Puma może występować pod wieloma nazwami jak kuguar, pantera czy lew górski. Od niedawna, po długiej przerwie można ją także identyfikować jako Ford. Zagłębiając się w informację o tych niezwykłych kotach doszukałem się jeszcze kilku nawiązań, które mogą być odniesione także do samochodu.
“Puma jest największym przedstawicielem małych kotów. Jej masa jest podobna do wielkich kotów, natomiast bliżej spokrewniona jest z tymi małymi i średnimi”. Można powiedzieć, że opis prawie pasuje do dzisiejszego bohatera, choć w przypadku Forda mógłby brzmieć tak: “Puma, to przedstawicieli małych crossoverów. Jej bagażnik podobny jest do samochodów z wyższego segmentu, natomiast bliżej jest spokrewniona z autem segmentu B - Fiestą”.
Wygląd auta jest muskularny i zwarty, ma wiele przetłoczeń no i ten charakterystyczny ryjek. Wysoki przód podkreślony wielkimi lampami, ma ciekawie zaprojektowane Światła do jazdy dziennej, podkreślające niejako urodę samochodu, niczym kreski podkreślające oczy kobiety. Podobno Ford jest z nich bardzo dumny. Ponadto jej duże lampy przypominają mi nic innego, jak kota ze Shreka, który stara się zrobić z siebie niewiniątko właśnie za pomocą wielkich maślanych oczu. Pamiętacie tą scenę?
Co prawda wielu facetom przód bardziej przywodzi na myśl żabę, ale nie spotkałem się z jednoznaczną opinią, żeby ten samochód się komuś po prostu nie spodobał.
Ford Puma 1.0 EcoBoost mHEV 155 KM PowerShift - gdzieś już to wnętrze widziałem
Wsiadając do środka, widzę... po prostu wnętrze. Nie jest już tak oryginalne, bowiem jest praktycznie żywcem wyjęte z Fiesty, ale broni się wygodą i jakością. Wewnątrz plastiki są przyjemne, często miękkie, a przyciski poukładane w taki sposób, że po pierwszym kontakcie ma się wrażenie, jakby wchodziło się do swojego starego domu rodzinnego. Natychmiast wiadomo, gdzie są poszczególne elementy, więc obsługa instrumentów pokładowych nie nastręcza problemu.
Prosta obsługa dotyczy także zestawu multimedialnego i wskaźników. Pochylając się jednak nad multimediami, muszę wspomnieć, że ma on w sobie coś z myśliciela. Choć zazwyczaj odpowiada na każde zadanie, to zdarza mu się zawiesić, pomyśleć o tym co musi teraz zrobić. Jest to dość irytujące, ale na szczęście niezbyt częste. Na pochwałę zasługuje natomiast świetny zestaw nagłośnienia B&O. Często po dojechaniu do celu zostawałem jeszcze chwilę w aucie, żeby posłuchać muzyki.
Przed oczami kierowcy jest 12,3-calowy ekran wirtualnych zegarów. Jest on czytelny, a wszystkie informacje są łatwo dostępne. Grafika zegarów jest przyjemna dla oka, choć z dosyć płaską kolorystyką. Łatwo też znaleźć wszystkie potrzebne informacje.
Mały minus należy się natomiast za brak regulacji wysokości pasa bezpieczeństwa. Niestety kiedyś rzecz standardowa, dziś jest coraz rzadszym elementem. Mam 185 cm, a podczas jazdy zdarzało mi się, że pas po prostu wbijał mi się w szyję. Sprawę mogłoby załatwić podniesienie fotela, ale wtedy pozycja za kierownicą nie byłaby dla mnie tą optymalną.
Puma to auto raczej dla osób samotnych, ewentualnie dla rodziny 2+1, przy czym lepiej, żeby dziecko nie było jeszcze zbyt duże. Z tyłu bowiem miejsca nie jest dużo. Osoba mająca powyżej 180 cm wzrostu nie będzie czuła się tam swobodnie. Pół biedy, jeśli z przodu siedzą niezbyt wysokie osoby, wtedy przynajmniej jest miejsce na nogi, jednak jeśli kierowca jest mocno odsunięty, to z tyłu można zapomnieć o miejscu zarówno na nogi jak i na głowę.
