Auto Świat Testy Forthing T-Five: zachwyciłem się tym "chińczykiem" i rozczarowałem się. Co z nim nie tak?

Forthing T-Five: zachwyciłem się tym "chińczykiem" i rozczarowałem się. Co z nim nie tak?

Forthing T-Five – samochód przezywany czasem "chińskim Lambo" – to SUV, a może raczej crossover o wymiarach zbliżonych do Toyoty RAV4. T-Five początkowo sprzedawany był wyłącznie z napędem benzynowym (ale za to za jedyne 130 tys. zł), a teraz oferowany jest także jako hybryda. Pełna hybryda, która w bezpośrednim odbiorze zachowuje się… podobnie jak hybrydy najpopularniejszej w Polsce japońskiej marki. Cena Forthinga T-Five to niecałe 156 tys. zł za jedyną dostępną wersję (prawie) wszystkomającą. Jazda tym samochodem była dla mnie niezwykłą przygodą i powiem wam, czy to na pewno okazja.

Forthing to marka na razie egzotyczna na polskim rynku. Samo auto także jest... egzotyczneMaciej Brzeziński / Auto Świat
  • Forthing T-Five to jeden z pierwszych chińskich samochodów na polskim rynku wyposażony w napęd hybrydowy bez wtyczki
  • Forthing T-Five oferowany w rozsądnej cenie poniżej 160 tys. zł ma bardzo bogate wyposażenie – w tym szklany dach ze sztucznym niebem i elektryczną roletą oraz masaż w fotelu kierowcy
  • Forthing T-Five ma jednak nieprawdopodobną liczbę mniejszych i większych mankamentów, z których część jest dość typowa dla samochodów zaprojektowanych w Chinach, a część to unikalne cechy tego modelu

Nie podzielam opinii, że Forthing T-Five to kopia Lamborghini Urus a’la Aliexpress. Może i chińscy dizajnerzy patrzyli zbyt długo na Lambo, którego śladów można doszukiwać się w przedniej części karoserii i w specyficznej kolorystyce wnętrza, ale to jednak zupełnie inny projekt, nie te proporcje. Co nie znaczy, że Forthing T-Five wygląda źle. Przeciwnie, auto robi bardzo dobre wrażenie i pod względem estetyki nadwozia niczego nie musi udawać.

Gdy pierwszy raz otworzyłem drzwi tego samochodu, będąc uprzedzonym wcześniej, że żarówiastych zielonych wstawek w egzemplarzach, które płyną właśnie do Europy, nie będzie, pomyślałem: no, to ma Toyota problem. I Volkswagen. I Ford. Wszyscy znani nam producenci samochodów będą mieli problem. Jeśli Chińczyk jest w stanie zaproponować tak dobrze wyposażony, całkiem spory samochód z napędem hybrydowym za mniej niż 160 tys. zł, to... robi się ciekawie.

To, co widać w pierwszej chwili, po prostu szokuje klienta przyzwyczajonego do dopłat za każdy detal. Od Forthinga dostajesz elektryczne podgrzewane fotele, masaż, szklany dach, masz nawet przełącznik do przestawiania prawego fotela z pozycji kierowcy czy pasażera tylnego rzędu, masz elektrycznie otwieraną tylną klapę, no po prostu...

Plus i za to, że Forthing – inaczej niż inni jego chińscy konkurenci – zaproponował zwykłą hybrydę bez opcji ładowania. W Polsce takie napędy od lat cieszą się rosnącym zainteresowaniem kupujących, są kupowane nieporównywalnie częściej niż hybrydy Plug-in, które kojarzą się z kłopotliwym ładowaniem i są ofertą dla specyficznego użytkownika.

