- Kampery są coraz bardziej popularne, dlatego sprawdziliśmy, co w nich jest takiego, że przyciągają do siebie coraz więcej osób
- Okazuje się, że nawet zupełnie "zielona" osoba w tej materii da sobie radę z kamperem
- Takie auto nadaje się także na krótkie, weekendowe wypady
- Więcej podobnych materiałów znajdziesz na stronie głównej Onetu
Zabranie kampera tylko na weekend wydaje się nieco absurdalne. Ciągnąć ze sobą cały dom na kołach, tylko po to, aby przespać w nim raptem jedną noc. Jednak idea spędzania wakacji, urlopów, a nawet pojedynczych dni wolnych właśnie na pokładzie takich samochodów bije rekordy popularności, więc właśnie w takich warunkach postanowiliśmy sprawdzić "czym to się je".
Jako mobilny dom posłużył nam Volkswagen Grand California 600 — największy kempingowy model tej marki, którym można się poruszać z prawem jazdy kategorii B.
Jako cel weekendowej podróży wybraliśmy jeden z kempingów na Dolnym Śląsku nad jeziorem Złotnickim. Wybór nieprzypadkowy, bo po pierwsze akurat ten region Polski jest chyba jednym z najpiękniejszych, a po drugie jest tam w zasadzie wszystko — na miejscu jest jezioro, góry w zasięgu niedalekiej podróży samochodem i cała masa zabytków do zwiedzenia.
Dalsza część tekstu pod materiałem wideo
Volkswagen Grand California 600 - weekendowy wypad
Aby wykorzystać cały weekend, w trasę wyruszyłem już w piątek, żeby dotrzeć na Dolny Śląsk wieczorem, tam przenocować (oczywiście w kamperze), odebrać małą pasażerkę, dla której frajdy miałem przebyć tę całą trasę, i z samego rana ruszyć dalej.
Podróż upłynęła bezproblemowo i bardzo, ale to bardzo wygodnie. Choć bazą dla Volkswagena Californii jest dostawczy Crafter, to na pokładzie nie brakuje wyposażenia charakterystycznego dla aut osobowych. Mamy tutaj: automatyczną 8-biegową skrzynię biegów, automatyczną klimatyzację (Climatronic), aktywny tempomat, system utrzymania pasa, czujniki martwego pola, zestaw czujników parkowania wraz z funkcją monitorowania boków samochodu, a nawet asystenta wyjazdu, który ułatwia manewrowanie tak dużym autem (prawie 6 m długości). Kamper został wyposażony też w układ ułatwiający ruszanie z miejsca na wzniesieniach (tzw. Hill hold control), który na pierwszy rzut oka może wydawać się zbędnym gadżetem, ale w tak dużym kamperze bywa nieoceniony. Było jak w dobrze wyposażonym aucie osobowym, więc w zasadzie całą trasę przejechałem na tempomacie i z włączonym asystentem utrzymania pasa ruchu. W takim komforcie te ok. 500 km w jedną stronę nie zrobiło na mnie większego wrażenia, no może poza tym, że trochę mi się dłużyło, ale o tym za chwilę.
A jak wrażenia z jazdy? Grand California to auto o dwóch obliczach, tyle że pokazywanych jednocześnie. Właściwości jezdne są bardzo w porządku, ale auto nie pozwala zapomnieć o dostawczym rodowodzie. Przy manewrach trzeba pamiętać o sporej masie (3050 kg na pusto) i aż się prosi, aby wykonywać je spokojnie i płynnie. Ale nic w tym strasznego — w końcu kamper to nie samochód do wygrywania wyścigów spod świateł i dynamicznego pokonywania alpejskich serpentyn, a do spokojnej wakacyjnej jazdy. Z drugiej strony, także dzięki wyposażeniu obecnemu na pokładzie i pracy zawieszenia nastawionego raczej na komfort, daje wrażenie z jazdy samochodem osobowym. Dopiero gdy zjedziemy z trasy, duże wymiary przypomną nam, że poruszamy się sporym autem. To zresztą dość typowe dla tego typu samochodów — nowoczesne kampery sprawiają wrażenie łatwych w prowadzeniu i łatwo w nich zapomnieć, że nie siedzi się w samochodzie osobowym.
