- W klasie średniej trudno o bardziej kompetentnych rywali niż Audi A4 i BMW serii 3
- Wszyscy trzej producenci prezentują design z wysokiej półki – nie ma wątpliwości
- Kto tu jest przegrany? Niestety, jest nim pociągające Volvo
Stoi sobie na szlachetnym żwirku przed willą w stylu skandynawskim, a w tle blondynka niesie torby z zakupów w butikach. Albo to kombi parkuje w stylowo oświetlonym centrum miasta. A następnie mieni się, stojąc nad brzegiem morza. Ależ to piękne i skandynawskie! A my się zastanawiamy: czy Szwedzi w ogóle jeździli swoim nowym kombi klasy średniej, czy tylko malowniczo je ogrywali do reklamy? Gdyby bowiem tak było, to pewnie by się zorientowali, że V60 wygląda oszałamiająco, ale w użytkowaniu... nie wszystko jest idealne. Ale po kolei.
Nowe Volvo V60 już samą ceną plasuje się w sercu ligi premium. A to oznacza, że do jego konkurentów należą takie auta, jak BMW serii 3 Touring i Audi A4 Avant. Przed wyrównaniem poziomu wyposażenia wyjściowe auta biorące udział w naszym porównaniu kosztują około 180-190 tys. zł. Dużo, i to nawet bardzo, biorąc pod uwagę, że te kwoty nie uwzględniają automatycznych skrzyń biegów. Cenę zakupu łatwo można zwiększyć.
Audi i BMW nie montują w standardzie tempomatu. Jeśli doliczy się jeszcze takie opcje, jak amortyzatory z regulowaną twardością, ceny poszybują w górę. Czy Volvo zyska na tym etapie jednak przewagę? Tak, ponieważ ma wzorowe wyposażenie z zakresu asystentów bezpieczeństwa, a po wyrównaniu (w miarę możliwości) poziomu z rywalami szwedzkie auto dużo kosztuje, ale jednak mniej od BMW, a BMW – mniej od Audi. Co prawda, różnice w stosunku do ceny, którą trzeba zapłacić, są procentowo niewielkie, ale pozwalają zarobić kilka punktów.
Tyle że podczas jazdy powinniśmy chyba zapomnieć o kosztach i cieszyć się właściwościami dynamicznymi. Zacznijmy od Volvo. Silnik ma co prawda niezłego kopa, ale pod obciążeniem donośnie klekocze. Poza tym czterocylindrowy motor osiąga maksymalny moment obrotowy w dość wąskim zakresie obrotów i w dodatku wcale nie pracuje superoszczędnie, a przecież Volvo jest bardzo dumne z tej technicznie zaawansowanej jednostki napędowej. Silnik Volvo spełnia normę emisji spalin Euro 6d TEMP, ale w naszym teście spalił na przykład prawie o pół litra więcej niż BMW. Skrzyni biegów też brakuje dopracowania. Podczas redukcji ośmiostopniowy Geartronic potrzebuje dużo czasu, okazjonalnie zdarzają się też szarpnięcia, kiedy auto łagodnie zwalnia. Nie dopracowano jej tak dobrze, jak detali designu, a szkoda, bo odczuwalna jakość jest pierwszorzędna.
To samo tyczy się zestrojenia zawieszenia. Nieprzyjemnie sztywna i gwałtowna amortyzacja wydaje się skutkiem zbyt krótkiego skoku zawieszenia. Na dziurawych drogach kierowca ma wrażenie, że resorowaniu brakuje harmonii. Cały czas nadwozie drży i jest niespokojne. Fotele mają zbyt twarde oparcia i nie trzymają wystarczająco mocno po bokach.
Z tyłu natomiast dorośli siedzą z podkurczonymi nogami i słabo podpartymi udami, prawie na ziemi. Typowa dla Volvo jest obsługa wszystkich funkcji na dotykowym ekranie – to wymaga długiego przyzwyczajenia i odwraca uwagę od prowadzenia. I najlepiej, kiedy samochód stoi.
Układ kierowniczy jest zbyt mocno wspomagany, w dodatku podczas gwałtownego przyspieszania czuć na kierownicy drżenie i inne wpływy napędu. Nie mamy pojęcia, dlaczego tak wyszło, bo Volvo zdecydowanie potrafi projektować lepsze samochody.
Popatrzmy jednak z drugiej strony: czym Volvo może imponować? V60 hamuje skutecznie niczym sportowy bolid. Kabina jest poza tym szlachetnie wykończona. Znajdziemy też tak praktyczne detale, jak przegroda dzieląca bagażnik, dźwignie zdalnie składające oparcia kanapy czy też bezkorkowy wlew paliwa.
BMW nie oferuje w ogóle takich rzeczy. Za to ma starannie zestrojone zawieszenie. Uderzenia czy stuki? Nic z tego, 320d łagodnie i cicho pokonuje nierówności. Silnik też bardziej elegancko sobie mruczy i łagodniej rozwija moment obrotowy. Szkoda, że układowi kierowniczemu brakuje spodziewanej po BMW łączności z jezdnią, a wokół pozycji neutralnej mechanizm wspomagania pracuje skokowo. Nie możemy powiedzieć, żeby „trójka” była stuprocentowym samochodem dla kierowcy. Za to skrzynia pierwszorzędnie pracuje. Potrafi łagodnie ruszać i spokojnie manewrować, a później żywo reaguje na gaz i przytomnie, płynnie zmienia biegi. Właśnie tak powinien działać „automat”.
W Audi ruszanie należy do niewielu minusów. Nigdy nie udaje się ruszyć tak całkiem płynnie, to niestety typowa przypadłość DSG. Zawieszenie Avanta pracuje z zasady trochę surowiej niż w BMW, ale za to też bardziej uniwersalnie. Dojrzała amortyzacja nierówności i poczucie dobrego zespolenia z jezdnią stoją w ostrej opozycji do nerwowości serwowanej nam przez Volvo V60. Audi sprawia też wrażenie o wiele lżejszego. A4 daje się z pewnością dyrygować, podczas gdy V60 ze swoim przednim balastem musi już prosić ESP o wsparcie, kiedy kierowca odważy się na bardziej zdecydowane manewry przy znacznej prędkości jazdy. Audi montuje ponadto znakomite fotele z przodu, jak i z tyłu. Odpowiada nam ich twardość, rozmiar, pozycja i trzymanie ciała.
Kto tu jest przegrany? Niestety, jest nim pociągające Volvo. Jego rywale, choć niewolni od drobnych niedociągnięć, prezentują naprawdę wysoki poziom i różnica między nimi to kwestia gustu kupującego. W szwedzkim aucie najbardziej przeszkadzają: ograniczony komfort jazdy, pozycja z tyłu i praca układu kierowniczego.
Naszym zdaniem
A miało być tak pięknie! Volvo miało nas oczarować, a tymczasem... Niewygodna pozycja na tylnej kanapie, powarkujący silnik, problematyczna obsługa, nie najlepsze resorowanie, układ kierowniczy o precyzji budzącej zastrzeżenia... Wszystko to kłóci się ze starannie wykończoną kabiną i znakomitymi materiałami. Jednak to Audi i BMW okazały się lepszym materiałem na kombi klasy premium. Mają lepszą dynamikę, pewniej się je prowadzi i zapewniają wyższy komfort jazdy. A czy nie dla komfortu kupujemy te auta?
Efektowne kombi? Volvo! Łatwo powiedzieć, trudniej wdrożyć: w starciu z BMW i Audi szwedzkie V60 będzie musiało wykazać się czymś więcej niż tylko atrakcyjnym wyglądem.