Forthing T-Five – wsiadamy za kierownicę

Pierwsze, świetne wrażenie, troszkę zbladło, gdy siadłem za kierownicą. Jeśli ktoś Wam powie, że ten samochód oferuje standard premium... nie, to nie jest premium. Po zamknięciu drzwi otoczył mnie zapach, jaki znam z fabryki wyrobów gumowych. To zresztą nie powinno dziwić, bo górna część deski rozdzielczej T-Five’a naprawdę zrobiona jest z gumy albo przynajmniej materiału gumopodobnego. W ogóle jakość materiałów wykończeniowych w kokpicie tego pojazdu nie powala, choć braki w tej kwestii nie rzucają się przesadnie w oczy, jako że wnętrze zdominowane jest przez podłużną szklaną taflę łączącą dwa ekrany. Trochę jak... w Mercedesie, tylko w wersji budżetowej.

Forthing T-Five HEV
Forthing T-Five HEVMaciej Brzeziński / Auto Świat

Najgorsze w kokpicie tego samochodu jest to, że jeśli ktoś ma długie nogi, to trudno mu będzie zająć optymalną pozycję. Niby kierownica jest regulowana w dwóch płaszczyznach, ale zakres regulacji przód-tył jest za mały. Gdy usiądę wygodnie, brakuje mi rąk. Gdy usiądę bliżej, aby wygodnie kręcić kierownicą, nogi mam podkurczone i siedzę tak blisko, że szeroki u nasady słupek w połączeniu z wielkim lusterkiem znakomicie zasłaniają mi widok. Z tego względu dwa razy nie zauważyłem aut wyjeżdżających wprost na mnie z lewej strony i potem już siedziałem trochę dalej. Trudno, nie zawsze musi być idealnie. Aha, w Forthingu siedzi się wysoko. Lubię siedzieć wysoko, zwłaszcza dopóki nie wjeżdżę się w auto, ale tu od początku do końca miałem za wysoko – tak jakby miejsce kierowcy zaprojektowano głównie pod kątem osób o niskim wzroście.

Forthing T-Five – czas rozkminić sterowanie

Pierwsze wyzwanie to ustawienie godziny w aucie "odpiętym" od Internetu. Wszystko się da, ale nie zawsze jest oczywiste
Pierwsze wyzwanie to ustawienie godziny w aucie "odpiętym" od Internetu. Wszystko się da, ale nie zawsze jest oczywisteMaciej Brzeziński / Auto Świat

Lusterka zewnętrzne w Forthingu ustawia się normalnie za pomocą manipulatora przy kolumnie kierownicy. To duży plus na tle niektórych innych chińskich modeli czy aut marki Tesla, w których lusterka ustawia się kombinacją apki w ekranie i pokrętłami na kierownicy. W Forthingu jest też budzący dobre skojarzenia panel klimatyzacji wyprowadzony na zewnątrz (czyli poza ekran dotykowy). Poza tym sterowanie funkcjami tego samochodu to… masakra.

Po ściągnięciu dedykowanej aplikacji mamy typowy system "Mirror Link"
Po ściągnięciu dedykowanej aplikacji mamy typowy system "Mirror Link"Maciej Brzeziński / Auto Świat

Wkrótce w autach na rynek europejski ma być dostępny interfejs CarPlay oraz Android Auto (oba po kablu), a na razie możemy ściągnąć sobie chińską apkę, która pozwala odwzorować ekran smartfona na monitorze auta. Zrobiłem to. Łączenie telefonu z samochodem każdego poranka to jednak droga przez mękę (nie wystarczy wetknąć kabelka), ale w nagrodę można zobaczyć, jak działał prawdziwy system Miirror Screen 10 lat temu, zanim ostatecznie upadł, pociągając za sobą kilku producentów tego oprogramowania. No więc jeśli trzymamy telefon w pionie, to na ekranie auta widzimy pionowy widok ekranu telefonu; jeśli telefon obrócimy do poziomu, wtedy mamy "normalny" widok np. nawigacji. Możemy wyświetlić GoogleMaps-y, na ekranie samochodu, ale jeśli pojawi się propozycja zmiany trasy, to klikanie w ekran samochodu nic nie da, bo w tym momencie jest on "martwy" – on jedynie odwzorowuje widok ekranu smartfona. Żeby coś zmienić, trzeba kliknąć w ekran telefonu… jak będzie działał docelowy w tym aucie CarPlay, nie wiem, sądzę jednak, że będzie dużo lepiej.

