- Produkcja flagowego modelu MItsubishi rozpocznie się pod koniec 2024 roku w japońskiej fabryce w Okazaki
- Producent zapewnia, iż ten model został opracowany specjalnie z myślą o europejskich odbiorcach
- Orężem nowego Mitsubishi w walce z europejskimi konkurentami jest napęd – jego konstrukcja ma zagwarantować trwałość, niezawodność i dobre wrażenia z jazdy
- Konstruktorzy nowego Outlandera nie ustrzegli się jednak kilku niekonsekwencji i drobnych wpadek stylistycznych
Za nowym, dużym SUV-em od Mitsubishi stoi całkiem inna koncepcja niż w przypadku podobnej wielkości europejskich SUV-ów takich marek jak np. VW czy Renault. Mitsubishi Outlander wystąpi w czterech wersjach wyposażeniowych, ale w tylko jednej wersji napędowej. Będzie to, a właściwie jest to SUV z napędem hybrydowym Plug-in. Nie będzie w ofercie diesla, nie będzie benzyniaka, nie będzie nawet zwykłej hybrydy – tylko Plug-in. Napęd tego samochodu wydaje się zresztą mocną, wręcz najmocniejszą stroną modelu, no może… mającą jedną wadę, która wynika pośrednio z zalet.
Przeczytaj także: Mitsubishi ASX po liftingu już w Polsce. Będzie LPG i pełna hybryda, ale Japończycy stawiają na inną wersję
Duży silnik spalinowy o małej mocy to odwrotność koncepcji europejskiej. Do tego dwa silniki elektryczne
Moc systemowa układu hybrydowego w nowym Outlanderze to 302 KM, a więc całkiem sporo, to już poziom prawie premium. Na tę moc systemową składają się dwa silniki elektryczne oraz jeden spalinowy. Zacznijmy od spalinowego, który już mi się podoba, bo wprawdzie dysponuje mocą jedynie 136 KM i momentem 203 Nm, ale za to ma pojemność skokową 2360 cm. Silnik 2.4 i 136 koni oznacza ciszę, spokój… przede wszystkim spokój, brak wysilenia i potencjalnie wieczną trwałość. Co do dwóch silników elektrycznych, to przedni ma moc 85 kW (116 KM) i moment obrotowy 255 Nm, natomiast tylny osiąga moc 100 kW (136 KM) i ma moment obrotowy 195 Nm. Nie jeździłem, ale na papierze wygląda to dobrze. Do wad tego układu (znów: nie mam danych, ale jestem tego dość pewien) należy zaliczyć cenę, bo auto z takim napędem nie zacznie się od 200 tys. zł tylko nieco wyżej. Oto idealna, szybka karoca dla Jana Pawła, właściciela Adamczychy (właściwie mniejszej połowy tej pięknej wsi, ale mniejsza o udziały) aspirującego do miana najsłynniejszego Jana Pawła w historii Polski, który jest ambasadorem tej japońskiej marki.
W kwestii cen trochę zgaduję – o tym dalej. W każdym razie przewaga takich zawodników jak np. Skoda Kodiaq w tym przypadku wynika z niższego progu wejścia – kto nie może pozwolić sobie na najmocniejszy napęd, w Skodzie wybiera coś tańszego. A tu albo wszystko, albo nic. No ale trzeba też powiedzieć, że niektórzy europejscy konkurenci w tej klasie po prostu nie mają tak mocnego i tak „kompletnego” napędu. Weźmy Renault Espace: jest 200-konna hybryda, (nie Plug-in – zwykły HEV) z napędem wyłącznie na przód – i tyle.
Spory zasięg, jednak "dziwny" standard ładowania
Mitsubishi Outlander ma nieduży zbiornik paliwa, zaledwie 53 litry, ale zasięg niezły: prąd i paliwo razem wystarczą na 844 km (według danych producenta). Na prądzie (bateria trakcyjna ma pojemność 22,7 kWh) można przejechać do 86 km. I mało, i dużo. Tak to jest z hybrydami Plug-in, iż napędzenie takiej masy pożerają energię, konkurenci zasadniczo nie są dużo lepsi.
