Znowu słyszymy o nowych inicjatywach, które mają ukręcić bata na kierowców przekraczających dozwoloną prędkość. Jeżeli auto zostanie uwiecznione przez fotoradar, to mandat ma zapłacić właściciel – bez dyskusji na temat tego, kto prowadził.

A co ze stawkami? Obecnie najwyższy mandat za przekroczenie prędkości o 50 km/h wynosi 500 zł. Tymczasem kolejny pomysł to uzależnienie wysokości mandatów od średniej krajowej pensji: przekroczenie prędkości o 50 km/h miałoby kosztować 760 złotych, a na terenie zabudowanym – dwa razy więcej, czyli 1520 zł­.

Skok będzie więc znaczący. To jednak nie wszystko. Ci, których jeden, drugi i trzeci mandat w ciągu roku niczego nie nauczy, będą musieli dopłacić. A to dlatego, że za czwarte przewinienie trzeba będzie zapłacić jeszcze o połowę więcej, czyli maksymalnie nawet 2280 złotych.

Dla przeciętnego właściciela leciwego samochodu, który uczciwie pracuje, płaci podatki, ma rodzinę i z trudem zamyka comiesięczny domowy budżet, taka kwota to z pewnością katastrofa. Dla kierowcy, prowadzącego 200-konną, lśniącą nowością limuzynę, już niekoniecznie. I to jest jedna, dość uniwersalna wątpliwość, chociaż – jak pokazują przykłady innych krajów – wysokie mandaty budzą respekt kierowców wobec przepisów ruchu drogowego.

Moje pytanie jest jednak inne: czy naprawdę jesteśmy aż takimi drogowymi nieudacznikami, żeby trzeba było nas masowo zmuszać do przestrzegania przepisów pod groźbą solidnej kary finansowej? Czy nie ma w nas choć tyle rozsądku, by jeździć bezpiecznie z własnej nieprzymuszonej woli? Czy sami nie jesteśmy w stanie szanować prawa? I czy naprawdę musimy tak pędzić?

To ostatnie pytanie jest o tyle uzasadnione statystycznie, że według niedawno opublikowanych przez ITS wyników badań drogowych, połowa polskich kierowców przekracza dozwoloną prędkość jazdy. A ponieważ sam jestem orędownikiem przestrzegania przepisów i fanem jazdy defensywnej, czyli moje zdanie byłoby raczej mało reprezentatywne, to postanowiłem zadać te pytania mojemu znajomemu, który nie ukrywa, że lubi mocno wciskać gaz.

Foto: Film Adam Mikuła / Auto Świat

I jak dotąd nikomu nie udało się znaleźć takich argumentów, które mogłyby go przekonać, że można inaczej. Jest on więc znakomitym przykładem „pośpiesznego” kierowcy. Jedyna nadzieja jest taka, że jego dzieci może nie będą jeździły tak, jak ojciec, choć zapewne będzie inaczej, bo „sprytny” sposób prowadzenia taty wyraźnie im imponuje. Oto, co mi odpowiedział…

MK: Zawsze mówiłeś, że lubisz jeździć szybko. Czy mógłbyś doprecyzować, co to znaczy?

XX: Jasne. Na trasie jadę tak 120-140 km/h i dużo wyprzedzam. Moje auto ma dobre przyspieszenie i lubię taką jazdę, no wiesz, hamowanie i przyspieszanie. Wtedy się nie nudzę.

MK: A w mieście?

XX: Jak jadę gdzieś w Polskę, to przez tereny zabudowane w małych miejscowościach jadę „stówką”. Oczywiście przy niewielkim ruchu. Jak muszę przez zabudowany sunąć za TIR-ami albo kierowcami co jadą „pięćdziesiątką” i tak przez dziesięć kilometrów to czasem aż muszę stanąć, żeby zapalić.

MK: Denerwujesz się?

XX: Tak. Ja lubię mieć pustą drogę, albo miejsce do wyprzedzania, jazda 50 km/h to nie dla mnie. Nie daję rady, robię się nerwowy.

MK: A jak trafisz na korek?

XX: Bez przesady… Nie ma takiego korka, którego nie dałoby się ominąć. Zawsze można wyskoczyć na lewy pas, jakby co przykleić się do innych aut. Za bardzo lubię jeździć, żeby stać w korku i spalać paliwo bez sensu.

MK: Kiedy wyprzedzasz i hamujesz wielokrotnie, to wtedy nie żal Ci spalonego paliwa?

XX: No pewnie, że nie! Wtedy robię to dla własnej przyjemności.

MK: Tym, których wyprzedzasz na trzeciego i muszą zjeżdżać na pobocze, też jest przyjemnie?

