• W Europie w większości krajów, w których występują zimowe warunki na drogach, obowiązują regulacje dotyczące korzystania z ogumienia zimowego
  • Nie ma jednak jednolitych zasad dotyczących ogumienia zimowego obowiązujących na terenie UE
  • Jedne kraje wyznaczają okres, w którym obowiązkowe jest korzystanie z opon zimowych, w innych obowiązek ten zależy od rzeczywistych warunków na drogach
  • W Polsce nie ma dotąd przepisów mówiących o tym, na jakich oponach należy jeździć zimą

To nie pierwsze podejście PZPO w kwestii przekonania rządzących do wprowadzenia obowiązku jazdy zimą na oponach zimowych. W przeszłości wielokrotnie próbowano dotrzeć do aktualnych ministrów infrastruktury z koncepcją wprowadzenia "kosmetycznej" zmiany w rozporządzeniu o warunkach technicznych pojazdów. Zmiana ta miałaby polegać na tym, że w okresie jesienno-zimowym (np. od 1 grudnia do 1 marca) obowiązkowym wyposażeniem pojazdów miałoby być ogumienie zimowe. "Zimowość" ogumienia miałby potwierdzać symbol 3PMSF wytłoczony na boku opony. To tzw. "śnieżynka na tle trzech górskich szczytów", inaczej: "symbol alpejski".

Dalsza część tekstu pod materiałem wideo

Opony zimowe obowiązkowe: już raz prawie się udało

To, że przedstawiciele firm oponiarskich są zwolennikami wprowadzenia obowiązku jazdy zimą na oponach zimowych, nie jest mocno skrywaną tajemnicą. Taka informacja pojawiła się m.in. na jednym ze spotkań branży oponiarskiej z okazji 10-lecia PZPO, na które zaproszono także kilku dziennikarzy. Dowiedzieliśmy się tam, że od lat większość ministrów, którzy mogliby wydać rozporządzenie dotyczące obowiązku jazdy na oponach zimowych, nie była zainteresowana współpracą z branżą oponiarską w tym zakresie. Był jeden wyjątek, jednak akurat ten minister po dwóch tygodniach od bardzo obiecującego kontraktu – z punktu widzenia oponiarzy – przestał być ministrem. I sprawy wróciły do punktu wyjścia. Od kilku dni mamy nowego ministra infrastruktury i znów pojawia się szansa, aby go przekonać. Jednocześnie w wielu mediach, także lokalnych, pojawiają się artykuły o szkodliwości jazdy zimą na letnich oponach. Przypadek?

Jeśli chodzi o cytat umieszczony na początku tego tekstu, to pochodzi on z oficjalnego profilu PZPO na Facebooku – a więc to nie fejk. Ciekawostką są – ciężko powiedzieć, jak dalece inspirowane, a w jakim stopniu wynikające z własnych przemyśleń – teksty w prasie lokalnej, m.in. na Podhalu, w których krytykuje się ceprów przyjeżdżających w góry na oponach letnich albo całorocznych. Cepry – podobno – blokują drogi, bo nie mogą podjechać pod górkę, powodują niebezpieczne sytuacje i trzeba z tym skończyć.

- można przeczytać w komunikacie PZPO.

Opony zimowe obowiązkowe – o co chodzi oponiarzom?

A jednak trudno uwierzyć, że firmy oponiarskie nie mają interesu we wprowadzeniu obowiązku jazdy na oponach zimowych zimą. Interes wydaje się oczywisty, choć trudno jednoznacznie przeliczyć go na pieniądze. Otóż obowiązek wymiany opon – przynajmniej teoretycznie – wydłużyłby sezon wymiany opon. To akurat byłoby dobre – obecnie warsztaty nie są w stanie szybko obsłużyć wszystkich kierowców, gdy dojdzie do niespodziewanego załamania pogody jesienią.

Obecnie znaczna część kierowców, być może większość, z wymianą opon zwleka do pierwszego śniegu, przy czym nie wynika to nawet z oszczędności, bo w sumie nie ma znaczenia, czy zapłacimy za wymianę opon w listopadzie czy w grudniu. Jeśli ktoś ma albo chce mieć dwa komplety opon, to i tak zapłaci. Tyle że ludzie zwlekają, bo nie mają czasu, bo wizyta w warsztacie to nic przyjemnego itp. W tym roku zima przyszła ciut wcześniej niż w poprzednich latach i np. w Warszawie czas oczekiwania na wymianę opon po pierwszych opadach śniegu wyniósł dwa tygodnie. Gdyby był nakaz jazdy na zimówkach, pewnie część kierowców dla świętego spokoju zadbałaby o to wcześniej.

Więc oponiarze mają sporo racji, a jednocześnie trochę przesadzają, domagając się prawnego wymogu korzystania z opon zimowych w listopadzie, gdy jest mróz, a np. nie ma śniegu. Inna rzecz, że jeśli na drodze zalega śnieg (najłatwiej o taką śliską nawierzchnię na drogach dojazdowych), to na współczesnych oponach letnich jedzie się jak na sankach, a przecież od mrozu do śniegu droga niedaleka. W tym roku trochę to testowałem osobiście: gdy po dwóch tygodniach wreszcie miałem zimówki, nie mogłem się nadziwić, jak działają na śniegu w porównaniu do opon typowo letnich. Mając na kołach zimówki klasy premium aż strach ostro hamować – strach o tylną klapę.

A co z oponami całorocznymi?

