Stary model był ulubieńcem niemieckich emerytów – wygodnie się do niego wsiadało, a dzięki wysokiej pozycji za kierownicą zapewniał dobrą widoczność. I co najważniejsze, miał gwiazdę ma masce. Inżynierowie wróżyli mu nawet przyszłość z alternatywnym źródłem napędu i dlatego zaprojektowali podwójną podłogę (miejsce na baterie).
W nowej klasie B zrezygnowano z tego rozwiązania na rzecz zapewnienia większej wygody pasażerom tylnego rzędu. Podwójna podłoga znajduje się już tylko w bagażniku. Mercedes twierdzi, że kanapa wygodą dorównuje tym z klas E i S. Jest to dość śmiałe stwierdzenie, tym bardziej że w porównaniu z poprzednikiem rozstaw osi został skrócony aż o 8 cm (długość auta zwiększyła się o prawie 9 cm).
Dlatego zamiast najpierw usiąść za kierownicą, siadamy z tyłu. Pozycja jest bardziej pionowa ale z wyższych klas Mercedesa pamiętamy lepszy komfort. Do tego klasa B zapewnia dużą ilość miejsca nad głową. Przesiadamy się do przodu.
Tu nic nie jest jak dawniej. W oczy rzucają się okrągłe kratki nawiewu, które wyglądają jak wyjęte z SLS-a AMG. Nad nimi króluje seryjny ekran systemu multimedialnego. Za dopłatą 12,5 tys. zł (Command online) możemy na nim wyświetlać wskazania nawigacji, a nawet przeglądać Facebook oraz inne aplikacje internetowe. Ta funkcja powinna przypaść do gustu wnukom potencjalnych właścicieli - seniorów.
Tym ostatnim spodobają się seryjne systemy monitorujące zmęczenie kierowcy oraz odstęp do poprzedzającego pojazdu. Chętnie wybieraną przez nich opcją może być 7-stopniowa, dwusprzęgłowa skrzynia automatyczna. Niestety, nie działa ona tak dobrze jak DSG Volkswagena. Opornie zmienia biegi, w trybie manualnym, jak i automatycznym.