• Polska sieć automatycznego nadzoru nad ruchem drogowym składa się z nieco ponad 500 urządzeń, w tym 30 odcinkowych pomiarów prędkości i 20 rejestratorów przejazdu na czerwonym świetle
  • Polscy kierowcy statystycznie częściej jednak są "łapani" przez fotoradary za granicą. Liczba zapytań o dane polskich kierowców napływających z innych krajów UE przekracza "urobek" całego polskiego CANARD-u
  • Zagraniczni kierowcy rzadko są jednak ścigani za wykroczenia "fotoradarowe" popełnione w Polsce. Albo jeżdżą zgodnie z przepisami
  • Według naszych ustaleń zdarza się, że GITD z pełną świadomością wybiera urządzenia, których skuteczność w danym punkcie drogi jest daleka od optymalnej
  • Więcej takich tekstów znajdziesz na stronie głównej Onetu

Ulica Stacyjna to lokalna droga wylotowa z Ostrowi Mazowieckiej o małym, okresowo średnim natężeniu ruchu. Przejeżdża tamtędy ok. 4700 samochodów na dobę, czyli statystycznie nieco ponad trzy na minutę. Obowiązuje tu ograniczenie prędkości do 50 km/godz. Okolica jednego z przejść dla pieszych na tej ulicy jest monitorowana przez fotoradar (a czasem nawet dwa-trzy fotoradary), o którym informują znaki drogowe – niebieskie tabliczki ostrzegawcze. Tyle że bardzo rzadko w tym miejscu naprawdę działa urządzenie podłączone do sieci CANARD.

Fotoradar, Ostrów Mazowiecka Foto: Auto Świat
Fotoradar, Ostrów Mazowiecka

Ostatnio działa tu jednak także fotoradar w trybie testowym należący do prywatnej firmy. Rejestruje on nie tylko przejazdy z nadmierną prędkością, lecz także m.in. nieprawidłowe wyprzedzanie. Fotoradar ten "ujawnia" średnio 125 wykroczeń na dobę, ostatni rekord to 168 km/godz. – z tą prędkością auto przemknęło po przejściu dla pieszych. Niektóre numery rejestracyjne powtarzają się na zdjęciach bardzo często, kierowcy tych aut czują się całkowicie bezkarni. I są bezkarni. Jak to możliwe? Wyjaśniamy!

Rekord CANARDU: 1,5 mln zdjęć w ciągu r. To mniej niż wykroczeń, które polscy kierowcy popełniają za granicą

GITD chwali się na swoich stronach, że w 2020 r. ujawniono 1 mln 370 tys. wykroczeń, z czego 40 tys. to przejazdy na czerwonym świetle, a 129 tys. to wykroczenia zarejestrowane przez odcinkowe pomiary prędkości. Wystawiono jednak tylko 1 mln 247 tys. wezwań do właścicieli pojazdów. 123 tys. zdjęć odrzucono jako "nienadające się do dalszego procedowania". Powody to "pojazd uprzywilejowany" oraz m.in. stwierdzenie, że "pojazd należy do cudzoziemca" – czyli ma zagraniczne tablice rejestracyjne. Świeższe dane to: 1 mln 471 tys. naruszeń zarejestrowanych w 2021 r. i 522 tys. w pierwszej połowie 2022. Spadek wykrywalności w tym r. – to powinno być jasne – wynika ze wzrostu stawek mandatowych. Kierowcy są ostrożniejsi.

Czy blisko 1,5 mln wykroczeń zarejestrowanych w 2021 r. przez fotoradary to dużo czy mało? Wydaje się dużo, ale... liczby bledną w zestawieniu z zapytaniami, jakie płyną do Polski o kierowców samochodów przyłapanych na popełnianiu wykroczeń za granicą. Okazuje się, że liczby te idą w... miliony.

Przepisy unijne, które pozwalają na łatwą wymianę danych pomiędzy państwami i ściganie zagranicznych sprawców wykroczeń działają od 2015 r. Od 2016 r. liczba zapytań zagranicznych służb, jakie kierowane są do polskich organów o ujawnienie danych właścicieli pojazdów, systematycznie rośnie. Już w 2019 r. było ich, uwaga, ponad 2 mln, z czego ponad milion z samych Niemiec (na drugim miejscu jest Austria, niecałe 220 tys. zapytań, na trzecim Francja – prawie 150 tys. próśb o udostępnienie danych).

Czytaj też: Niezapłacony zagraniczny mandat z wakacji: co ci zrobią, jak cię złapią?