XX: A skąd wiesz, że tak robię… No dobrze, zdarza się, ale to nie moja wina, że jadą jak ciamajdy i blokują mnie i innym trasę.

MK: Może nie chcą pędzić, żeby nie przepłacać za paliwo. Albo przy takiej prędkości czują się bezpiecznie…

XX: Jak nie mają pieniędzy na normalną jazdę, to niech jeżdżą pociągiem. A jak boją się prędkości – to tym bardziej. Może nawet lepiej autobusem. Tylko do tych busów niech nie wsiadają, bo ci kierowcy to akurat wiedzą, jak się jeździ. Pakę dwadzieścia to na trasie minimum robią.

MK: Wsiadłbyś do takiego busa?

XX: Jako pasażer? Nigdy!

MK: Przecież lubisz szybką jazdę…

XX: Ale tylko kiedy sam prowadzę, poza tym to są wysokie budy te busy, moje auto jest bardziej stabilne.

Foto: Film Adam Mikuła / Auto Świat

MK: Jakie prędkości rozwijasz na autostradzie?

XX: Rzadko jeżdżę autostradami. Taka pusta droga, mało samochodów, to trochę nudna sceneria, nic się nie dzieje. Ale jak już koniecznie chcesz wiedzieć, to 150 km/h zwykle wystarczy mi żebym był pierwszy.

MK: A jak zdarzy się ktoś szybszy od Ciebie?

XX: To wtedy zaczyna się prawdziwa zabawa. No wiesz, adrenalina. Wsiadasz gościowi na „ogon” i on wtedy ciśnie jeszcze bardziej.

MK: Czy jest coś, co skłoniłoby Cię do przestrzegania przepisów?

XX: Nie wiem. Musiałyby mi się w samochodzie popsuć cztery biegi (śmiech). Chociaż na „dwójce” i tak zapinam „setkę”.

MK: Pytam poważnie.

XX: A ja poważnie odpowiadam. Jak miałbym jechać „pięćdziesiątką”, a za miastem ledwo „setką”, to wolę zostać w domu. To nie dla mnie.

MK: To może ujmę to inaczej: jak wysoki musiałbyś zapłacić mandat, żeby na drugi raz zwolnić przed znakiem terenu zabudowanego?

XX: Ale ja nie płacę mandatów – mam CB, znam trasy, musiałbym się solidnie zagapić, a to niemożliwe, bo zawsze prowadzę skupiony na jeździe.

MK: A gdybyś miał zapłacić tysiąc złotych?

XX: Taka kwota mnie nie przeraża. Przy tym, co wydaję na benzynę, wydaje się nawet rozsądna.

MK: Dwa tysiące?

XX: No to już może bym się zastanowił. Punkty – tego bym się bał. No wiesz, że jak nazbieram, to zabiorą mi prawko. Jakbym wiedział, że się nie wywinę, to wtedy bym pewnie zwolnił, ale niechętnie (śmiech).

MK: A gdybyś przy kolejnym przekroczeniu prędkości znowu miał zapłacić dwa tysiące złotych?

XX: No to chyba nie w Polsce.

MK: Możliwe, że właśnie w Polsce. Jest projekt, który planuje takie stawki.

XX: Naprawdę? I co, pewnie te stawki ustalili znowu ci, co to nie muszą płacić mandatów? No nie wiem… To trochę dużo pieniędzy. Jakby były takie mandaty, to wolałbym wydać te pieniądze na jazdę autostradami.

Szczerze mówiąc, nie spodziewałem się takiego finału tej rozmowy. Co prawda mój znajomy XX nie potwierdził, że będzie jeździł wolniej, jednak zadeklarował chęć przeniesienia się na autostrady. A zakładając, że jeździłby po nich niewiele szybciej, niż do tej pory po drogach krajowych, byłoby to znacznie bezpieczniejsze i dla niego, i dla innych uczestników ruchu.

A co Ty myślisz o pomyśle na tak wysokie mandaty? Jak zwykle, zapraszam do komentowania. Szczególnie interesuje mnie Twoje zdanie na temat koncepcji podwyższenia stawek dla recydywistów notorycznie przekraczających dozwoloną prędkość, bo ten pomysł, jak sądzę, mógłby zdziałać najwięcej.

I oczywiście nie życzę budżetowi państwa podwyższonych dochodów z mandatów. Życzę za to kierowcom większego respektu wobec przepisów i tego, żeby tych mandatów nie musieli płacić. Tylko jak to zrobić, skoro tyle tras prowadzi przez wielokilometrowe odcinki obszarów zabudowanych, których nie można ominąć lepszą drogą…