Auto nie jest demonem szybkości, ale mocny diesel zapewnia Grand Californii wystarczającą dynamikę, jeśli głębiej wciśniemy pedał przyspieszenia. Kamper w trasie ma być przede wszystkim wygodny, a tego Grand Californii odmówić nie można. Cała masa miejsca i wygodne przednie fotele robią swoje. Nieco mniej szczęścia mają pasażerowie podróżujący na tylnej kanapie, ale tam także żadnego "dramatu" nie ma. Tutaj postawiono na kompromis — albo bardzo wygodna, duża kanapa, albo więcej miejsca podczas kempingu. Volkswagen zdecydował się na tę drugą opcję, a komfort pozostawił na całkiem niezłym poziomie, o czym najlepiej zaświadczyć może zapytana młoda pasażerka, która właśnie tylne miejsce wybrała sobie na powrót:
- Jak się jechało z tyłu?
- W porządku, tato.
Volkswagen Grand California 600 - ogromna ilość miesca
Grand California ma też dosłownie całą masę miejsca na bagaże. Tu jedna uwaga — jako absolutny nowicjusz w tematyce kamperów spakowałem się w walizkę. Jak się szybko okazało, był to spory błąd. Do kampera najlepiej po prostu zapakować wszystko do środka i urządzić się niczym w mieszkaniu — ubrania i wszystko, co niezbędne zapakować do zabudowy, w której jest mnóstwo miejsca (jest nawet krótki drążek, na którym można zawiesić rzeczy na wieszakach). Zabrać ze sobą można naprawdę sporo, ale pakując się w walizkę czy torbę, będziemy się o nią potem potykać, jeśli zajmiemy rzeczami całe dostępne miejsce. Lepiej wykorzystać ją tylko do zabrania rzeczy do kampera i potem zostawić w domu.
Bezproblemowa podróż Grand Californią miała w zasadzie tylko jeden minus — trochę trwała. 177-konny silnik Volkswagena umożliwia bezproblemowe poruszanie się z prędkościami autostradowymi, ale żeby taki weekendowy wyjazd utrzymać w jakichś rozsądnych ekonomicznie ryzach, co przy aktualnych cenach paliwa wydaje się wręcz koniecznością, warto poruszać się jednak nieco wolniej. Tym bardziej że w przypadku kamperów mamy do czynienia z problemami interpretacyjnymi, dotyczącymi tego, jakie ograniczenia prędkości je obowiązują.
California i tak okazała się oszczędna, jak na takie auto. Mimo pokaźnej powierzchni czołowej i sporej masy (krótka wersja Grand Californii waży ponad 3 tony i ma prawie 3 m wysokości) na ponad tysiąckilometrowej trasie zadowoliła się zaledwie 10,7 litrami oleju napędowego na 100 km. To naprawdę niewiele jak na tak duże auto. Trzeba tylko spełnić jeden warunek — na trasie (na drogach ekspresowych, jak i na autostradach) utrzymywać prędkość rzędu 100-110 km/h. Wtedy Grand California odwdzięczy się rozsądnym spalaniem. Jeśli auto będziemy mocniej "cisnąć", duża powierzchnia czołowa zrobi swoje i spalanie wzrośnie. Jak pokazał nasz wcześniejszy test tego modelu, przy prędkościach rzędu 130 km/h jest to ok. 11,3 l/100 km.