Klienci doceniliby też gniazda USB-C o rozsądnej mocy, bo te zwykłe nadają się do muzeum, są za słabe, aby w słoneczny dzień podtrzymać pełne naładowanie iPhone'a 16.

Na środku deski rozdzielczej T-Five mamy miniaturową klapkę, która kryje "takie coś". Okazuje się, że to coś jest niezwykle przydatne – pozwala bez niszczenia nawiewu przymocować uchwyt do telefonu dostosowany do montażu na nawiewach samochodu. Jak już wiemy, Mirror Screen to przekleństwo, natomiast telefon zawieszony na dedykowanym albo dowolnym aftermarketowym uchwycie sprawdza się.

W samochodzie jest radio, ale… bez RDS-u. W tych czasach mało kto wie, co to jest ten RDS, bo jego obecność jest wręcz oczywista... Otóż system RDS odpowiada między innymi za to, abyśmy wiedzieli, jakiej stacji radiowej w danej chwili słuchamy. RDS zapewnia automatyczne przełączanie się radia pomiędzy nadajnikami tej samej stacji i spełnia wiele innych pożytecznych funkcji. W Forthingu T-Five go nie mamy, ale mamy Bluetooth i można go wykorzystać do słuchania radia czy muzyki ze smartfona wiszącego na wieszaczku.

Ekran dotykowy w Forthingu T-Five kryje rozwiązania wprost zaczerpnięte z telefonów komórkowych – na przykład możliwość wyświetlenia różnych skrótów po przeciągnięciu palcami z góry na dół albo z lewej do prawej. Można powiedzieć: na szczęście.

Ekran dotykowy w Forthingu T-Five w trybie domyślnym wyświetla jedynie pięć ikon (ale na jednym ekranie mieszczą się cztery), w tym ikonkę od ustawień. Możliwości konfiguracji auta jest całkiem sporo, ale…

Filozofia "jak najmniej przycisków" okazuje się ryzykowna

Forthing T-Five – wnętrze
Forthing T-Five – wnętrzeMaciej Brzeziński / Auto Świat

Gdy zagłębimy się w ustawienia, okaże się, że można np. zaprogramować, przy jakiej temperaturze otoczenia włączy się automatycznie ogrzewanie foteli i przy jakiej temperaturze się wyłączy. To nawet działa, tzn. ogrzewanie foteli rzeczywiście włącza się automatycznie, niestety jednak zazwyczaj wyłączyć to trzeba ręcznie, a to wymaga przeklikania się przez ekran, który nie zawsze "łapie" polecenie. Skrót skrótem, a i tak jest to wybitnie uciążliwe.

Można też zaprogramować swoją pozycję za kierownicą – jest to ważne, jeśli chcemy, aby po otwarciu drzwi fotel cofał się, ułatwiając nam wysiadanie, a potem wracał do zaprogramowanej pozycji. System może pamiętać też kilka kombinacji ustawienia fotela i lusterek – dla różnych kierowców. Niestety, w czasie testu, zazwyczaj po kilku godzinach bezczynności system nie pamiętał zaprogramowanego wcześniej położenia fotela kierowcy. Albo przypominał sobie o nim np. po minucie od uruchomienia silnika. Zdążyłem się nauczyć, że niekoniecznie warto od razu ustawiać fotel do wygodnej pozycji, warto ruszyć i poczekać – może auto sobie przypomni?

Z jakichś względów, pomimo iż samochód jest mocno "dopasiony" (szklany dach, elektrycznie ustawiane, podgrzewane i wentylowane fotele, fotel kierowcy z masażem), kierownica nie jest podgrzewana. Dziwne.