Z ciekawych cech Mitsubishi Outlandera warte wspomnienia jest gniazdo ładowania w standardzie CHAdeMO. Otóż standard ten w Europie się nie przyjął, właściwie odchodzi w przeszłość, zdarzają się jeszcze tu i tam takie ładowarki, no ale... Japończycy mówią, że opracowali SUV-a dla Europejczyków, a na pokładzie CHAdeMO. Zaleta tego standardu jest taka, że złącze to pozwala podłączyć do samochodu odbiorniki dużej mocy i korzystać z auta jak z powerbanka praktycznie bez ograniczeń mocowych (pamiętając jednak o tym, że jest to hybryda, a zatem akumulator trakcyjny nie ma 80 kWh pojemności, tylko nieco ponad 22 kWh). Tyle że w praktyce do ładowania samochodu to gniazdo w Polsce będzie zbędne, użytkownicy Outlandera będą korzystać z gniazda AC (jest na szczęście), które jednak w tym przypadku przyjmuje mniej niż 4kW mocy. Akumulator Outlandera będzie ładował się stosunkowo wolno. To jest pewnie do poprawy – o ile wiem, inżynierowie Mitsubishi mają już to w głowach.
Mitsubishi Outlander, czyli hybryda szeregowa albo równoległa
Kierowca Outlandera ma do dyspozycji (będzie mieć) 3 tryby jazdy do wyboru. W trybie EV, czyli na prądzie, jedzie się, korzystając wyłącznie z energii zgromadzonej w akumulatorze trakcyjnym, jest to możliwe do prędkości 135 km/h. W drugim trybie – trybie hybrydowym szeregowym – silnik spalinowy wykorzystywany jest do produkowania energii, natomiast napęd zapewniają silniki elektryczne; w trzecim trybie –hybrydowym równoległym – silniki elektryczne oraz spalinowe pracują równocześnie, wspólnie przekazując moment obrotowy bezpośrednio na koła. Ten ostatni tryb jest niezbędny podczas jazdy z wysoką prędkością. Kierowca ma możliwość naładować akumulator w czasie jazdy, co oczywiście nie ma ekonomicznego sensu, ale pozwoli po dłuższej trasie przejechać ostatnie kilometry, jeśli jest taka potrzeba, w trybie elektrycznym.
Energię zgromadzoną w akumulatorze trakcyjnym można też zachować na później, korzystając z opcji „save” – wówczas priorytetem jest utrzymanie odpowiedniego poziomu naładowania akumulatora.
Przeczytaj także: Dacia Duster kontra MG ZS. Porównaliśmy niskobudżetowe auta z Europy i Chin
Mitsubishi Outlander – a jak on wygląda?
Miało nie być o urodzie, bo o gustach się nie dyskutuje, ale po obejrzeniu auta z bliska jednak muszę. Auto na pierwszy rzut oka budzi bowiem kontrowersje. Trudno przyczepić się do tylnej części nadwozia, która jest co najmniej poprawna. Z boku (a najlepiej z „tyłoboku”) auto wygląda też zacnie, majestatycznie – jak w reklamie. Dość dziwny natomiast jest przód, a zwłaszcza środkowe, największe lampy, która tak jakby zezują na boki. Do tego obfite chromy kontrastujące z czernią przedniej maskownicy… no nie wiem. Nadmiar chromu może też gryźć się z obręczami w stalowym kolorze, no ale zawsze można zamówić czarne felgi, to wiele zmienia. W każdym razie zewnętrzny design auta wymaga przyzwyczajenia się do niego, bo trochę razi. Z drugiej strony Outlander wygląda inaczej niż wszystkie inne SUV-y, co dla wielu będzie zaletą, nie sposób pomylić go z czymś innym. Tymczasem niektóre europejskie nadchodzące SUV-y tej wielkości wyglądają tak, że gdyby pozbawić je logo marki, byłyby nierozpoznawalne...
Mitsubishi Outlander: w środku niewiele zabrakło do szczęścia
Do jakości materiałów tapicerskich czy też tworzących deskę rozdzielczą i tunel środkowy trudno się przyczepić, choć – moim zdaniem – duży płaski fragment z czarnego błyszczącego plastiku (tzw. piano black) na tunelu środkowym narażony jest na błyskawiczne porysowanie, to po prostu nie był dobry pomysł. Fotele są wygodne, mają funkcję masażu, skóra występuje w różnych kolorach – super. Warto to wykorzystać, bo np. czarno-biała tapicerka w Outlanderze nie każdemu się spodoba, natomiast brązowa robi doskonałe wrażenie. Centralny ekran nie jest przesadnie duży, ale po co ma być duży, to, że nie wystaje za bardzo ponad deskę rozdzielczą, to niewątpliwie zaleta. Gorzej, że grafika interfejsu użytkownika nie jest w żaden sposób wyrafinowana.
