Wnętrze nowego kombi Mercedesa klasy E (o ile kupujący zamówi odpowiednią dawkę wyposażenia) robi piorunujące wrażenie. Można dostać oczopląsu – z matową skórą kontrastuje połysk lakieru fortepianowego, na desce rozdzielczej mamy dwa duże ekrany, z czego jeden zastępuje tradycyjne zegary, zaś drugi służy do obsługi systemu Command, będącego interfejsem użytkownika; zresztą funkcje obu ekranów przenikają się. Oba można wirtualnie podzielić, by wyświetlały równocześnie różne rodzaje informacji. Na konsoli środkowej nad pokrętłem do obsługi wyposażenia mamy gładzik, coś w rodzaju myszy komputerowej, dwa maleńkie touchpady znajdujemy też na kierownicy – można nimi przechodzić pomiędzy ikonami aplikacji na wyświetlaczach. Producent podkreśla, że nowa klasa E to duży krok w kierunku motoryzacji autonomicznej – samochód potrafi dłuższe odcinki pokonać samodzielnie, sugerując się liniami na asfalcie, a także charakterystycznymi elementami dróg oraz – jak się okazuje – także zachowaniem innych aut.
Na tym tle 26-letnie wnętrze kombi W124 (model ten po face liftingu przeprowadzonym w 1993 roku nosił zaszczytne miano klasy E) wygląda, cóż... staroświecko. Już wówczas stosowano patent „mieszania” w kokpicie elementów matowych z błyszczącymi – lakierowane na wysoki połysk drewno kontrastowało z matowym tworzywem, błyszczące listewki drzwi sąsiadowały z pluszową tapicerką, co sprawiało, że w kokpicie „coś się działo” (na marginesie: większość dzisiejszych użytkowników W124 nie może tego docenić, gdyż błyszczący lakier wyblakł i popękał, a matowe tworzywa nabłyszczyły się trwale za sprawą tysiąckrotnej aplikacji plaków i innej chemii, po tym, jak matowe są tworzywa i jaki jest połysku drewna można wiele powiedzieć o stanie auta). Nie mając do dyspozycji dużych kolorowych ekranów i systemów komputerowych, producent zastosował duże, niemal toporne klawisze i pokrętła; nasz W124 wyposażony jest w automatyczną klimatyzację – na tamte czasy Hi-Tech obsługiwany (wraz z opcjami nawiewu) łącznie 9 przyciskami i jednym pokrętłem. Radio – zwykły Becker w rozmiarze 1-DIN, w standardzie 2 głośniki na desce rozdzielczej. Opcjonalnie można było zamówić głośniki także w tylnych drzwiach, a gdy ktoś miał bardzo dużo pieniędzy – także w przednich. Jedyny przycisk na kierownicy to klakson. W W124, podobnie jak w dzisiejszej klasie E, można było zamówić sterowanie foteli umieszczone na drzwiach, także w wersji z pamięcią ustawień.
Ilość miejsca w środku? Pomimo iż nowa E-klasa jest o 17 cm dłuższa i 11 cm szersza, użyteczna przestrzeń dla pasażerów jest porównywalna; Istotna różnica dotyczy tylnej kanapy – w modelu zaprezentowanym w 1984 roku aż do końca produkcji dla środkowego pasażera tylnego rzędu przewidziano wyłącznie pas biodrowy, co dziś byłoby nie do pomyślenia, zresztą miejsca jest tam niewiele więcej niż dla dwóch pełnowymiarowych osób. Nowa klasa E zapewnia też z tyłu więcej miejsca na nogi, nieco więcej miejsca jest też na szerokość. Ciekawostka: począwszy od modelu W123 (tzw. beczka) Mercedes w limuzynach kombi oferował za dopłatą składaną ławeczkę w bagażniku dla dwojga dzieci, które podróżowały tyłem do kierunku jazdy. Opcja ta była dostępna potem w W124 i każdej kolejnej E-klasie. Również dziś jest to dostępny, choć rzadko spotykany element wyposażenia. Jeśli zaś dany egzemplarz nie ma w trzeciego rzędu siedzeń, w zamian mamy duże schowki w podłodze bagażnika – naprawdę spore!
W124 kombi seryjnie wyposażony był w elektryczne domykanie tylnej klapy – by nie straszyć dzieci w bagażniku, by nie budzić sąsiadów. W modelu W213 kombi możemy się cieszyć klapą nie tylko domykaną elektrycznie, lecz także automatycznie otwieraną i zamykaną. W obu autach tylna klapa bagażnika otwiera się na taką wysokość, by wysoki mężczyzna nie mógł uderzyć się głową o jej krawędź.