Forthing T-Five: uwaga, będą pochwały

Silnik ładnie zabudowany, klapa na sprężynach gazowych. Na bogato...
Silnik ładnie zabudowany, klapa na sprężynach gazowych. Na bogato...Maciej Brzeziński / Auto Świat

Będę się upierać, że choć napęd hybrydowy Forthinga T-Five ma jedną poważną wadę, ma też poważną zaletę i w sumie jest najmocniejszą stroną tego pojazdu. Pod maską T-Five pracuje silnik 1.5 (jak to w "chińczyku") współpracujący z systemem hybrydowym najwyraźniej opracowanym na wzór i podobieństwo hybryd Toyoty. Co ciekawe, napęd ten, pomimo bezstopniowej przekładni, pod względem akustycznym jest wręcz wzorowy, może nawet przyjemniejszy niż najbardziej aktualne hybrydy Toyoty. Silnik utrzymywany jest raczej na niskich i bardzo niskich obrotach, a co za tym idzie, w ruchu miejskim układ napędowy jest bardzo cichy. Osiągi samochodu może nie rzucają na kolana, ale są w zupełności wystarczające. Są wystarczające tym bardziej, że samochód ten mimo sportowych akcentów (np. migającego przed oczami wskaźnika chwilowego wykorzystania mocy) zupełnie nie nadaje się do sportowej jazdy. Mamy więc rozsądne przyspieszenie, niski poziom hałasu (z układu napędowego), przyjemnie równomierne rozwijanie mocy niemal jak w samochodzie elektrycznym. Choć – to różnica w stosunku do hybryd Toyoty wynikająca najprawdopodobniej z oprogramowania – w T-Five tryb wyłącznie elektryczny uruchamia się bardzo rzadko.

I tu dochodzimy do wady tego napędu: spala ten sprzęt przy spokojnej jeździe w ruchu miejskim ok. 25-30 proc. więcej niż analogiczny napęd w Toyocie. Spalanie na poziomie 8,5, a chwilami nawet 9 l na 100 km oznacza, że jedyny sens kupna T-Five w hybrydzie to przyjemność z jazdy, poprawa względem wersji benzynowej nie ulega wątpliwości. Ale ekonomiczny sens po prostu leży. Nie należy wykluczać, że wraz z kolejnymi aktualizacjami auto zrobi się bardziej oszczędne (bo na razie nie wydaje się, że oprogramowanie silnika jest docelowe), ale pewnie wtedy napęd stanie się mniej przyjemny w odbiorze.

Według polskiego importera napęd hybrydowy T-Five ma moc 170 KM, ale wydaje mi się, że to nieprawda i w praktyce auto ma wyższą moc systemową, pewnie ponad 200 KM. 170 KM to prawdopodobnie wyłącznie moc silnika spalinowego o pojemności 1,5 l, do tego dochodzi napęd elektryczny o mocy 130 KW (tak mi się wydaje), która jednak wykorzystywana jest tylko częściowo… W jednym ze źródeł trafiłem na informację, że Forthing T-Five HEV ma 240 KM mocy systemowej, ale nie jestem pewien, czy to prawda w odniesieniu do wersji na polski rynek. Ogólnie to ilość danych na temat tego pojazdu oferowanego przecież w sprzedaży jest dość skromna. Jak to potem naprawiać – to osobna kwestia.

Forthing T-Five: prowadzenie

Forthing T-Five
Forthing T-FiveMaciej Brzeziński / Auto Świat

Auto jest zestrojone komfortowo. Miękkie zawieszenie i bardzo mało bezpośredni układ kierowniczy wykluczają jednak dynamiczną jazdę. Trochę to kłóci się z wystrojem wnętrza (zintegrowane fotele, migający przed oczami kierowcy wskaźnik mocy, itp.), niemniej Forthing T-Five może zadowolić osoby preferujące zachowawczy styl jazdy. Na pewno jednak nie zadowoli kierowców lubiących szybką jazdę po zakrętach. Kierownicą trzeba się nakręcić (bo ma takie przełożenie) i trzeba jej pilnować, bo na przykład mocne dodanie gazu zazwyczaj ściąga auto delikatnie w prawo. Można o tym szybko zapomnieć, bo człowiek się przyzwyczaja, ale tak to działa.

Dla własnego dobra nie należy nawet włączać asystenta utrzymania pasa ruchu. W Forthingu działa on wybitnie źle, tak jakby za wszelką cenę próbował utrzymać się na środku pasa, ale nie zawsze potrafił. Jednocześnie jakakolwiek próba korekty toru jazdy przez kierowcę napotyka na charakterystyczny, nieprzyjemny opór. Wyłączasz to i problem znika.

