• Za brak opłaty ewidencyjnej związanej ze zwrotem zatrzymanego przez policję prawa jazdy grozi mandat 30 tys. zł i dwa lata zakazu prowadzenia
  • Ministerstwo Infrastruktury widzi problem i będzie analizowało możliwość zlikwidowania kontrowersyjnej opłaty
  • Wielu kierowców nie wie o ciążącej na nich opłacie ewidencyjnej w wysokości 50 groszy
  • Więcej takich tekstów znajdziesz na stronie głównej Onet.pl

Chodzi o kierowców, którzy w terenie zabudowanym przekroczyli dozwoloną prędkość o 50 km/h. Policjant jest w takim przypadku zobligowany do zatrzymania prawa jazdy. W czasach, gdy chodziło o plastikowy dokument, sprawa była prosta – prawo jazdy "po ustaniu przyczyny zatrzymania" można było odebrać w urzędzie, dokonując opłaty ewidencyjnej. Nie było więc mowy o tym, że ktoś zapomni o opłacie. Jednak od 2020 r. nie trzeba już mieć przy sobie prawa jazdy – policjant nie odbiera kierowcy fizycznego dokumentu, a jedynie zgłasza w Centralnej Ewidencji Kierowców informację o jego zatrzymaniu.

W sprawie interweniowały posłanki Marta Wcisło, Anna Wojciechowska, Marzena Okła-Drewnowicz i Joanna Frydrych. W interpelacji wykazały, że wielu kierowców nie wie o ciążącej na nich opłacie ewidencyjnej w wysokości 50 groszy. W związku z tym powracają oni do kierowania, niezwłocznie po upływie okresu, na który prawo jazdy zostało zatrzymane.

Dalsza część tekstu pod materiałem wideo:

Powodem problemów jest to, że przepis (m.in. obowiązek wniesienia opłaty 50 groszy) obowiązuje od 2011 r., a przepisy związane z zatrzymywaniem prawa jazdy uchwalane były w późniejszym okresie. Tymczasem w 2011 r. można jeszcze było mówić o znaczeniu fizycznego zatrzymania prawa jazdy, natomiast w obecnym stanie prawnym prawo jazdy (w rozumieniu małego plastikowego dokumentu) ma w zasadzie znaczenie wtórne w kontekście odpowiedniej informacji umieszczonej w Centralnej Ewidencji Pojazdów i Kierowców.

Zdaniem posłanek, w przepisach związanych z szeroko rozumianymi uprawnieniami do kierowania pojazdami jest pewnego rodzaju niespójność legislacyjna, która stoi za całym problemem. Wynika ona z braku jednoznacznego odróżnienia "zatrzymania prawa jazdy" w rozumieniu zatrzymania małego plastikowego dokumentu, co nie pozbawia uprawnień do kierowania pojazdami, od "zatrzymania/pozbawienia uprawnienia do kierowania pojazdem", czyli pozbawienia prawa do kierowania określonymi kategoriami pojazdów.

Ministerstwo Infrastruktury, odpowiadając na interpelację, poinformowało, że widzi problem i będzie analizowało możliwość zlikwidowania kontrowersyjnej opłaty.

W odpowiedzi czytamy m.in.: "…ze względu na fakt, że w wyżej wymienionym przypadku opłata ta nie wpływa na bezpieczeństwo ruchu drogowego, wydaje się uzasadnione przeprowadzenie analizy w zakresie możliwości odstąpienia w przepisach prawa od tej opłaty i w tym zakresie zostaną podjęte odpowiednie działania…" – odpowiada Rafał Weber z Ministerstwa Infrastruktury.