Land Cruiser V8 to samochód dla ludzi, którzy na hasła „crossover” czy „SUV” reagują pogardliwym wzruszeniem ramion. To żaden SUV, to prawdziwa terenówka z nadwoziem na solidnej ramie, którą wiedziesz w las, pognasz przez zaorane pole albo – co jest w krajach pustynnych popularnym sportem – pojeździsz po pustynnych wydmach. Jest to samochód wystarczająco solidny, by dać sobie radę w krajach Trzeciego Świata, a ucywilizowany na tyle, by bogaty szejk wsiadał do niego bez wstrętu. Europejskie drogi to nie jest jego naturalne środowisko – jest większy i na ciasnym parkingu bardziej nieporęczny niż BMW X5 czy Jeep Grand Cherokee, prawdę mówiąc jednak ani BMW, ani Jeep, ani nawet Audi Q7 nie są dla niego konkurencją: albo za małe (Jeep), albo zbyt „asfaltowe”, za delikatne – jak np. X5 czy Q7. Ciekawostka: Land Cruiser V8 jest autem, jak na swoje gabaryty, nadspodziewanie zwrotnym – przy średnicy zawracania na poziomie poniżej 12 m skręca lepiej niż europejska, bulwarowa konkurencja.
Zajrzyjmy do środka: do Land Cruisera trzeba się wdrapać niczym do amerykańskiego pick-upa, jest tak wysoki. Do środka zaprasza jasne, skórzano-pluszowe wnętrze. Pokłonem w stronę nowoczesności jest duży ekran dotykowy na środku deski rozdzielczej, ale zegary, wbrew dzisiejszej modzie, są tradycyjne, niewyświetlane. W szeroki tunel środkowy wkomponowano podłokietnik, pod którym znajdziemy dużą lodówkę – w ciepłych krajach ważna rzecz. Sterowanie – poza przełącznikami napędów i blokady międzyosiowego mechanizmu różnicowego, o których trzeba sobie poczytać – bajecznie proste. Inaczej niż w europejskich dużych terenówkach, a właściwie SUV-ach, sterowanie większością ważnych funkcji wyciągnięte jest na zewnątrz, włączamy je przełącznikami i klawiszami, zamiast zagłębiać się w komputerowe menu systemu pokładowego. Warto to docenić.
Fotele są duże i komfortowe, sterowane elektrycznie, podgrzewane, wentylowane. Przy bocznych ścianach bagażnika (cały w jasnym welurze) wiszą dodatkowe dwa niezależne siedzenia, które po rozłożeniu okazują się nadspodziewanie duże, choć nisko umieszczone. By je zająć, trzeba złożyć kawałek kanapy drugiego rzędu. To miejsce dla dzieci albo służby.
Podnieśmy jeszcze maskę. Znów, inaczej niż w luksusowych europejskich SUV-ach, niczego tu nie przekombinowano. Silnik V8 o poj. 4,6 l (zaledwie 318 KM) nie ma żadnych przeszkadzajek jak system start-stop czy inteligentne zarządzanie energią, udało się więc zachować duży, zwykły akumulator, który nie jest schowany pod podłogą czy też w podszybiu, a umieszczony mądrze w przedniej części komory silnika. Gdy potrzebujesz pożyczyć prąd – komuś czy od kogoś – nie musisz zastanawiać się: do czego podłączyć kable i jak tam sięgnąć? A gdy zajrzysz pod zderzak, znajdziesz bez trudu wspawane na stałe ucho holownicze, nie musisz martwić się, czy zapodziałeś gdzieś wkręcaną końcówkę. Te auta na Trzeci Świat jakieś takie... bardziej praktyczne.
A jak to jeździ? Na asfalcie docenimy świetne wygłuszenie silnika i komfortowe tłumienie, choć Toyota prowadzi się niczym okręt – trochę się buja. W wyścigu na autostradzie z dużymi europejskimi SUV-ami klasy premium jadąc Land Cruiserem V8, nie mamy szans – za duży, za ciężki, choć tak samo, a może bardziej luksusowy. To, co jest problematyczne, to droga hamowania i nie chodzi nawet o skuteczność hamulców, ile o możliwości opon: przy 140 km/h zatrzymać to bydlę – to jest wyzwanie! Pusty Land Cruiser V8 waży prawie 2700 kg, fizyki nie oszukasz. Jakby co, to problem tego, z kim się zderzysz...
Spalanie, wbrew pozorom, nie jest aż tak straszne, jakby można się obawiać. W trasie, jadąc rozsądnie, można zejść do 12–14 litrów na setkę, w mieście do ok. 17. Jadąc z fasonem, oczywiście, spalimy nawet więcej niż 25–30 l/100 km.
Gdy wjedziemy na drogę gruntową, Land Cruiser pokazuje swoją przewagę: gdy innym z powodu wstrząsów podsufitka gotowa spaść na głowy, a boczki drzwi i wyposażenie niemiłosiernie trzeszczą, aż serce boli i głowa, gdy pomyślisz o rachunku w serwisie, ramowe nadwozie Land Cruisera V8, nawet gdy rzuca nim na wszystkie strony, nawet nie skrzypnie. Sztywność tej konstrukcji i solidność montażu jest po prostu zadziwiająca. Samochód jest przy tym nadspodziewanie skuteczny – wjeżdża w pole i wyjeżdża na drogę z łatwością, niczym czołg, trudno sobie wyobrazić sytuację, w której trzeba by sięgnąć po blokadę napędów.
Jeżeli potrzebujecie luksusowego, dużego auta, które jest nieco bardziej terenowe niż szosowe (choć warto to podkreślić: na asfalt się nadaje), proste w budowie i solidne, ale bez zbędnych wodotrysków, to jest to auto dla was, być może to już ostatnia okazja na nowy egzemplarz. Pogrzeb Land Cruisera V8 odkładany jest już od dłuższego czasu, ale właśnie spuszczają trumnę. Z oficjalnego cennika Toyoty Land Cruiser V8 już wypadł (producent, podając uczciwie dane o emisji tego pojazdu, psuje sobie statystykę emisyjną), ale jeszcze, gdy zapytacie, na chętnych czeka kilka egzemplarzy. Trzeba na tę przyjemność mieć ok. 430 tys. zł. Jeśli wyjeżdżasz zimą w góry i nie lubisz zastanawiać się, czy nie zamarznie ci AdBlue albo inny supersystem, to warto.