Pierwsza, jeszcze nie w pełni kempingowa noc ujawniła sporo zalet Grand Californii, z których część była zresztą łatwa do przewidzenia. Po pierwsze, co nie jest tak oczywiste, jak może się wydawać, w środku można wygodnie stanąć — wnętrze ma w zależności od miejsca maksymalnie 2,18-2,20 m. Drugą zaletą są bardzo wygodne i łatwo rozkładane łóżka. Nie wygoda jest tu jednak najważniejsza (choć oczywiście ważna, bo w końcu ma to być dom na kołach), ale ilość miejsca, które oferują. Tylne łóżko ma 1,93 x 1,36 m, a górne od 1,6 do 1,9 m (leżanka ta ma długość zmienną w zależności od części — jedna z nich, ta znajdująca się nad kanapą, jest nieco dłuższa) na 1,22 m. Przy maksymalnie czterech osobach, które mogą spać w Grand Californii, sprawę wyboru miejsca do spania mamy więc z góry ustalone — zależy od wzrostu.
Po trzecie, w Grand Californii do dyspozycji mamy pełnowartościową łazienkę. W warunkach "polowych" nie trzeba więc szukać miejsca, w którym można się umyć, czy wybierać kempingi, na których takie miejsca są, ale wszystko mamy na pokładzie. I warto wspomnieć, że nie jest to prosta konstrukcja, która ma tylko zapewniać to, co w łazience najważniejsze, ale w pełni funkcjonalne rozwiązanie. Jest toaleta, umywalka i miejsce na przechowywanie łazienkowych akcesoriów i przyborów, a całe pomieszczenie pełni rolę kabiny prysznicowej. Ma ono także taką dodatkową zaletę, że od razu i "z automatu" przystosowane jest do łatwego utrzymania wszystkiego w czystości. Dosłownie wszystko można w niej zmoczyć, umyć i spłukać.
Ale, żeby nie było tak cukierkowo - Grand California ma też wady. Najbardziej uciążliwą, bo zdecydowanie nie największą, jeśli chodzi o jej "kaliber" jest... drabinka prowadząca na górne łózko. Po rozłożeniu, owszem umożliwia dostanie się tam, za to skutecznie i całkowicie blokuje możliwość przemieszczania się we wnętrzu. Trzeba więc, albo non stop ją zdejmować i przekładać, albo po prostu rozkładać ją dopiero wtedy, kiedy wszyscy są już gotowi do spania i nie mają zamiaru przed nim już nic robić.
Volkswagen Grand California 600 - prawie samowystarczalny kamper
W dalszą trasę ruszyliśmy sobotnim rankiem. Po drodze Grand California pokazała, że jest także bardzo praktycznym samochodem na rodzinne wycieczki, i to nie tylko takie na kemping i z powrotem. W upalne dni, dzięki pokładowej lodówce, nie trzeba za każdym razem szukać sklepu, aby napić się czegoś zimnego. Na kawę także nie trzeba się koniecznie zatrzymywać na stacji czy szukać kawiarni, bo można ją przygotować na pokładzie. Jest tutaj bowiem dwupalnikowa kuchenka. Czajnik, trochę wody zabranej ze sobą, dobra kawa, zimne mleko z lodówki i każdy postój od razu staje się przyjemniejszy. Testowa Grand California była zresztą, specjalnie na takie okazje zaopatrzona w zaparzacz, ale i zwykła kawa rozpuszczalna, w pięknych okolicznościach przyrody smakuje znacznie lepiej niż w domu.
Dokładnie w taki sposób (zimnymi napojami z pokładowej lodówki) wspomagaliśmy się podczas całego weekendu, który rozpoczęliśmy od zwiedzania zamku Czocha. To właśnie dzięki nim upał nie dał się nam tak bardzo we znaki, jak innym turystom, który po zimną wodę musieli odstać swoje w kolejce. Zaoszczędzone kilka minut to niby mała rzecz, a cieszy. Jeszcze bardziej cieszy wydajność lodówki. VW wyposażony był w kompresorowe urządzenie o wydajności domowego sprzętu, a nie "schładzacz", jak czasami ma to miejsce w takich samochodach.
Na kempingu zameldowaliśmy się po południu. Doba zaczynała się tam dopiero o 16:00, więc świetnie, że w Grand Californii "zadomowienie się" zajmuje tylko chwilę. Najbardziej pracochłonną czynnością jest rozwinięcie markizy. Za pierwszym razem zajmie to nam pewnie ok. 10 min. Za kolejnym będzie już znacznie szybciej. Po zakończeniu tej całkiem przyjemnej czynności mogliśmy już z czystym sumieniem dalszą część dnia spędzić na plaży i w jeziorze. W końcu też i po to tam przyjechaliśmy.