Służby porządkowe innych krajów skutecznie ścigają polskich kierowców, często żądając dużych pieniędzy za drobne wykroczenia. Z naszych ustaleń wynika, iż polskie organy ścigania ze znacznie mniejszym zaangażowaniem ścigają jednak zagranicznych kierowców.

Monika Niżniak, rzecznik GITD, zwraca uwagę, iż bezpośrednie porównanie zapytań zagranicznych służb o polskich kierowców z całkowitym "urobkiem" GITD może być mylące, ponieważ służby zagraniczne pytają nie tylko o kierowców złapanych przez fotoradary, lecz także m.in. o nieprawidłowo parkujących. To możliwe, niemniej liczby są przytłaczające.

Jak w Polsce ściga się zagranicznych kierowców?

Skoro Niemcy czy Austriacy bezwzględnie ścigają polskich kierowców popełniających wykroczenia na ich terytorium, wypadałoby postępować w taki sam sposób. Są to w końcu konkretne pieniądze. Monika Niżniak przekonuje, że tak właśnie jest, a informacja o tym, że kierowcy z obcymi "blachami" mogą czuć się bezkarnie, jest nieprawdziwa.

"Centrum Automatycznego Nadzoru nad Ruchem Drogowym GITD prowadzi czynności wyjaśniające w sprawach o wykroczenia również wobec kierujących pojazdami zarejestrowanymi na terenie UE. (...) Czynności w tych sprawach prowadzone są zgodnie z Kodeksem postępowania w sprawach o wykroczenia, a dane o właścicielu pojazdu pozyskiwane są z Krajowego Punktu Kontaktowego, który umożliwia uprawnionym instytucjom dostęp do informacji o pojazdach zarejestrowanych w innym państwie członkowskim Unii Europejskiej i ich właścicielach"

Na dowód podaje liczby: w ubiegłym roku "canardowych" zapytań o dane zagranicznych kierowców było 17,5 tys., w pierwszej połowie 2022 r. 6,5 tys. Czyli coś się dzieje, choć liczby są skromne. Jednocześnie polskie służby chwalą się np. tym, że zatrzymany "ręcznie" litewski kierowca musiał zapłacić na raz 19 mandatów, bo tyle razy został w ciągu ostatniego roku "ustrzelony" przez fotoradar. A zatem przez rok nie udało się tego kierowcy zdyscyplinować zdalnie, aż przypadkiem zatrzymał go białostocki patrol "krokodylów"!

Słabiutkie wyniki CANARD-u. Nie mogą czy nie chcą?

Ponad milion wykroczeń polskich kierowców zarejestrowanych przez fotoradary w Niemczech, ponad dwa miliony zapytań z całej UE: jeśli porównamy to liczbą 1 mln 240 tys. "procedowalnych" zdjęć wykonanych przez fotoradary CANARD-u w 2020 r. w całej Polsce, to stwierdzimy, że albo jest kompletną bzdurą teoria, że po przekroczeniu granicy z innym państwem polscy kierowcy zaczynają przestrzegać przepisów, albo polscy kierowcy więcej jeżdżą za granicą niż w Polsce. A może... polski system radarowy jest nieskuteczny? Może ustawiony jest tak, aby działać na, powiedzmy, 10 proc. możliwości albo na zasadzie "jakoś to będzie"?

Policzmy tylko: jeśli na średnio obciążonej lokalnej drodze fotoradar może "napstrykać" 125 zdjęć dziennie, to pomnóżmy ten wynik przez liczbę wszystkich urządzeń na polskich drogach (500) i następnie przez liczbę dni w roku (365). Wychodzi 22 mln 812 tys. 500 zarejestrowanych wykroczeń, piętnaście razy więcej niż w rekordowym 2021 r. zarejestrował cały CANARD. Co do danych statystycznych wspomnianego fotoradaru z Ostrowi Mazowieckiej to prawdopodobnie doskonale odzwierciedlają one rzeczywistość: fotoradar we wspomnianym miejscu wisi już wiele miesięcy, miejsce pomiaru jest wyraźnie oznakowane. Jego "urobek" mocno kontrastuje z oficjalnymi zapewnieniami władz, że polscy kierowcy jeżdżą coraz wolniej i fotoradary mają coraz mniej pracy.

Prawda jest taka, że w Polsce nie brakuje notorycznych piratów drogowych, którzy sieją postrach wśród innych kierowców, a pozostają bezkarni, bo też dobrze wiedzą, jak unikać wpadek. Na ich bezkarność składa się szereg absurdów systemowych i rażących (przynajmniej niektóre osoby) możliwych zaniedbań GITD.

