- Nazwa Velar to nawiązanie do pierwszych prototypów Range Rovera z końca lat 60. XX wieku
- Silnik benzynowy z kompresorem daje tyle mocy, że Velar jeździ jak sportowe auto, a nie ciężki SUV
- Velar może być autem komfortowym, ale potrafi też pokazać swój dynamiczny charakter; wyboru dokonujemy przyciskiem
Land Rover to, obok Jeepa, jedyny producent samochodów na świecie, który w swojej ofercie ma wyłącznie SUV-y i terenówki. Można zaryzykować stwierdzenie, że tkwił w tym segmencie na długo, zanim ten stał się modny. Co zatem można zrobić, by wyróżnić się w klasie, w której niemal wszyscy producenci mają swoje modele? Zaprojektować coś, co po raz kolejny zdeklasuje rywali wyglądem, aranżacją wnętrza, komfortem i zdolnościami terenowymi. Tak właśnie powstał Range Rover Velar, który nazwą nawiązuje do pierwszych prototypów oryginalnego Range Rovera z końca lat 60. ub. stulecia.
Range Rover Velar 3.0 Si6 – niesztampowa sylwetka
Już sam wygląd nowego modelu budzi mnóstwo dyskusji. Przy długości 4,8 m ma relatywnie niedużą wysokość – 1,66 m, więc bardziej przypomina kombi na dużych kołach. Jego obręcze o średnicy 22 cali w testowanej wersji First Edition szczelnie wypełniają nadkola, a proporcje z niesłychanie krótkim zwisem z przodu i długim „ogonem” z tyłu przywodzą na myśl… Rolls-Royce’a. Do tego wysoko poprowadzona linia okien i nisko „zawieszony” dach jak w jachcie, plus rozciągnięte na boki, wąskie światła i klamki wysuwane na życzenie z płaszczyzny drzwi. Ten samochód nie musi nigdzie jechać, by zwracać na siebie uwagę. Wygląda jak koncept zaparkowany przy krawężniku i nie zdradza żadnych powiązań z Jaguarem F-Pace, z którym przecież dzieli podwozie i silniki.
Podchodzisz do masywnych drzwi, wciskasz guzik na klamce, która wysuwa się, odkrywając solidny uchwyt. Jeden ruch ręką i możesz zanurzyć się w prostym, niemal ascetycznym wnętrzu. Póki nie dotkniesz przycisku uruchamiającego silnik, widzisz tylko animację na ekranie zastępującym tradycyjne zegary za kierownicą i dwie ciemne tafle wyświetlaczy na środkowej konsoli. Reszta to gustownie skrojony miks dobrze wyprawionej skóry i wstawek z lakieru fortepianowego. Masz chwilę, by nacieszyć się detalami takimi jak perforacja tapicerki siedzeń w kształcie Union Jack – flagi Wielkiej Brytanii. I wreszcie przychodzi ten moment. Sięgasz do guzika Engine Start i budzisz doładowane kompresorem benzynowe V6 o pojemności 3 litrów i mocy 380 KM. Ekrany na desce ożywają, górny nachyla się pod niewielkim kątem, by ograniczyć powstawanie refleksów od słońca, spomiędzy foteli wysuwa się obrotowa gałka do wyboru trybów pracy automatycznej skrzyni biegów. Wszystko gotowe do drogi.
Range Rover Velar 3.0 Si6 – silnik prosto ze sportowego Jaguara
Po silniku, znanym już z Jaguara F-Type, można spodziewać się większych fajerwerków akustycznych. Brakuje trochę zawadiackiego prychania w wydech, ale w końcu mamy do czynienia ze statecznym SUV-em, a nie roadsterem do jazdy bez dachu we dwoje. Jeśli jednak gdzieś koncepcja zaskakującego 4x4 ma swoją słabszą stronę to właśnie tu, pod maską. Jak na szczytową wersję silnikową, 3.0 Si6 nie zaskakuje demonicznym charakterem. W dużej mierze to konsekwencja wysoko położonego maksymalnego momentu obrotowego – 450 Nm dostajemy dopiero przy 4500 obr./min, a taka wartość przy niemal dwóch tonach masy własnej jest zaledwie wystarczająca. W dodatku, przy zaledwie 63-litrowym zbiorniku paliwa, dynamiczna jazda zmusza do tankowania co 300–350 km. Owszem, przy zaciśniętych zębach da się zejść do średniej 11 l/100 km, ale nie po to kupuje się najmocniejszą wersję, by muskać pedał gazu. Choć wieść gminna niesie, że to nie jest ostatnie słowo Brytyjczyków i podejmą próbę podniesienia włosów na plecach odmianą V8, ale to dopiero za jakiś czas.