Nie da się niestety wyłączyć problemów z trakcją. Na mokrej nawierzchni wciśnięcie gazu do deski, choć przyspieszanie nie wciska przesadnie w fotel, powoduje utratę przyczepności przez dłuższą chwilę.

Na pocieszenie: ostrzeganie o obiektach w martwym polu działa dobrze.

Forthing T-Five: daptacyjny tempomat działa leniwie, ale działa
Forthing T-Five: daptacyjny tempomat działa leniwie, ale działaMaciej Brzeziński / Auto Świat

Ciekawe, że w standardowym wyposażeniu auta jest adaptacyjny tempomat. On naprawdę jest adaptacyjny, tzn. zwalnia i przyspiesza wraz z innymi samochodami. W gęstym ruchu działa jednak raczej powoli, zdarza mu się mocno zahamować – nie ma to najmniejszego porównania z podobnym, dopracowanym systemem np. z Passata czy Tiguana. W Forthingu dostajemy to jednak w bazowej wersji.

Forthing T-Five: znów będą pochwały – za kamery. I jeden "zonk"…

Kamery 360 stopni działają znakomicie
Kamery 360 stopni działają znakomicieMaciej Brzeziński / Auto Świat

Auto wyposażone jest w konfigurowalny i łatwo włączalny system kamer 360 stopni, który jest jednym z niewielu systemów wsparcia kierowcy w tym pojeździe, który naprawdę robi robotę. Jego działanie w niczym nie odstaje od podobnych systemów instalowanych w europejskich pojazdach oferowanych choćby i za dwukrotnie wyższą cenę.

A co do małego problemu, to… testowy egzemplarz, mając te wszystkie kamery i inne bajery, nie miał przednich czujników parkowania... Podobno to się zdarzało w niektórych egzemplarzach, ale w pojazdach, które mają przypłynąć do Europy w kolejnym rzucie, przednie czujniki parkowania mają być już w bezwzględnym standardzie.

Forthing T-Five – a jakże – w standardzie ma także dostęp bezkluczykowy. Ale widać też, że producent próbuje oszczędzać za wszelką cenę, bo tylko jedna klamka (w drzwiach kierowcy) jest aktywna. Dość to bywa czasem irytujące, gdy masz schowany kluczyk gdzieś głęboko i musisz obejść auto dookoła, by otworzyć drzwi. Jak widać, dostępy bezkluczykowe potrafią się różnić.

Forthing T-Five – to zjawisko kompletnie mnie zaskoczyło

Automatyka klimatyzacji działa własnym życiem. Możesz z niej korzystać, ale nie polecam
Automatyka klimatyzacji działa własnym życiem. Możesz z niej korzystać, ale nie polecamMaciej Brzeziński / Auto Świat

Zaskoczyło mnie działanie układu klimatyzacji, a właściwie to wentylacji. Zdarzyło się to podczas jazdy do pracy w temperaturze nieznacznie powyżej zera, gdy siąpił deszcz. W aucie było chłodno, podkręcałem temperaturę i wciąż było chłodno, a jednocześnie już od dłuższego czasu miałem wrażenie, że obieg powietrza w aucie jest taki jakby... średni. Aż w pewnym momencie szyby tak zaparowały od wewnątrz, że przestałem widzieć cokolwiek. Stanąłem, włączyłem światła awaryjne… Czegoś takiego w nowym aucie po prostu nie pamiętam. Ostatni raz taka przygoda spotkała mnie w 20-letnim Mercedesie z zatkanym filtrem kabinowym.

Śledztwo wykazało, że tryb automatyczny klimatyzacji Forthinga najwyraźniej dostosowany jest do używania wyłącznie latem. Gdy włączy się go w przejściowej porze roku, zaparowanie szyb powraca, a wynika ono z tego, że system automatycznie uruchamia zamknięty obieg powietrza w niezaplanowany sposób. Być może ma on jakiś czujnik jakości powietrza i gdy przed nami zadymi diesel, natychmiast uruchamia się wewnętrzny obieg (tak sądzę, bo jeden ze skrótów ekranowych pokazuje jakość powietrza w środku – zawsze "excellent", czyli znakomity). Nie wyłącza się on jednak sam albo wyłącza zbyt późno. Jedyna rada: od początku do końca korzystać z manualnych ustawień klimatyzacji i nigdy nie używać trybu "Auto".

