• Stawki roboczogodzin w warsztatach rosną — zależnie od stacji i regionu trzeba liczyć się z podwyżką o ponad 20 proc.
  • Mechanicy alarmują, że spada jakość markowych części zamiennych, a liczba reklamacji rośnie
  • Wyższe koszty paliw przyczyniły się do tego, że jeździmy mniej. Pracownicy ASO obserwują, że kierowcy odwlekają obowiązkowe przeglądy
  • Więcej takich tekstów znajdziesz na stronie głównej Onet.pl

– Ostatnie rachunki za ogrzewanie są zatrważające – wyznał przedstawiciel jednej z dużych autoryzowanych stacji obsługi na Podlasiu. By zachować rentowność, musi podnieść ceny swoich usług. – Zależnie od regionu, warsztaty podnoszą stawkę roboczogodziny o 20-30 proc. Obawiam się jednak, że na tym nie koniec – przyznaje nasz rozmówca i wskazuje, by porównać stawki w różnych miastach.

Dalsza część tekstu pod materiałem wideo

Nie jest tajemnicą, że im dalej od wielkich aglomeracji, tym zwykle taniej. Różnice sięgają nawet 20-30 proc. – Te firmy, które na to stać, rezygnują z gazu na rzecz ogrzewania elektrycznego i pomp ciepła – dodaje. A jak to wygląda w stolicy? Zapytany o koszt ogrzewania hali warsztatowej właściciel serwisu "Auto Mila" odpowiada, że w zeszłym roku za cały sezon grzewczy płacił 5 tys. zł. Teraz płaci 6,5 tys. zł za jeden miesiąc (!) "grzania" gazem.

Rosną ceny nawet rutynowych przeglądów. A to nie koniec Foto: kasarp studio / Shutterstock
Rosną ceny nawet rutynowych przeglądów. A to nie koniec

Nie wszystko drożeje. Wyjątek potwierdza regułę?

Nie wszystkie usługi jednak drożeją. Okazuje się, że w wielu placówkach koszt sezonowej wymiany opon nie zmienił się od wiosny. Znamienne jednak, że rośnie zainteresowanie oponami całorocznymi, by zmniejszyć koszty eksploatacji. Dla kierowców to spora oszczędność. Dla warsztatów oznacza mniej pracy.

Właściciele serwisów oponiarskich widzą rosnącą popularność "wielosezonówek" Foto: Piotr Czypionka
Właściciele serwisów oponiarskich widzą rosnącą popularność "wielosezonówek"

W stacjach ASO na wschodzie kraju odpływ klientów jest jeszcze niewielki. – Zauważyliśmy, że klienci jeżdżą mniej. Przebiegi aut są mniejsze niż wcześniej, więc obowiązkowy przegląd gwarancyjny odkładają o tyle, o ile jest to możliwe – wyjaśnia nasz rozmówca.

A co z autami po gwarancji? Okazuje się, że ich właściciele wolą jeździć dłużej, aż do chwili, gdy wizyty u mechanika nie da się już uniknąć. Warto dodać, że znacząco ubyło przy tym najtańszych aut w kiepskim stanie technicznym. Właściciel dużego szrotu w Siedlcach przyznaje, że jest coraz mniej samochodów do złomowania.

– To wbrew pozorom nie jest związane z tym, że kierowcy chcą dłużej pojeździć. Dużo aut sprzedano po prostu na Ukrainę. To, co zwykle trafiało u nas do demontażu i prasy, jeździ teraz po ukraińskich drogach – wyjaśnia.

Obrazek z auto złomu w Siedlcach Foto: Tomasz Okurowski / Auto Świat
Obrazek z auto złomu w Siedlcach

Dobre części zamienne pilnie poszukiwane!

Chętnych na tanie używane części nie brakuje, ale nie widać oznak zwiększonego zainteresowania. – W przypadku naszego punktu zainteresowanie częściami ze złomowanych aut jest na podobnym poziomie, co w ubiegłych latach – twierdzi właściciel auto szrotu. – Zwykle sięgają po nie mechanicy z małych warsztatów, którzy obsługują klientów szukających oszczędności za wszelką cenę – tłumaczy.

Wbrew pozorom zakup fabrycznie nowych części wcale nie oznacza, że mamy spokój na lata. – Jakość części markowych spada nieprawdopodobnie. Mamy na nie notoryczne reklamacje. Do tego stopnia, że ostatnio sprawa prawie trafiła do sądu, bo klientowi urwało się koło zamachowe. Powód? Producent dołączył nieatestowane śruby – opowiada nam właściciel niezależnego warsztatu w podwarszawskich Łomiankach. – Świec żarowych pewnej marki już nie zakładam po tym, jak przepaliły się raz dzień po wymianie. Paranoja, bo teraz "chińczyk" potrafi okazać się lepszy – dodaje.

W ostatnich latach mocno spadła jakość nawet markowych części Foto: auto świat / Auto Świat
W ostatnich latach mocno spadła jakość nawet markowych części

Paradoksalnie pomimo wyraźnego spadku jakości części zamiennych ich ceny z dnia na dzień rosną. – Olej przekładniowy poszedł ostatnio o 120 proc. w górę – podaje przykład mechanik z Łomianek i mówi, że koszt klasycznego przeglądu wzrósł u niego o jakieś 50 proc. w stosunku do zeszłego roku. Mimo to na brak klientów nie narzeka. Nie zauważył też, żeby więcej osób przyjeżdżało do niego z własnymi, "upolowanymi" gdzieś taniej elementami na wymianę.

"Naprawiają tylko tyle, by auto mogło się poruszać"

Właściciel warszawskiego serwisu "Auto Mila" zauważa z kolei, że klienci starają się oszczędzać na serwisie i nie zlecają im już naprawy wszystkiego, co jest do zrobienia. Ograniczają się do niezbędnego minimum, które może pozwolić na dalsze przemieszczanie się samochodem.

Klienci coraz częściej rezygnują z poważnych napraw Foto: Auto Świat
Klienci coraz częściej rezygnują z poważnych napraw

– Teraz naprawiają jedną trzecią, może jedną drugą, z listy, a to, co nie jest niezbędne, odkładają na później. Nawet dziś miałem klienta, który odmówił naprawy skrzyni biegów, ryzykując dalszą jazdę. Teraz udałoby się jeszcze coś z nią zrobić, ale za miesiąc będzie już do wyrzucenia. Zapewne jeszcze trzy lata temu ten pan nie pozwoliłby sobie na to, żeby jeździć niepewnym autem – opowiada.

Mówi też, że brakuje mu pracowników, bo ciężko jest dziś znaleźć na rynku wyszkolonych specjalistów. – Potrzebuję normalnych osób do pracy. Wyuczonych w zawodach związanych z naprawą samochodów, a ludzie nie chcą się teraz szkolić w tym zakresie. Z tym mam teraz największy problem – wyznaje. Reasumując, sytuacja związana z obsługą samochodów już teraz nie wygląda ciekawie, a wszystko wskazuje na to, że będzie jeszcze drożej (i gorzej?).