Mamy nadzieję, że uda się wtedy jeszcze dopracować reakcję ośmiobiegowej, automatycznej skrzyni podczas jazdy z niewielkimi prędkościami i wyeliminować całkowicie tendencję do lekkiego poszarpywania przy zmianie poszczególnych przełożeń. Przyda się też możliwość „zbijania” biegów łopatką przy kierownicy przy wybranym trybie D, czego teraz nie można zrobić bez przestawiania skrzyni pokrętłem w tryb S.
Range Rover Velar 3.0 Si6 – jednym przyciskiem zmienia się charakter
Skoro o różnych ustawieniach mowa, nowy Range Rover wyposażony jest w możliwość regulacji twardości pneumatycznego zawieszenia, reakcji skrzyni biegów i silnika na gaz oraz czułości układu kierowniczego. Co ciekawe, nawet w najtwardszym ustawieniu zawieszenia łatwo zapomnieć, że Velar porusza się na felgach o średnicy 22 cali, choć częstotliwość drgań, w jakie wpada nadwozie na nierównościach, jest irytująca i nie pasuje do wizerunku komfortowego samochodu, do jakiego przyzwyczaił „duży” Range Rover. Najlepsza konfiguracja to przełączenie wszystkich parametrów w tryb dynamiczny i pozostawienie zawieszenia w komfortowym. Nadwozie Velara lekko przechyla się w szybko pokonywanych zakrętach, jednak nie daje powodu do niepokoju – samochód cały czas pozostaje łatwy w kontrolowaniu. A to dopiero początek zabawy.
Velar nie byłby prawdziwym Range Roverem, gdyby nie wyposażono go w arsenał do walki z błotem i bezdrożami. Napęd na wszystkie koła z aktywnie rozdzielanym momentem obrotowym pomiędzy osiami to seryjne wyposażenie wszystkich wersji. Najmocniejsze odmiany mają też automatyczną blokadę tylnego mechanizmu różnicowego i pneumatyczne zawieszenie z regulacją prześwitu. Do tego dochodzą dobrodziejstwa systemu Terrain Response, który – niczym programator w lustrzance – pozwala dobrać odpowiednie ustawienia samochodu do pokonywanych nawierzchni. System obsługiwany przez dolny dotykowy ekran pozwala swobodnie poruszać się po trawie/szutrze/śniegu, błocie/wykrotach, piachu i dorzuca do tego ustawienia Eco, Comfort, a także R-Dynamic. Konstruktorzy RR pomyśleli nawet o funkcji wygrzebywania się z terenowych pułapek, którą można włączyć tam, gdzie reszta SUV-ów bezradnie mieli wszystkimi kołami. Jeśli dodamy 65-centymetrową zdolność brodzenia, mamy kompletne, kompetentne 4x4, którym z powodzeniem można ładować się w błotniste objazdy zakorkowanych dróg krajowych. Oczywiście, uważając na stan lakieru i 22-calowych obręczy.
Range Rover Velar 3.0 Si6 – nie szkoda go w teren?
Pytanie jednak brzmi: kto samochodem za ponad 500 tys. zł pcha się w krzaki? Tak, to nie żadna pomyłka. Podstawowa wersja Velara z rzędowym, czterocylindrowym dieslem o mocy 180 KM lub dwulitrową turbobenzyną 250 KM kosztuje 239 900 zł, ale mowa o bazowych odmianach wyposażenia z ręcznie regulowanymi fotelami, 18-calowymi felgami i bez nawigacji. Mająca wszystko wersja First Edition z silnikiem V6 o mocy 380 KM kosztuje 537 tys. zł i to zanim dorzucisz kolejne 36 tys. na satynowy, szary lakier jak ten na zdjęciach. Dużo? Nawet bardzo, ale konkurencja z porównywalnym wyposażeniem wcale nie będzie tańsza, a już na pewno żaden z rywali nie będzie robić takiego wrażenia na innych. I to bez względu, czy będziecie nocą przemykać autostradą, rozcinając powietrze ostrzami laserowych reflektorów, czy w słoneczny dzień zaparkujecie pod modną knajpą.
Range Rover Velar 3.0 Si6 – dane techniczne
Pojemność skokowa i rodzaj silnika | 2995 cm3, V6, kompresor benz. |
Moc | 380 KM przy 6500 obr./min |
Moment obrotowy | 450 Nm przy 4500 obr./min |
Skrzynia biegów i napęd | 8-biegowy automat, napęd 4x4 |
Prędkość maksymalna | 250 km/h |
Przyspieszenie 0-100 km/h | 5,7 s |
Średnie zużycie paliwa | 9,4 l/100 km (producent) |
Masa własna | 1884 kg |
Cena | od 537 tys. zł |