Opona zimowa Foto: Maciej Brzeziński / Auto Świat
Opona zimowa

Ogólnie rzecz biorąc, można zgodzić się z oponiarzami, że jazda po śniegu na oponach letnich powinna być zakazana. Nie kupuję jednak narracji podhalańskich dziennikarzy, którzy przekonują, że opony całoroczne to też czyste zło. Jestem pewien, że samochody na prawdziwych oponach całorocznych nie blokują im dróg. Jeśli na dobrych oponach całorocznych nie da się podjechać pod górkę, to i zimówki mogą nie pomóc – trzeba sięgnąć po łańcuchy.

Na szczęście nie da się zakazać używania zimą opon całorocznych i wszystko zmierza ku temu, że ten już dziś popularny produkt będzie jeszcze popularniejszy. I to bez względu na to, czy będzie zakaz jazdy po śniegu (czy w wybranym okresie) na oponach letnich, czy też go nie będzie. Oto bowiem na oponie nie jest napisane, czy jest zimowa, czy też tylko całoroczna. Napis "winter" na oponie jest jedynie często wykorzystywany w nazwach własnych. O "zimowości" opony nie przesądza też napis "M+S" – w praktyce niewiele on znaczy. O "zimowości" opony informuje i zaświadcza tzw. symbol alpejski (fachowo: symbol 3PMSF – z ang. "Three Peak Mountain Snow Flake"), który jest śnieżynką na tle trzech górskich szczytów. Talk się składa, że opony całoroczne noszą taki symbol, bo też homologowane są jako opony zimowe. Inaczej: opona całoroczna jest oponą zimową, która jest przystosowana także do jazdy w lecie. I to w zasadzie kończy dyskusję na temat "czy będzie można jeździć na oponach całorocznych". Będzie można.

Niewątpliwie w warunkach surowej zimy opony zimowe sprawdzają się lepiej niż całoroczne, jednak po pierwsze, różnica nie jest wielka, a po drugie, w Polsce niewielu kierowców doświadcza długich okresów jazdy w takich warunkach.

Opony całoroczne pozwalają zaoszczędzić pieniądze. Ale tylko tym kierowcom, którzy nie słuchają zaleceń oponiarzy

Wyznacznikiem opłacalności jazdy na oponach całorocznych są pokonywane przebiegi: dużo jeździsz – mniej się to opłaca, mało jeździsz – opłaca się bardzo. Choć i w kwestii trwałości najnowsze modele opon całorocznych klasy premium są już duuużo lepsze niż modele sprzed paru lat. A opłacalność jazdy na oponach całorocznych wynika – nie łudźmy się – głównie z tego, że możemy pominąć jedną, dwie, trzy czy nawet więcej (np. pięć) wizyt w warsztacie oponiarskim.

W Warszawie koszt wymiany opon o średnicy 17 cali to już prawie 200 zł. Zalecenie firm oponiarskich jest takie, aby – mając opony całoroczne – nie unikać wizyt w warsztatach, a jedynie omijać kolejki, umawiając się na wizytę pomiędzy gorącymi dla warsztatów okresami. Tak byłoby najlepiej: jedziesz do profesjonalnego warsztatu, który na spokojnie raz czy dwa razy w roku dokładnie obejrzy opony, na nowy zoptymalizuje koła, wyważy. No ale to kosztuje prawie 200 zł. Więc jeśli nic nie wibruje, nic nie tłucze, nie widać uszkodzeń, kierowcy jeżdżą na oponach całorocznych, aż je zajeżdżą. Dobrze, jeśli pamiętają o okresowej kontroli ciśnienia – naprawdę warto. To nie jest może optymalny sposób eksploatacji ogumienia, niemniej z całą pewnością najtańszy.

Coś mi mówi, że obowiązek wymiany opon na zimowe (może lepiej go nazwać "zakazem jazdy na letnich") może przekonać jeszcze większą liczbę kierowców do opon wielosezonowych. Serio, kolejki w warsztatach oponiarskich, ale i koszty tych usług stają się wręcz zaporowe. Jakość tych usług jest różna. A że pogoda w okresie jesienno-zimowym jest coraz bardziej nieprzewidywalna, to i wielokrotnie użytkownicy opon uniwersalnych często po prostu są górą.

Zakaz jazdy zimą na oponach letnich: czy jestem za?

Jako się rzekło, jazda na oponach letnich w warunkach zimowych jest głupia i niebezpieczna. Kto wyjeżdża na drogę publiczną, na śnieg, mając opony letnie, ten zagraża przecież nie tylko sobie. Nie chcę, aby ktoś wjechał mi w zderzak i zniszczył samochód tylko dlatego, że nie chciało mu się zmienić opon. A jeśli nie ma na to pieniędzy, to cóż – niech jedzie autobusem.

Z drugiej strony dziś, gdy piszę te słowa, 18 grudnia 2023 r. w Warszawie jest 7 stopni Celsjusza. Na plusie. Jeśli ktoś dziś wyjedzie na ulice na oponach letnich, choćby po to, aby "przepalić" rzadko używany samochód, nikomu tym nie zagrozi. Taki mamy klimat, że w listopadzie była zima, a w grudniu jej nie ma...

I dlatego najbliższe mi rozwiązanie to model niemiecki: w okresie "od-do" – choćby i od 1 listopada do końca kwietnia – nie masz prawa wyjeżdżać na ulice na oponach letnich, jeśli panują warunki zimowe. Albo inaczej: zawsze masz obowiązek korzystać z opon dopasowanych do warunków. Jeśli na drodze leży śnieg i widać, że nie masz przyczepności, nie zadbałeś o odpowiednie opony, płacisz mandat i do domu twój samochód wraca na lawecie. Jeśli spowodujesz kolizję, mając nieodpowiednie opony, płacisz grzywnę.

Ale jeśli – choćby i w styczniu – warunki są "wiosenne", jeździj sobie na takich oponach, na jakich chcesz. To byłoby uczciwe, prawda?

Ładowanie formularza...