- Chciałem być spontaniczny i poczuć surfersko-hipisowski klimat, który nierozerwalnie łączy się z hasłem "California"
- Miałem powód tego dziwnego (jak na środek tygodnia) kaprysu – przed domem stał Volkswagen Caddy California i dawał do zrozumienia, że chce wyrwać mnie z miasta
- Najmniejszy kampervan Volkswagena to ani samochód terenowy, ani pełnoprawny kamper, ale świetnie sprawdza się w zastępstwie namiotu, a rozłożenie obozowiska jest niezwykle proste
- Więcej takich tekstów znajdziesz na stronie głównej Onetu
Dochodziła już 22.00, więc spontaniczność spontanicznością, ale następnego dnia musiałem zameldować się rano w pracy. W mojej głowie zrodził się wówczas kompromisowy pomysł: "a gdyby tak nie jechać za daleko, ale na polanę nad rzeką tuż za miastem i spędzić noc w aucie?". I to mnie zgubiło.
Zakopałem Volkswagena Caddy California, szukając noclegu
Odpaliłem Mapy Google’a i wytypowałem kilka dróg prowadzących nad Wisłę w okolicy Józefowa. Dopiero na miejscu okazało się, że choć w ciągu ostatnich dni wcale nie padało, w pewnym momencie droga zaczęła składać się głównie z błotnistych kolein. Udawało mi się je omijać, ale kiedy szlak zwęził się i wbiegł do lasu, postanowiłem się jednak wycofać i dopiero następnego dnia wyruszyć na lepiej zorganizowaną eskapadę.
Nie tym razem! Na ostatnim odcinku drogi gruntowej system Front Assist wykrył przeszkodę (zapewne wysokie i wystające źdźbła traw), uruchomił automatyczne hamowanie, a zablokowane koła Volkswagena Caddy California zanurkowały w głębokich koleinach. Z początku próbowałem się przekonać, że to jeszcze nie dramat. Przecież jest tyle sposobów, żeby się wykopać – podrzucić gałęzie pod koła, spuścić powietrze z opon, wyłączyć ESP, wymusić ruszenie z "dwójki"...
I na nic mi się zdała ta cała wiedza. Jedyne, co przez ponad godzinę udało mi się tymi sposobami osiągnąć, to widowiskowe fontanny błota. Bieżnik w oponach na napędzanych kołach był całkowicie zalepiony, a systemu ESP po prostu nie da się wyłączyć, bo niby kto chciałby go wyłączać w nowych autach? Prawdziwym problemem było jednak to, że po wychlapaniu spod kół litrów brązowej mazi auto osiadło na zawieszeniu i w zasadzie było już po zawodach. A na zegarze zbliżała się północ...
Volkswagen Caddy California to nie auto terenowe
Zrezygnowany zadzwoniłem po pomoc drogową i zacząłem zastanawiać się, co właściwie podkusiło mnie do tego, żeby zapuścić się na taką drogę ważącym ponad 1,8 t kombivanem z napędem na przednią oś. Mógł to być kolejny instagramowy hasztag (#neverstopeexploring), ale najprawdopodobniej była to jednak lekkomyślność (tak, to raczej ta opcja). Na szczęście, ugrzązłem w błocie w jedną z cieplejszych nocy tego lata, a pomimo małego dystansu dzielącego mnie od rzeki, nie padłem ofiarą chmary komarów. No i awaryjnie miałem ze sobą łóżko.
O tym, że pomoc jest już w drodze, dowiedziałem się mniej więcej godzinę później. Odbieram telefon i słyszę rozbawiony głos kierowcy lawety: "Wytłumaczy mi pan, gdzie można się zakopać w Józefowie? Ja jestem z Otwocka [większa miejscowość w pobliżu – red.] i jeszcze nigdy nie słyszałem, żeby ktoś się zakopał w Józefowie". Wiadomo, zdolny potrafi!
Samo wyciągnięcie samochodu było proste, ale trudniej było znaleźć hak wkręcany w zderzak. Normalnie powinien znajdować się w zestawie narzędzi w styropianowym pudełku w prawym boczku bagażnika, ale go tam nie było. Po 20 minutach przeczesywania reszty samochodu (łącznie z zaglądaniem do instrukcji i pianki pod tapicerką siedzeń) coś mnie tknęło, żeby jednak wrócić do kufra. I faktycznie – hak był, lecz poza opakowaniem, które ktoś wcześniej źle zacisnął opaską.
Szczęśliwie tuż przy głównej drodze znajdowała się myjnia bezdotykowa, na którą dostarczył mnie bardzo uprzejmy pomimo nieludzkiej pory laweciarz. Po chwili Volkswagen Caddy California znów był wiśniowy. Skutki kąpieli w błocie usuwałem jednak do 4.00 nad ranem, bo naniosłem na butach i ubraniach sporo brudu do kabiny, kiedy jeszcze próbowałem desperacko wydostać się na własną rękę ze śliskich kolein. To teraz szybka drzemka i... do pracy!
Sprawdź: Czy wiesz, jak korzystać z myjni? Zamiast umyć auto, możesz je uszkodzić
"Kieszonkowy kamper" Volkswagena ma wiele innych zalet
To, że Volkswagen Caddy California nie nadaje się na wyprawy w teren, już ustaliliśmy. Ale nie można mu odmówić funkcjonalności, jakiej nie oferuje fabrycznie żaden inny nowy kombivan. Niemal wszystkie elementy biwakowego wyposażenia da się w razie potrzeby szybko wymontować (problematyczny jest tylko opcjonalny aneks kuchenny) i korzystać z pełnej pojemności 5-miejscowego wnętrza.
