- Lamborghini Urus jest najdynamiczniej przyspieszającym SUV-em na Ziemi
- Z tyłu zmieszczą się osoby o wzroście do 190 cm, a złożenie foteli pozwala powiększyć bagażnik z 616 do 1596 l
- Terenowe Lamborghini LM002 z lat 80. zabierało na pokład cztery osoby, a Urusa można zamówić również w 5-osobowej wersji
Wchodzę w zakręt, a Lamborghini Urus posłusznie wykonuje polecenia wydawane kierownicą. To zaskakujące, ale nie mam wrażenia, że prowadzę SUV-a. Do „setki” dobija w 3,6 s, na 200 km/h potrzebuje 12,8 s i może maksymalnie popędzić 305 km/h – auto, które waży ponad 2 tony, a przy tym zabiera na pokład 5 osób i ma bagażnik o pojemności 616 l. Prowadząc Urusa, nie możesz przedostać się przez miasto niezauważonym. Nie pomoże nawet stonowany grafitowy kolor.
Urus jest oryginalny, głośny, agresywny i mimo że to SUV, prowokuje do szybkiej jazdy. Trudno mieć Lamborghini za złe to, że model ma pod maską turbodoładowany silnik. W SUV-ie 4x4 taki motor jest najlepszym rozwiązaniem. Szczególnie gdy mamy do czynienia z V8 o mocy 650 KM i momencie 850 Nm, z dwoma niezależnymi układami wydechowymi, każdy dla jednego rzędu cylindrów. Lamborghini Urus brzmi do tego wystarczająco groźnie, żeby z dumą nosić na masce logo włoskiej marki.
Nie mniejsze wrażenie od grzmotów, które wydobywają się z pękatych rur wydechowych, wywołuje prowadzenie. Nie spodziewałem się, że potężny i ciężki SUV może popisywać się taką zwinnością. To głównie zasługa systemu 4 skrętnych kół, choć z pomocą przychodzą też: aktywne stabilizatory i amortyzatory, pneumatyczne zawieszenie oraz napęd 4x4, który rozdziela moment obrotowy pomiędzy nie tylko osie, lecz także tylne koła. Praca zawieszenia Urusa oszukuje zmysły niczym wyszczuplające lustro w salonie mody.
Włosi potrafią wymyślać piękne nazwy, ale czasem trąci to pozerstwem. Nie w tym wypadku. Konsola trybów jazdy o fantazyjnej nazwie „Anima” wygląda jak wyjęta z myśliwca i pozwala poczuć, jak głęboką duszę ma Urus. Różnice pomiędzy trybami są wyraźnie odczuwalne i precyzyjnie skalibrowane. Wybieram najbardziej ostry tryb Corsa. Cztery rury wydechowe dają o sobie znać jeszcze donośniejszym basowym pomrukiem, a we wnętrzu zakneblowanej dwiema turbosprężarkami „V8-ce” z pomocą przychodzą głośniki. Tętno przyspiesza, ciśnienie krwi rośnie, źrenice się rozszerzają, mięśnie napinają i jestem gotowy złapać 2,2-tonowego Urusa za rogi.
Wciskam gaz, a Lambo, drapiąc asfalt tylnymi oponami w rozmiarze 325/35 R 22, wystrzela do przodu jak żaden inny SUV na naszej planecie. Sprężarki twin scroll, ukryte w widłach silnika, rozkręcają się błyskawicznie, a każda zmiana biegów skrzyni ZF oznacza kopnięcie w fotel. Wchodzę w zakręt, a Lamborghini Urus posłusznie skręca, jakby wcale nie ważył tyle, co słoń. Odejmuję gazu i tył posłusznie wysuwa się z zakrętu, a przecież nie prowadzę sportowego coupé.
Precyzja działania układu jezdnego przypomina, że mam do czynienia z samochodem skonstruowanym przez Niemców, ale na szczęście Urus zwiększa dawkę adrenaliny do poziomu znanego z włoskich aut sportowych. Nawet podczas agresywnej jazdy mam wrażenie, że nad wszystkim panuję i nie przeciążam tytanowo sztywnej karoserii, która dzielnie znosi obciążenia generowane przez silnik o mocy 650 KM i 22-calowe koła.
Podoba mi się to, że Lamborghini idzie na całość i poprawność polityczna nie zabija duszy tej włoskiej marki. Nie przepadam za SUV-ami, ale rozumiem ludzi, którzy je kupują. Jesteś wystarczająco zamożny, żeby jeździć na co dzień dowolnym samochodem, i cierpisz na ciągły brak czasu. Lubisz emocje, ale przecież nie możesz podwozić dzieci do szkoły Aventadorem. Żeby zatem nie tracić życia na beznamiętne przemieszczanie się Passatem, kupujesz właśnie Urusa.
À propos czasu… Jazda Urusem pozostawiła niedosyt i wcale nie mam na myśli tego, że jest on zbudowany na platformie Cayenne’a, ma zawieszenie i przyciski we wnętrzu z Audi, a silnik bazuje na V8 z Panamery. Najbardziej ekskluzywne samochody świata są użyczane na dotkliwie krótkie testy. Wygląda to jak, jakby Ariana Grande proponowała: „Możemy zrobić dziś, co zechcesz, ale mamy na to minutę”.
Lamborghini Urus - naszym zdaniem
Powodzenie, jakim cieszą się SUV-y, powoduje, że w ostatnim czasie zwiększa się liczba luksusowych przedstawicieli tej klasy. BMW wprowadziło potężne X7, pierwszego w swojej historii SUV-a wypuścił też Rolls-Royce. Najbliższymi konkurentami Urusa są: Porsche Cayenne Turbo S Coupé, które niebawem pojawi się na rynku, BMW X6 M oraz pierwszy SUV Astona Martina – obecnie w fazie dostrajania. Ale to model Lambo jest dziś najbardziej sportowym SUV-em na Ziemi. W Europie za taką zabawkę trzeba zapłacić 240 000 euro.