Wracając do praktycznych stron Grand Californii, warto także wspomnieć, że zapewniała nam ona całkowitą niezależność. Wygodna kuchnia pozwoliła nam na szybkie przygotowanie zarówno kolacji, jak i śniadania, które mogliśmy zjeść albo przy stole rozkładanym w środku (przednie fotele oczywiście można obrócić, aby w środku było niemal jak w domowym salonie) albo przy stoliku kempingowym, który znajduje się w każdej Grand Californii. Co prawda w zestawie są dwa krzesełka, a samochód może pomieścić cztery osoby, ale nie bądźmy drobiazgowi. Dwa kolejne spokojnie zmieszczą się w środku.
Niezależność mamy tutaj także w kwestii toalety. Volkswagen ma własną. Własny jest także zbiornik na wodę, którą możemy również podgrzać, i to jak się okazało do temperatury takiej, jak w warunkach domowych oraz pojemnik na nieczystości. Grand California ma na pokładzie instalację gazową z dwiema sporymi butlami. Korzystając z gazu oraz pokładowego akumulatora oprócz wody można także ogrzewać wnętrze pojazdu. Dzięki temu nie jest to samochód wyłącznie na letnie wojaże. Sprawdzi się także wiosną, czy jesienią, a niewykluczone, że nawet zimą, ale to musielibyśmy sprawdzić doświadczalnie.
A jak się steruje takim kamperem? Tutaj także nie jest to jakoś specjalnie skomplikowane. Wszystko mamy jak na dłoni na dwóch panelach sterujących. Pierwszy znajduje się na ściance łazienki. Z jego poziomu można sterować oświetleniem, włączyć tryb kempingowy (w nim np. schodek ułatwiający dostanie się do środka nie chowa się przy każdym zamknięciu drzwi bocznych), sprawdzić poziomy naładowania akumulatora i zapełnienia zbiorników na wodę (czystą i zużytą). Drugi (ten ważniejszy, ale rzadziej używany) znajduje się w obudowie tylnej kanapy. Z jego poziomu możliwe jest sterowanie ogrzewaniem, jego zasilaniem, trybem podgrzewania wody, czy temperaturą. Warto także wspomnieć, że wnętrze kampera może być także klimatyzowane na postoju. Do tego trzeba jednak zarezerwować sobie miejsce z możliwością podłączenia się do prądu.
Grand California jak na kampera z prawdziwego zdarzenia przystało ma także wiele mniejszych, aczkolwiek nie mniej ważnych udogodnień. Wszędzie jest cała masa mniejszych i większych schowków, uchwytów na kubki i butelki, złączy USB i gniazdek 12 do ładowania, lampek i punktów świetlnych. Oświetlone może być także miejsce przed kamperem, a nawet deska rozdzielcza jest w stosunku do bazowego Craftera znacznie zmieniona. Na jej górze są np. schowki, przeznaczone na drobiazgi, 12 V gniazdka, a nawet dwa potężne cupholdery mieszczące nawet spore butelki. Z tyłu znalazło się nawet miejsce na ładowarkę indukcyjną do telefonów.
Oczywiście dla wytrawnych miłośników kempingu takie rzeczy to żadna nowość. Na mnie jednak, jako dla osoby zupełnie "zielonej" w tym temacie, taka dbałość o detale zrobiła bardzo pozytywne wrażenie.
Volkswagen Grand California 600 - moim zdaniem
Dla mnie osobiście jedną z największych zalet Grand Californii (oraz w ogóle fabrycznych kamperów) jest to, że wszystko mamy w zestawie i każdy element wyposażenia jest zaprojektowany, albo dobrany dokładnie pod to konkretne auto, także stylistycznie.
