Koreański producent ma duże doświadczenie z tym rodzajem napędu. Pracuje nad jego rozwojem już od 1998 roku. Od 2013 roku sprzedaje na wybranych rynkach model ix35 FuelCell – to pierwszy seryjnie produkowany samochód napędzany wodorem. Teraz inżynierowie Hyundaia skupili się na lekkich samochodach dostawczych. Pierwszym efektem ich prac jest koncepcyjny wariant nowego modelu H350.
Największym plusem ogniw paliwowych jest jazda w trybie elektrycznym bez jakichkolwiek spalin (efektem ubocznym reakcji wodoru z tlenem jest woda), w dodatku bez konieczności długotrwałego ładowania baterii, co jest przekleństwem aut elektrycznych. W tym przypadku prąd potrzebny do zasilania silnika elektrycznego wytwarzany jest w ogniwach paliwowych. To taka pokładowa elektrownia, która potrzebuje do pracy wodoru. Ten z kolei magazynowany jest pod ciśnieniem 700 barów w ciężkich zbiornikach (minusem większa masa pojazdu). Ich napełnienie (w H350 pojemność wynosi 175 litrów) trwa mniej niż cztery minuty. Podobny czas potrzebowalibyśmy na zatankowanie oleju napędowego.
Zasięg również jest niczego sobie. Hyundai informuje, że H350 Fuell Cell może przejechać do 422 km na pełnym baku. Prędkość maksymalna wynosi 150 km/h. Nie wiemy jakie jest przyspieszenie, ale maksymalny moment obrotowy (300 Nm) generowany jest od samego startu, więc auto jest dynamiczne. Moc silnika elektrycznego wynosi 136 KM.
Co więcej, cały zespół napędowy nie ma wpływu na przestrzeń ładunkową pojazdu, która zwłaszcza w aucie dostawczym jest niezwykle istotna. Jego elementy, w tym zbiorniki, zostały umieszczone pod podłogą pomiędzy osiami samochodu. Hyundai H350 (dostępny w dwóch długościach nadwozia) może oferować do 12,9 m3 przestrzeni do transportu towarów lub w kabinę dla 14 osób. Niestety, ładowność będzie niższa ze względu na wysoką masę pokładowych zbiorników na wodór.
Wszystko brzmi świetnie, ale jest jedno poważne ale. I nie chodzi o cenę, której Hyundai nie podał, ponieważ ten projekt ma jeszcze charakter pokazowy. Żeby samochody na ogniwa paliwowe stały się codziennością potrzebna jest rozwinięta sieć stacji tankowania wodoru, która dopiero raczkuje, nawet w najbardziej rozwiniętych krajach. W Polsce nie ma ani jednej takiej stacji.