./szer./wys. | 4750/1948/1290 mm |
Masa własna | 1870 kg |
Poj. bagażnika | 270 l |
Prędkośc maks. | 322 km/h |
Przysp. 0-100 km/h | 3,9 s |
Cena | 1 200 000 zł (bez opcji) |
Na nic mi 608 koni, karbonowy wał napędowy i 8-stopniowa skrzynia biegów w układzie transaxle dla lepszego rozkładu mas. Skoro Aston tak bardzo walczy z przyczepnością, to może pozwolić mu ją stracić na dobre... Ulice Warszawy to nie miejsce na takie eksperymenty. Udajemy się w ustronne rewiry. Opuszczona hala fabryczna nie wydaje się naturalnym środowiskiem eleganckiego GT, ale to właśnie tu postanawiam spuścić DB11 ze smyczy.
Przełączam na najostrzejszy tryb S+: V12 podnosi głos, a cały Aston jakby zbiera się w sobie, dostaje zastrzyk adrenaliny. Dogrzebuję się w menu do opcji wyłączenia ESP i... stawia mnie bokiem. Szybki, dobrze wyważony układ kierowniczy pozwala jednak zręcznie kontrolować poślizg. Nigdy, przenigdy nie śmiałbym podejrzewać, że tak się skończy moje spotkanie z dostojnym Astonem DB11. Spod tego płaszczyka dumy narodowej wyłonił się łobuz, który maniakalnie wzbija tylnymi kołami tabuny kurzu. Sam się o to prosił i ja to szanuję. Czasem i arystokrata musi odpiąć wrotki.
Aston Martin DB11 – naszym zdaniem
DB11 z założenia ma służyć do szybkiego pokonywania dużych odległości, ale pokazało mi inną twarz. Przez krótki czas, gdy je miałem, deszcz nie przestał padać nawet na chwilę. Może kiedyś jeszcze się spotkamy przy lepszej pogodzie i poznamy z innej strony. Ja je takie jednak polubiłem.