Ciężko nie wspomnieć o miejscu w bagażniku. Jest go więcej niż u innych przedstawicieli w klasie, za sprawą MegaBoxa, który znajduje się pod podłogą. Ma on 60 litrów, pozwala na przewiezienie wysokich rzeczy w pionie (na przykład wysokie kwiaty) i ma korek spustowy, dzięki czemu po przewiezieniu brudnych rzeczy łatwo można go umyć. Choć na co dzień nie jest to najpotrzebniejsza rzecz, to na pewno znajdą się sytuacje, kiedy taka funkcja się przyda. Cały bagażnik pomieści 456 litrów, ma podwójną podłogę, jest ustawny, a po złożeniu oparć kanapy dostajemy płaską podłogę.
Ford Puma 1.0 EcoBoost mHEV 155 KM PowerShift - nie chce się z niego wysiadać
“Puma jest zaliczana do największego z małych kotów, ponieważ nie ryczy, ale mruczy”. Nie sposób się z tym nie zgodzić, wszak silnik o pojemności jednego litra nie jest w stanie wywołać z siebie potwornego ryku. Rzekłbym jednak, że nie tyle mruczy co warczy. Trzy cylindry robią swoje i choć kultura pracy silnika jest na niezłym poziomie, to nie można go porównać do motorów z czterema tłokami. Egzemplarz, którym jeździłem był wyposażony w mikrohybrydę, miał 155 koni mechanicznych i 240 niutonometrów oraz był połączony z automatyczną skrzynią biegów. To nowe połączenie, do tej pory automat można było otrzymać jedynie ze słabszym 125 konnym motorem.
W mieście mocy jest aż nadto, podobnie jak na trasie. Mocy jest na tyle dużo, że każdy manewr jest wykonywany z palcem w nos... bez problemu. Układ napędowy nie meczy się też na autostradzie. Podczas jazdy z prędkościami około 140 km/h, silnik ma mniej więcej 3 tys. obrotów, dzięki czemu praktycznie go nie słychać. Ponadto, w czasie jazdy drogami krajowymi w połączeniu z autostradą spalanie nie przekracza 6 l/100 km, a w mieście oscyluje w granicach 7,5-8 litrów.
W mieście natomiast mikrohybryda pozwala na praktycznie bezszelestne działanie układu start-stop, który jednak od czasu do czasu powoduje wibracje we wnętrzu. Dzieje się tak zarówno na zimnym jak i rozgrzanym silniku i jest tak naprawdę losowe. Czasem zdarza się, że nawet nie wiadomo, że silnik znów się włączył, ale zdarza się, że przekazuje taką informację poprzez wywoływanie wibracji we wnętrzu.
W mieście trzeba się także przyzwyczaić do tego, że silnik poniżej 2 tys. obrotów wydaje z siebie mało przyjemny basowy dźwięk, tak jakby wchodził w delikatny rezonans. Automat lubi przetrzymywać silnik na niskich obrotach, więc do delikatnego buczenia po prostu trzeba się przyzwyczaić. Nie jest to żaden zły symptom i poza basowym dźwiękiem nie ma żadnych innych nieprzyjemnych odczuć. Z czasem zresztą przyzwyczaiłem się do tego.
Z działania układu napędowego jednak ogólnie byłem zadowolony. Automatyczna skrzynia biegów była wystarczająco szybka, wyprzedzanie było kwestią kilku sekund, nie musiało też być obarczone wcześniejszym przygotowywaniem do tego manewru.
