W to niebiesko-białe stworzenie musiał wcielić się chyba sam diabeł. Zresztą cała trójka wygląda dość upiornie. Trzech „złych amerykanów”, i to w środku spokojnego bawarskiego miasteczka, które wygląda jak wycięte z pocztówki.
Dla pielgrzymów przybywających do klasztoru w Andechs nasi bohaterowie to jednak żaden problem. Ot, po prostu zerkają z umiarkowanym zaciekawieniem i przechodzą dalej do kaplicy na modlitwy. Tylko kilkoro dzieci nie może wytrzymać i krzyczy: „Tato, zobacz, samochód z Transformersów” – filmu, w którym wszystko ulega metamorfozom. Nawet stare Camaro w okamgnieniu zmienia się w nowe.
„No, ten Shelby to naprawdę jest...” – mówi, nie mogąc znaleźć właściwego słowa, uśmiechający się pomocnik z klasztornej kuchni. „A ile to pojedzie?” – pyta po chwili. No cóż, tego nikt nie wie. Dany Hoffman z firmy Auto Magnus twierdzi, że na pewno ponad 270, a może nawet 300 km/h. „Tak gdzieś od 250 km/h robi się trochę ospały, więc do końca nie wiadomo”. Jego przedsiębiorstwo zajmuje się ściąganiem ze Stanów do Niemiec takich „potworów” jak nasi zdjęciowi bohaterowie. Witamy w świecie Forda Shelby GT 500, Dodge’a Challengera SRT8 czy Chevroleta Camaro SS!
Auta stojące na dziedzińcu bawarskiego klasztoru robią piorunujące wrażenie, ale gdy bliżej im się przyjrzymy, wniosek może być tylko jeden: to jeżdżące... anachronizmy! Żywe wspomnienie czasów, kiedy liczyła się jedynie moc, a pojęcia takie jak „emisja CO2” czy „downsizing” były zupełnie nieznane. Z polityczną poprawnością auta te mają niewiele wspólnego, ale na tzw. złe samochody jest coraz większy popyt.
Kto je kupuje? Przede wszystkim „generacja 50 plus”, która zarobiła już tyle, ile w życiu miała zarobić, a teraz przyszedł czas na realizację marzeń. „Lubię Porsche, ale to są auta dla prawdziwych mężczyzn” – mówi Hoffman, pokazując ręką na maski trzech muscle carów, pod którymi czai się blisko 1500 koni.
Auta? Przecież to prawdziwe elektrownie na kołach! Żaden europejski producent nie oferuje tak tanio takiej mocy – amerykański koń mechaniczny kosztuje w przeliczeniu niewiele ponad 400 zł. Gdyby w tej konkurencji jak równy z równym miało rywalizować Porsche 911, musiałoby kosztować 150 tys. zł. Niestety, jest blisko 3 razy droższe... Tyle że Porsche nie odważyłoby się wypuścić na rynek 550-konnego auta ze sztywną tylną osią. Fordowi coś takiego wcale nie przeszkadzało.
Camaro SS przy Shelby robi wrażenie bardziej cywilizowanego. Z tyłu znalazło się wielowahaczowe zawieszenie, ale pod maską „tylko” 432 konie. Za mało? Kompresor od Edelbrocka dodał kolejne 200 „rumaków”. Dzięki gwintowanemu zawieszeniu, powiększonym hamulcom i 22-calowym kołom auto zachowuje się na drodze bardzo grzecznie. Ten dodatkowy, zwiększający radość z jazdy pakiet kosztuje 120 tys. zł, a więc 2/3 podstawowej ceny Camaro SS – kto jednak bogatemu zabroni...
Nasze trio jest oczywiście diabelsko szybkie. Jednak te auta dają coś jeszcze oprócz radości z zasiadania za ich kierownicami. Jazda nimi to po prostu prawdziwy show. Ale do przedstawień tego typu potrzebni są odpowiedni aktorzy. Kierowcy bez dużego doświadczenia mogą zostać przez te potwory bezwględnie „pożarci”. Tu liczą się tylko umiejętności. Z opresji nie uratuje nas ESP, a przed zniszczeniem kompletu tylnych opon – kontrola trakcji. Ktoś, kto decyduje się na kupno samochodu tego typu, musi lubić zgiełk olbrzymich motorów i szybkość.
Zmiana biegów odbywa się ręcznie. Tylko w Challengerze pomoże nam w tym 5-stopniowy „automat”. Musimy przyznać, że Dodge w ogóle jest najbardziej ucywilizowanym i najspokojniejszym autem w tym zestawieniu.
Oczywiście, patrząc na obłoki dymu unoszące się znad kół Camaro, chciałoby się powiedzieć, że moc to nie wszystko – przecież Europejscy inżynierowie także potrafią zaprojektować mocne i szybkie auta. Szkoda tylko, że zawsze gdzieś z tyłu głowy mają przepisy, normy emisji spalin czy po prostu rozsądek. Amerykanie są jednak ulepieni z trochę innej gliny i... coraz częściej im tego zazdrościmy!
Ford Shelby, Dodge Challenger i Chevrolet Camaro są najlepszym dowodem na to, że rozsądek nie jest pojęciem jednowymiarowym i na różnych szerokościach geograficznych może mieć różne znaczenie. Gdy tak stoją na klasztornym dziedzińcu i ryczą, pokazując, na co je stać, z jednego z okien wychyla się stary mnich i krzyczy: „Uciszcie to, do diabła!”. Na marne, nikt go przecież nie usłyszy...
PODSUMOWANIE - Zbyt grubiańskie, za głośne i paliwożerne – ileż to razy ogłaszano już śmierć amerykańskich muscle carów? Ale one trwają i teraz są jeszcze szybsze, głośniejsze i bardziej nieobliczalne. Poza tym nikt nie oferuje takiej mocy w tak korzystnej cenie. Czy jedynym kryterium przy wyborze auta jest rozsądek? To zależy, co to pojęcie oznacza.