Zaskoczyła mnie też niska ładowność tego samochodu – równe 300 kg. Wsiada do środka czterech chudych facetów i co – bagaże zostają?

Forthing T-Five – czego nie ma na pokładzie?

W testowym egzemplarzu nie było jeszcze systemu CarPlay/Android Auto, nie było akustycznego ostrzegawcza o przekroczeniu prędkości (to akurat wielki plus), nie było kamerki patrzącej w oczy kierowcy i sprawdzającej, czy ten patrzy na drogę (też plus). Nie było systemu automatycznego wzywania pomocy (minus). To wszystko ma się pojawić wkrótce.

Na miejscu producenta przemyślałbym także kwestię ekranów: jakakolwiek osłonka przeciwsłoneczna byłaby mile widziana, bo gdy są tak odkryte, jak widzicie na zdjęciach, to nocą odbijają się w szybie, a w słoneczny dzień słońce ogranicza ich widoczność.

Jest za to (i można by z tego spokojnie zrezygnować, a w zamian dać np. dwie aktywne klamki) dach, na którym wyświetlają się nocą gwiazdki, punkciki i kwadraciki (te kwadraciki psują efekt, serio). Można zmieniać kolory tego podświetlenia. Do pakietu podświetlenia wnętrza należą też "mazy" w prawej części deski rozdzielczej. Brakuje natomiast sensownego podświetlenia np. miejsca pod nogami pasażerów.

Forthing T-Five – czy bym go kupił?

Nie, bo choć auto wydaje się być zrobione z zupełnie normalnych podzespołów, jeździ i to chwilami nawet jeździ przyjemnie, to jednak na poziomie informatycznym oraz w odniesieniu do bardzo licznych szczegółów jest to samochód, który sprawia wrażenie nieskończonego.

Zdarzało mi się jeździć autami przedprodukcyjnymi europejskich oraz japońskich marek, które były nieporównywalnie lepiej dopracowane i bardziej skończone.

Wniosek? To auto nie konkuruje z samochodami znanych nam dobrze marek, bo po prostu za bardzo odstaje jakością, nawet jeśli do "francuza" czy "japończyka" trzeba troszkę dopłacić. Największym problemem Forthinga T-Five na polskim rynku jest chińska konkurencja, która oferuje za podobne pieniądze lepsze samochody. Chociaż przy cenie na poziomie ponad 160 tys. zł (gdybyśmy zamówili najdroższy opcjonalny lakier) to już i wśród europejskich samochodów znalazłaby się jakaś sensowna alternatywa dla T-Five.

Forthing T-Five – dane techniczne

Pojemność skokowa i rodzaj silnika Silnik 1.5, 4-cyl, rzędowy, 16-zaworowy, turbodoładowany
Moc silnika spalinowego/systemowa 125 kW/170 KM/b.d.
Moment obrotowy silnika spalinowego 280 Nm/1500-3500
Skrzynia biegów i napęd Przekładnia bezstopniowa, napęd na przód
Prędkość maksymalna 180 km/h
Przyspieszenie 0-100 km/h 9,0 s
Wymiary (dł./szer./wys.) 4595 /1865 /1680 mm
Masa własna/dmc 1775/2075 kg
Zużycie paliwa wg danych fabrycznych/w teście 6,1/8,5 l/100 km
Poj. bagażnika 480-1480 l
Rozmiar opon 235/55 R19
Autor Maciej Brzeziński
Maciej Brzeziński
Dziennikarz AutoŚwiat.pl
Pokaż listę wszystkich publikacji
materiał promocyjny

Sprawdź nr VIN za darmo

Zanim kupisz auto, poznaj jego przeszłość i sprawdź, czy nie jest kradziony lub po wypadku

Numer VIN powinien mieć 17 znaków