Ford Puma 1.0 EcoBoost mHEV 155 KM PowerShift - on chce w serpentyny
“Puma posiada elastyczny kręgosłup, który ułatwia manewrowanie między przeszkodami i nagłą zmianę kierunku”. Zwinne i dobre prowadzenie to domena Fordów, zatem spodziewałem się właśnie takiego zachowania. I nie myliłem się. W przeciwieństwie do kota manewrowanie między przeszkodami ułatwia nie elastyczne, lecz dość sztywne zawieszenie. Samochód nie przechyla się na boki i bardzo przewidywalnie pokonuje zakręty, a układ kierowniczy precyzyjnie przekazuje informację co dzieje się aktualnie z kołami. W wersji ST-Line z utwardzonym zawieszeniem aż prosi się o jazdę po górskich serpentynach, pod warunkiem, że nie są spowite łatami i dziurami.
W codziennej jeździe zawieszenie zazwyczaj dobrze się zachowuje, jednak kiedy trafi się już na niezbyt równą drogę, to w połączeniu z 18-calowymi kołami pasażerowie odczują twardość zawieszenia. Co prawda nie trzeba przed taką przejażdżką od razu umawiać na wizytę u ortopedy, jednak dla osób lubiących miękkość radziłbym pozostawienie mniejszych obręczy i standardowego zawieszenia.
Auto nie należy do tanich. Samochód z prezentowanym układem napędowym to wydatek minimum 115 tysięcy złotych. Prezentowany egzemplarz był jeszcze wyposażony m.in. w elektryczną klapę bagażnika sterowaną bezdotykowo, reflektory wykonane w całości w technologii LED oraz pakiety bezpieczeństwa z adaptacyjnym tempomatem i asystentem unikania kolizji. Auto jest wycenione na ponad 130 tysięcy złotych. To cena, za którą można mieć samochód o klasę albo dwie większy. Porównując jednak do podobnie skonfigurowanych samochodów konkurencji, można powiedzieć, że nie wyróżnia się z tłumu pod względem ceny.
Ford Puma 1.0 EcoBoost mHEV 155 KM PowerShift - jest w niej coś z pumy
Puma ma zdecydowanie więcej ze zwierzęcia niż można było się spodziewać. Pomysł odziedziczenia nazwy po małym coupé z lat 90. może się niektórym nie podobać, jednak jest trafna, więc lepiej historię zostawić za sobą. Ewidentnie jest to samochód kierowany w stronę kierowców czerpiących przyjemność z jazdy, a także kobiet - naprawdę zwraca uwagę płci pięknej na ulicy.
Ford stworzył samochód idealny dla osób lubiących jazdę samochodem. Bez wątpienia jest to jeden z najlepiej prowadzących się aut w klasie, a nowe połączenie silnika o mocy 155 KM z automatem wyszło na dobre. Poza drobnymi wpadkami, takimi jak brak regulacji wysokości pasa bezpieczeństwa, multimediów, które mimo intuicyjnej obsługi lubią się "przywiesić” i buczenia silnika przy niskich obrotach nie ma się do czego przyczepić. Ilość miejsca w drugim rzędzie siedzeń nie zachwyca, choć nie można zbyt wiele oczekiwać od bądź, co bądź samochodu miejskiego. Jest za to duży i przemyślany bagażnik, za co z mojej strony duży plus.
Ford Puma 1.0 EcoBoost mHEV 155 KM PowerShift - dane techniczne
Silnik | t.benz./R3/12 | |
Pojemność skokowa (cm3) | 999 | |
Moc maks. (KM/obr./min) | 155/5500 | |
Maks. mom. obr. (Nm/obr./min) | 220/3000 | |
Skrzynia biegów/napęd | aut. 7 b./przedni | |
Przyspieszenie 0-100 km/h (s) | 8,7 | |
Prędkość maksymalna | 200 | |
Średnie zużycie paliwa (l/100 km) | 6,4 (test: 7,0) | |
Opony testowanego auta | 205/50 R 18 | |
Długość/szerokość/wysokość (mm) | 4207/1805/1534 | |
Rozstaw osi (mm) | 2588 | |
Poj. bagażnika (l) | 406(mHEV) | |
Masa własna/ładowność (kg) | 1334/500 | |
Cena (zł) | od 115 750 |