Niemcy pomyśleli prawie o wszystkim. Jasne, brakuje toalety (trzeba zabrać przenośną chemiczną) i lodówki (fabryka w Poznaniu przygotowuje każdy egzemplarz do montażu dodatkowego akumulatora), ale to mikrokamper, który ma raczej zastępować namiot na kempingu niż być samowystarczalny. Nad klasycznymi kampervanami ma jedną przewagę – wjedzie na każdy parking podziemny i do każdego miasta (za granicą kampery czasami nie mają do nich wstępu). Zupełnie jak zwykłe auto osobowe.
Zresztą na wyposażenie kempingowe trudno narzekać. Na pokładzie są przecież zasuwane sakwy montowane na bocznych szybach z tyłu (łatwo zadbać o porządek w kabinie), zasłonki na okna, panele wentylacyjne z moskitierą montowane w przednich drzwiach, wysuwana kuchenka gazowa z szufladami na sztućce i garnki (opcja za 5,78 tys. zł netto) czy ogrzewanie postojowe (5,74 tys. zł netto).
Zobacz: Jak powstaje kamper na zamówienie? Od nudnego busa do kampera marzeń!
No i najważniejsze, czyli 2-osobowa leżanka o wymiarach 1,98 m x 1,07 m, którą łatwo się rozkłada (trzeba złożyć tylne siedzenia, pochylić oparcia przednich foteli i rozłożyć stelaż). Chociaż materac nie wygląda na gruby, śpi się na nim wygodnie dzięki talerzowym sprężynom pod spodem.
Poza tym "mikrocalifornia" to typowy Volkswagen Caddy
Volkswagen Caddy California to po prostu jedna z wersji produkowanego w Poznaniu kombivana. Jej cena startuje z poziomu 132 tys. 717 zł, ale za tę kwotę dostajemy auto z krótszym rozstawem osi, nielakierowanymi zderzakami, halogenowymi światłami, kołpakami i benzynowym silnikiem 1.5 TSI o mocy 114 KM sprzężonym z 6-biegową skrzynią manualną.
Poziom wyposażenia samochodu można dostosować, wybierając opcje i pakiety w konfiguratorze. Auto, które otrzymałem do testu, miało nie tylko oszczędniejszy silnik 2.0 TDI o mocy 122 KM współpracujący z 7-biegową przekładnią DSG, ale też dłuższy rozstaw osi, lakierowane zderzaki, LED-owe reflektory, ogrzewanie postojowe, zabudowę kuchenną i kilka innych opcji, które podniosły cenę samochodu do 198 tys. 680 zł. Dużo? Mało? Ciężko powiedzieć, bo drugiego takiego "kameleona" nie ma na rynku.
Zobacz nasz test: Volkswagen Caddy California 2.0 TDI DSG – najmniejszy w rodzinie
Volkswagen Caddy California sprzyja relaksowi na drodze
Foremna kabina, w której można dużo przewieźć albo spać, to największa zaleta tego samochodu. Właściwości jezdne są na przyzwoitym poziomie, choć prowadzenie ciężko nazwać angażującym – wspomaganie kierownicy działa dość mocno, a dopracowane i dosyć miękkie zawieszenie zachęca raczej do relaksacyjnego tempa podróży. Mimo dużej powierzchni bocznej auto jest jednak stabilne i nie strach nim pokonywać zakręty.
Do "wychillowania" za kierownicą zachęca też najmocniejszy w gamie, 122-konny silnik wysokoprężny, który może i nie czyni z Volkswagena Caddy California zawalidrogi, ale też nie zapewnia dużych wrażeń – nawet po mocnym wciśnięciu gazu mikrokamper rozpędza się z oporem i uzyskuje "setkę" dopiero po 11,4 s. W trasie jednostka TDI zapewnia za to świetną elastyczność (320 Nm) i odwdzięcza się bardzo niskim zużyciem paliwa. Na drodze krajowej bez poświęceń można zejść do 5,5 l/100 km, a w ciągu całego testu, w trybie mieszanym, średnie spalanie wyniosło 6,9 l/100 km.
Jakieś minusy? Masywne słupki (nie tylko A, ale też B i C) i w konsekwencji małe szyby zapewniają słabą widoczność, co jest trochę zaskakujące w kombivanie. W nocy trudno ratować się obrazem z kamery cofania, bo przy słabym oświetleniu niewiele widać na ekranie systemu infotainment. Do tego Caddy prowadzi się jak samochód kompaktowy, ale plastiki we wnętrzu sprawiają siermiężne wrażenie i kojarzą się bardziej z autami dostawczymi.
Nie każdemu przypadnie też do gustu dotykowa obsługa większości funkcji w kokpicie – to nie najwygodniejsze rozwiązanie. Każdemu za to spodoba się uniwersalny charakter tego samochodu i wolność, która kryje się za zobowiązującym słowem "California". Jedna wskazówka: lepiej szukać miejsc noclegowych na utwardzonych kempingach albo wybrać wersję z napędem 4Motion!