Pochwalić trzeba natomiast inżynierów Mitsubishi za odseparowanie panelu do sterowania klimatyzacją, który jest może staroświecki, ale na pewno lepszy niż sterowanie klimatyzacją za pomocą dotyku. W ogóle wnętrze tego samochodu to miks nowoczesności z tradycją, dla wielu użytkowników będzie to plus.
Ale przejdźmy do drobnych problemów dizajnerskich. O ile elementy z polerowanego aluminium występujące we wnętrzu wyglądają bardzo dobrze i elegancko, to niestety towarzyszą im wstawki udające chrom, co po prostu do siebie nie pasuje i razi. Ciekawostką jest i to, że po złożeniu podłokietnika w tylnym rzędzie siedzeń pomiędzy zewnętrznymi oparciami ukazuje się dziura, przez którą można zajrzeć do bagażnika. Nie zadbano o jakąś dodatkową choćby symboliczną przegrodę. "Tak jakoś wyszło".
Ale za to miejsca w drugim rzędzie jest dość, a kanapa jest wygodna, choć nieprzesuwna.
Dobrze brzmi nagłośnienie opracowane przez Yamahę – to, swoją drogą, ciekawy wybór dostawcy sprzętu grającego. Dźwięk jest soczysty, nie ma przesterów i trzasków – tyle udało się usłyszeć podczas prezentacji statycznej.
Mitsubishi Outlander tylko dla pięciu osób, czy także dla siedmiu?
Powstaje pytanie, czy na europejskim rynku Mitsubishi Outlander, który sprzedawany będzie tylko w wersji Plug-in, może mieć trzeci rząd siedzeń. To, że trzeci rząd siedzeń w Outlanderze jest możliwy, zdradzają choćby uchwyty na kubki w bagażniku – ale czy także w odmianie Plug-in? Przedstawiciele Mitsubishi nie przesądzają, czy powstanie wersja „PHEV 7-seater”, bo wymusza ona pewien kompromis: umieszczenie dodatkowych foteli w bagażniku zabiera przestrzeń pod jego podłogą, w której przechowuje się m.in. kable do ładowania, gaśnicę czy inne drobiazgi. Ale dodają, że technicznie jest to możliwe, tyle że decyzja jeszcze nie zapadła. Jeśli tak, to nie wcześniej niż za rok.
Mitsubishi Outlander: gwarancja mocną stroną modelu
Ogólnie samochód jest bardzo ciekawy, przy czym największe jego zalety potencjalnie tkwią w napędzie i układzie jezdnym, które są dostosowane nie tylko do jazdy po asfalcie, lecz także do przemieszczania się poza nim – i to tak bez żartów. Outlander jest prawdziwym SUV-em. Najsłabszą stroną samochodu są detale, bo niby robiony był dla Europejczyków, ale chyba Europejczycy nie mieli tu kwestiach designerskich decydującego zdania.
Jest to zatem samochód dla tych użytkowników, którzy przedkładają solidną technikę nad estetykę typową dla konstrukcji europejskich. Jest to na pewno wybór, który warto rozważyć.
Sukces na polskim rynku zależy oczywiście od ceny. Cen jeszcze nie znamy, poznamy je pod koniec roku. Jeśli miałbym obstawiać, to cena Outlandera zacznie się od kwoty 249 tys. 900 zł, ale plotki są takie, że będzie jednak wyraźnie niższa. Być może wspomniana kwota wystarczy na samochód z jakimś dodatkowym wyposażeniem, kolorem innym niż podstawowy, itp.
Do kupna tego samochodu zachęca gwarancja, która wygląda tak:
- 5 lat/100 000 km gwarancji producenta.
- 12 lat gwarancji antykorozyjnej.
- 8 lat/160 000 km gwarancji na akumulator trakcyjny.
- 5 lat wsparcia Mitsubishi Assistance bez limitu przebiegu.
Reasumując...
Na pewno łatwiej byłoby sprzedawać ten samochód i łatwiej byłoby go kupić szerszej rzeszy potencjalnych odbiorców, gdyby cena zaczynała się bliżej 200 tys. zł tak jak w przypadku europejskiej konkurencji, co byłoby oczywiście możliwe, gdyby auto miało tańszy napęd. Ale nie ma – jest silnik benzynowy 2,4 l, są dwa silniki elektryczne, jest spory akumulator trakcyjny – takie rzeczy muszą kosztować. Jeśli jednak ktoś jest właścicielem połowy solidnej wsi, na pewno będzie go na to stać.