Absurd pierwszy: mam obce blachy, mogę jechać, jak chcę

Wspomniany fotoradar testowy prywatnej firmy (model, w którego stworzenie, częściowo z wykorzystaniem zagranicznej technologii zaangażował się polski Zurad) w ciągu zaledwie kilku dni zarejestrował przejazdy 325 samochodów z niemieckimi tablicami rejestracyjnymi i m.in. przejazdy ponad 200 aut zarejestrowanych na Litwie. Jednocześnie w ciągu kilku dni powstało kilkadziesiąt zdjęć dokumentujących wykroczenia "zagranicznych" kierowców, niektóre z nich znaczne. Co ciekawe, niektóre numery rejestracyjne powtarzają się na zdjęciach testowych wielokrotnie. Wniosek? Są to pojazdy wykorzystywane przez Polaków, choć niekoniecznie mające ważną rejestrację. Miejscowi wiedzą, kto nimi jeździ, mogłaby wiedzieć i policja. Ale obowiązuje znana wśród piratów drogowych zależność: w miejscu "fotoradarowym" policja nie "suszy". A zatem... droga wolna! Piraci drogowi wiedzą, że mając niemieckie czy np. litewskie blachy, nie muszą się bać, że ktoś im zrobi zdjęcie. Nawet jeśli zrobi, jest duże prawdopodobieństwo, że zdjęcia prędzej czy później trafią do kosza.

Absurd drugi: ścigamy tylko za prędkość i czerwone światło

Centrum Automatycznego Nadzoru nad Ruchem Drogowym ma uprawnienia jedynie do karania za wykroczenia polegające na przekroczeniu dozwolonej prędkości i przejeździe na czerwonym świetle. Oznacza to, że jeśli przypadkiem GITD zarejestruje wyprzedzanie na przejściu dla pieszych, to nie może z posiadanego zdjęcia zrobić użytku. Zresztą z dwóch powodów: formalnego (ścigamy tylko za prędkość i czerwone światło) i technicznego (dwa pojazdy w kadrze dyskwalifikują dowód; jest on usuwany automatycznie przez "mniej muzealne" fotoradary albo ręcznie podczas wstępnego procedowania. Zwykle nie da się wtedy nawet zaproponować sprawcy mandatu w kontekście jazdy z nadmierną prędkością. Wyjątków jest niewiele. Należą do nich np. wykroczenia zarejestrowane przez urządzenia niebędące de facto fotoradarami, korzystające z tzw. pętli indukcyjnej (czujników zamontowanych w asfalcie). Mogą one naprawdę osobno mierzyć prędkości pojazdów jadących obok siebie.

Nasz informator twierdzi ponadto, że i tak obowiązujący standard przesyłu danych pomiędzy fotoradarami a GITD nie obsługuje wykroczeń innych niż prędkość i czerwone światło. A zatem fakt np. nieprawidłowego wyprzedzania, nawet gdyby nagle zmieniono przepisy, może być stwierdzony jedynie "ręcznie", przez przypadek. Automat – z racji ograniczeń protokołu przesyłania danych – rejestracji takiego wykroczenia nie zgłosi. Podobnie jak automaty obsługują jedynie polskie tablice rejestracyjne, te zagraniczne obsługuje się ręcznie.

Teoretycznie dowód rzeczowy w postaci zdjęcia, którego z powodów formalnych nie może wykorzystać GITD, mogłaby przejąć policja i zająć się sprawcą, niemniej takie przypadki – jeśli są – należą do rzadkości.

W tej sytuacji nie powinno dziwić, że przetargi na sprzęt fotoradarowy wyglądają tak samo, jak 10 czy 15 lat temu i można je streścić następująco: "Tanio kupię fotoradar". Kupno urządzeń, które mogą rejestrować nieprawidłowe wyprzedzanie, niezachowanie odpowiedniego odstępu od poprzedzającego auta itp. nie ma sensu.

Absurd trzeci: wolimy sprzęt starszej generacji

Niecały rok temu lokalne media na Śląsku żyły tematem testowania nowoczesnego radaru śledzącego Zurad Fotorapid Pro na "zakręcie mistrzów" w Rudzie Śląskiej. Na zakręcie tym na DTŚ (Drogowa Trasa Średnicowa) niemal codziennie dochodziło do wypadków, kierowcy notorycznie przekraczali (i dalej to robią) dozwoloną prędkość. Fotorapid Pro – inaczej niż typowe dla polskich dróg fotoradary – naprawdę śledzi sytuację na kilku pasach ruchu jednocześnie i nie ma problemu, jeśli samochody przekraczające prędkość, jadą obok siebie. Każdy pojazd może być zmierzony osobno, a na zdjęciach prędkość dopasowana jest do poszczególnych numerów rejestracyjnych. Podczas testów w ciągu pół godziny fotoradar zrobił 262 zdjęcia, co stało się lokalną sensacją – mając nawet dwukrotnie niższy średni "przerób", zarejestrowałby on więcej wykroczeń niż wszystkie pozostałe polskie fotoradary razem wzięte!