Nie chodzi o to, że wszystko jest podane na tacy i w komplecie, ale że wszystko po prostu gra. Nie ma mowy, że coś nie pasuje, nie do końca gdzieś się mieści (nawet o milimetr), albo widać, że pochodzi "z zewnątrz". W Grand Californii nawet zestaw krzesełek został albo zaprojektowany pod jej kątem, albo dokładnie dobrany właśnie do niej. To, że ma logo VW, akurat w tym przypadku nie ma żadnego znaczenia. Ważne, że świetnie pasuje w drzwi. Tak samo jest z łazienką, która nie jest zmontowana z gotowych, dostępnych na rynku elementów, tylko powstała dla Grand Californii i świetnie tam pasuje.
Czy Grand California nadaje się na krótki, weekendowy wypad? Zdecydowanie tak, bo samochód nie wymaga dużo czasu na "rozpakowanie się" na miejscu i w zasadzie tuż po zaparkowaniu można zacząć wypoczynek. Jeśli pojawiają się jakieś niegodności, to związane są one raczej z krótkim czasem trwania takiego wyjazdu i z logistyką, a nie z samym samochodem.
Volkswagen Grand California 600 - ile to kosztuje?
Ile trzeba zapłacić za taki poziom funkcjonalności i dopracowania? Tanio nie jest, ale paradoksalnie nie jest także drogo (w stosunku do innych tego typu propozycji). Za bazową wersję Grand Californii 600 zapłacić trzeba 278 060 zł netto (342 014 zł brutto wg aktualnego cennika). Testowany egzemplarz doposażony był w wyposażenie kosztujące łącznie 43 930 zł netto oraz dodatki za 8 620 zł netto, a było tego całkiem sporo, bo indukcyjna ładowarka, ogrzewanie powietrzne, lepsza nawigacja, klimatyzacja automatyczna, czujniki parkowania, dodatkowe gniazdka, system Fron Assist z monitorowaniem odległości, system rozpoznawania znaków drogowych, system utrzymania pasa ruchu Lane Assist, czujniki zmęczenia kierowcy, adaptacyjny tempomat, Reflektory LED, czy oświetlenie stopnia wejściowego kierowcy. Łącznie wyniosło to więc 330 tys. 610 zł netto (406 tys. 650 zł i 30 gr brutto).
Czy to dużo? Z pewnością niemało, ale porównywalnie z samochodami dostarczanymi przez firmy zajmujące się przeróbkami samochodów, również dostawczych, na kampery, czy nowymi samochodami — już przerobionymi przez specjalistyczne firmy. To podobny rząd wielkości, aczkolwiek dokładne porównanie jest trudne — kampery przerabiane i budowane są na życzenie konkretnego klienta, ceny także ustalane są za każdym razem indywidualnie. Zależą od wielu różnych czynników, w tym ceny bazowego samochodu, a nawet drobiazgów takich, jak np. gatunek drewna, z którego wykonane będą fronty szafek, czy dostawcy pokładowych układów. Przyjąć można jednak, że wykonanie zabudowy porównywalnej z tym, co na pokładzie oferuje Grand California, kosztować będzie od ok. 16 tys. euro, czyli ok. 77 tys. zł, czyli zapewne finalnie nieco więcej, bo cena podana jest "od" i zapewne jest to cena netto, jak zwykle to bywa przy takich okazjach, aczkolwiek na stronie, gdzie sprawdzaliśmy (a wbrew pozorom trudno jest w ogóle znaleźć cenniki przebudowy, nie było informacji o tym, czy jest to wartość bez czy z podatkiem VAT). Po dodaniu ceny bazowego auta gotowy kamper kosztować będzie więc mniej więcej tyle, co fabryczna Grand California. Gotowe kampery kupić można także nieco taniej — za ok. 65 tys. euro, czyli ok. 312 tys. zł. Auta te budowane są jednak na bazie innych, nieco tańszych samochodów, a do ceny doliczyć trzeba także dodatkowe wyposażenie, żeby auta te były ze sobą porównywalne. Czy warto, to każdy musi ocenić sam, bo to bardzo złożony temat, na zupełnie inny materiał.