Mercedes W124 kombi wyróżniał się seryjnym samopoziomującym zawieszeniem hydropneumatycznym (Nivomat), dzięki któremu po załadowaniu bagażnika nie „siadał” tył. W S213 możemy dopłacić do zawieszenia pneumatycznego Air Body Control – z poziomowaniem dynamicznym. Zapewnia to wyjątkową mieszankę komfortu i dobrych właściwości jezdnych; jadąc wolno po nierównościach, można zawieszenie podpompować jednym dotknięciem przełącznika, zwiększając prześwit. Tego W124 nie potrafi.
Testowy egzemplarz S213 wyposażony jest w 2-litrowy silnik wysokoprężny o mocy 194 KM. Nawet w aucie tej klasy jest to moc wystarczająca, jednak o nadmiarze mocy mówić nie sposób. W sprawnym przyspieszaniu pomaga 9-stopniowa automatyczna skrzynia biegów, która działa bardzo płynnie i szybko. Przeszkadza... hałas. Auto jest świetnie wyciszone pod względem wytłumienia szumów powietrza podczas szybkiej jazdy, natomiast hałas silnika dość natarczywie, jak na tę klasę auta, wdziera się do wnętrza. W tym punkcie stary Mercedes nie ma się czego wstydzić – egzemplarz wyposażony w 147-konnego turbodiesla (6 cylindrów w rzędzie) jest świetnie wyciszony, a w dodatku dźwięk „szóstki” może i nie jest lepiej wytłumiony, ale przyjemniejszy niż współczesna wysilona „czwórka”. Biegi zmienia jednak mniej płynnie, a siłę pokazuje dopiero na 3, i 4. przełożeniu. W213 z 9-stopniowym automatem nie daje staruszkowi żadnych szans, pali też wyraźnie mniej (zaledwie 8-10 l/100 km w mieście) niż W124 300 Turbodiesel (w mieście ok. 11 l na setkę). I potrafi sam sobą kierować, choć... w tej kwestii ufać mu nie sposób.
Elementy służące do autonomicznej jazdy (kamery, czujniki, radar) w nowej Klasie E kierują się nie tylko liniami na asfalcie jak starsze systemy tego rodzaju – zwracają uwagę na zachowanie innych aut. Klasa E w trybie autopilota wykazuje zachowania stadne: jeśli samochód przed nami jedzie przy prawym krawężniku, nasz Mercedes także ciąży ku prawej, zaś my boimy się o 20-calowe koła, czy nie zawadzimy nimi o krawężnik? Jeśli ten przed nami jedzie przy osi jezdni – nasz Mercedes jedzie bliżej lewej krawędzi pasa. A gdy auto przed nami skręci na rozwidleniu dróg... może się zdarzyć, że wycelujemy prosto w wysepkę! Trzeba się pilnować. Jeśli nic się nie dzieje, po 2-3 minutach auto zaczyna dopominać się, by kierowa wziął do ręki kierownicę; po chwili zaczyna dzwonić, podnosić alarm; ostatecznie zaczyna delikatnie zwalniać, włącza światła awaryjne i staje. Może i nie jest to jeszcze gotowy system autonomicznego prowadzenia, ale robi wrażenie.
Brak wszechobecnej elektroniki w W124 sprawia, że ten, kto 25 lat temu kupił nowego Mercedesa, jeździł może i wolniej, ale miał czas delektować się jazdą. W aucie nie było elementów rozpraszających kierowcę, podczas gdy w nowej klasie E bodźców jest aż nadto. I trochę powodów do frustracji – Command potrafi się zawiesić i np. nie chce zmienić poziomu jaskrawości ekranu; nawigacja jest, ale potrafi się zgubić, bez ostrzeżenia przestaje działać GPS. Albo po otwarciu maski i uzupełnieniu płynu do spryskiwacza system alarmuje, że nie zamknęliśmy klapy, choć to nieprawda; po jakimś czasie milknie. Na pocieszenie aktualnym nabywcom Mercedesa klasy E można przypomnieć, że w początkach produkcji W124 Mercedes miał również ogromne problemy z jakością, które spowodowały nawet protest taksówkarzy pod zakładami produkcyjnymi tej marki. Potem jakość się poprawiła, a W124 stał się wzorem niezawodności. Czy teraz znów się uda?