Samorząd, który przez lata prosił GITD o postawienie fotoradaru w tym miejscu (prawie nie było dnia bez korka spowodowanego kolizją) w końcu dogadał się z Inspektoratem: miasto miało kupić fotoradar i przekazać go w zarząd GITD. I pewnie kupiłoby testowany wcześniej fotoradar śledzący działający na kilku pasach ruchu jednocześnie, ale... Nasz informator: GITD zasugerowało włodarzom miasta, aby kupić prostszy fotoradar, który będzie wystarczający do uspokojenia ruchu. I tak się stało – nie nad drogą radar wielofunkcyjny, a z boku drogi stanął zwykły fotoradar. Gdy w kadrze pojawią się dwa pojazdy, urządzenie samo usuwa "błędne" zdjęcie, choć inny sprzęt wygenerowałby dwa ujawnienia wykroczeń. GITD jest zadowolone, nie ma nadmiaru zdjęć do "procedowania".

Absurd czwarty: i tak mamy za dużo tych wykroczeń

Proceder "podbijania" progu prędkości, która wyzwala działanie fotoradaru, to specyficzny polski pomysł na rezygnację ze ścigania niewielkich wykroczeń i ograniczenie niezbędnego nakładu pracy. Nie ma jednak powszechnej zgody, czym jest "drobne" wykroczenia: zgodnie z prawem za pomocą urządzeń automatycznie rejestrujących wykroczenia nie ściga się kierowców, jeśli nie przekroczyli prędkości o co najmniej 11 km/godz. To jest w porządku. Ale dlaczego fotoradary CANARD-u nierzadko były – co krytykował NIK – ustawione na rejestrowanie przekroczeń prędkości od 20 km wzwyż, a w niektórych przypadkach od 30 km/godz.? Obecnie zdarzają się już wezwania do wykroczeń drobniejszych typu "plus 16 km/godz.", ale majstrowanie z progami prędkości to niejedyny sposób na zmniejszenie "urobku".

Wśród serwisantów przydrożnych fotoradarów krąży anegdota o poszukiwaniu powodu serii tajemniczych usterek komputerów przemysłowych będących elementami automatycznych mierników prędkości. Najpierw stwierdzono, że przyczyną są zaniki napięcia, ale lokalne zakłady energetyczne nie raportowały przerw w dostawach energii. Okazało się, że w niektórych urządzeniach stwierdzono obecność... wyłączników czasowych – takich samych, jak niektórzy używają przy bojlerach w celu ograniczania zużycia prądu, białych, z pokrętłem. Czemu miałyby one służyć? Zapytaliśmy o to GITD, choć prawdopodobnie takich eksperymentów, jako generujących problemy, już się nie stosuje.

GITD: "Nadzoru nad Ruchem Drogowym GITD pracują w trybie ciągłym, rejestrując naruszenia obowiązujących przepisów ruchu drogowego przez kierujących pojazdami przez 365 dni w roku. >Metoda<, o której Pan pisze, nie jest nam znana".

Statystyka podpowiada: wpadniesz raz na kilkanaście lat

Nasz informator z branży fotoradarowej: "Oceniam skuteczność fotoradarów w niektórych lokalizacjach na jakieś 10 proc. Tyle wykroczeń, do których dochodzi w monitorowanych miejscach, znajduje swój finał w zdjęciu wysłanym do bazy GITD. Dotyczy to także tych fotoradarów, które instalujemy. Można byłoby to zrobić lepiej, czasem przy minimalnym zaledwie wzroście kosztów. Ale klient nie chce lepiej, więc ma tak, jak chce".

Statystycznie polskiemu kierowcy zrobienie zdjęcia przez fotoradar grozi raz na kilkanaście lat.

A trzeba dodać, że prawdziwy finał – nałożenie i zapłacenie mandatu – następuje statystycznie jeszcze rzadziej. W 2020 r. (informacja ze strony CANARD) dotyczyło to ok. połowy zarejestrowanych przez fotoradary wykroczeń – 656 tys. przypadków.