- 14 dni, 4625 km i bardzo zmienne warunki drogowe. W Skandynawii miałem okazję poznać Skodę Kamiq 1.5 TSI od podszewki
- W Szwecji i Norwegii mała benzynowa Skoda się "zbuntowała". Nie chciała przyjmować paliwa – jeden bak wystarczał na pokonanie nawet 900 km!
- Wyjazd do Skandynawii był okazją do dokładnego przetestowania... wszystkiego. Po drugiej stronie Bałtyku najbardziej przydały się adaptacyjne reflektory i aktywny tempomat
- Przez wyprawę na Północ rozskrzypiało się nam zawieszenie. Już po powrocie do Polski stawiliśmy się w ASO na inspekcję (przebieg: 20500 km)
- Samochód został użyczony do testu przez importera, a po teście będzie zwrócony
Do komfortowej jazdy Skodą Kamiq po Skandynawii musiałem opanować sztukę częściowego usypiania alarmu. Na lądzie funkcja monitorowania wnętrza połączona z czujnikiem przechyłu zabezpiecza auto przed kradzieżą metodą "na lawetę", na wzburzonym morzu – wzbudza fałszywy alarm. A przepraw promowych w Norwegii trudno uniknąć, bo to... fragmenty odpowiedników naszych dróg wojewódzkich.
W trakcie aktywnego urlopu spędzonego w królestwie fiordów (tak nazywane jest zachodnie wybrzeże Norwegii) czeski SUV zaliczył aż 15 takich rejsów. Przejazdów długimi na kilka kilometrów podmorskimi tunelami już nawet nie sumowałem. Skandynawska eskapada dorzuciła do przebiegu naszej Skody Kamiq dokładnie 4625 km. Co sprawdziło się na dalekiej Północy, a co zawiodło?
Skoda Kamiq 1.5 TSI zaskoczyła mnie po drugiej stronie Bałtyku
Po dobiciu do brzegu w Karlskronie musiałem się przestawić. Jak? Wyłączyć w głowie tryb przetrwania, który automatycznie załącza się na polskich drogach. Skandynawscy kierowcy jeżdżą tak, by nie sprawiać sobie nawzajem kłopotu. Zamiast wpychać się w ostatnim momencie i wjeżdżać prosto przed maskę na rondach, przewidują sytuacje na drodze i myślą o innych uczestnikach ruchu. Jeżdżą asekurancko – często nawet zwalniają, by pozwolić komuś bezpiecznie włączyć się do ruchu na "esce" lub autostradzie.
Przeczytaj także: O tym wypadku w Polsce piszą nawet w Australii. To zapewne pierwsze pokiereszowane takie BMW
Jazda w takich warunkach jest relaksująca, ale też bardzo rozleniwiająca. Sprzyja częstemu korzystaniu z aktywnego tempomatu (ACC), bo samochód nie musi w panice zaciągać hamulców na widok auta, które nagle pojawiło się na radarze. Jazda na tempomacie to też najłatwiejszy sposób na uniknięcie naprawdę drogiej pamiątki z wycieczki – i w Szwecji, i w Norwegii mandaty za przekroczenie prędkości są drakońskie.
Choć fotoradary są dobrze oznakowane (co ważne, znaki zawsze informują o dozwolonej prędkości), a "suszący" patrol drogówki to widok wyjątkowy, kierowcy bezwzględnie stosują się do przepisów nawet tam, gdzie trzeba zwolnić do 30 km na godz. Zdarza im się przekraczać limit na "eskach", ale maksymalnie o 10-15 km na godz. Inny świat! W dodatku z czystszym pejzażem – bez wszechobecnych reklam i z mniejszą liczbą znaków przy drodze. Pierwszy moment był dla mnie nieco trudny. No bo 80 km na godz. na "krajówce" i 100-110 km na godz. na autostradach? Tak się w ogóle da?
Efekt dopasowania się do nowej rzeczywistości był piorunujący. I tak już niskie zużycie paliwa przebiło dane katalogowe. Na terminalu promowym w Gdyni zameldowałem się ze średnim zużyciem benzyny na poziomie 6,7 l/100 km (wynik po 375 km pokonanych trasą S7). Po drugiej stronie Bałtyku ani razu nie udało mi się choćby zbliżyć do tej liczby. W Szwecji Skoda Kamiq 1.5 TSI ograniczyła apetyt do 5,5-5,7 l/100 km, ale to dopiero trasy pokonywane w Norwegii sprawiły, że opadła mi szczęka – wyniki poniżej pięciu litrów (4,7-4,9 l/100 km) nie były rzadkością, a to przecież klasyczny spalinowy silnik bez jakiegokolwiek elektrycznego wsparcia. W rezultacie na jednym baku mogłem pokonać nawet 900 km, a to już rewiry oszczędnego diesla.
Skoda Kamiq 1.5 TSI nie ma napędu 4x4, ale lubi górską jazdę
Czy urlop w Szwecji i Norwegii na przełomie października i listopada to dobry pomysł? Tak, ale tylko dla fanów skandynawskich kryminałów i osób odpornych na surową pogodę. Trzeba mieć też z tyłu głowy, że w tym okresie wiele spektakularnych tras widokowych jest zamkniętych. Godząc się na ponurą aurę i chłód, można liczyć na absolutne pustki nawet w najbardziej turystycznych miejscach.
Słynną Drogę Trolli podziwiałem z punktu widokowego tylko z moimi pasażerami. Nie można się po niej przejechać, bo drogowcy wciąż starają się ją naprawić po czerwcowym osuwisku. Lodowiec Briksdalsbreen? Znowu sami ("jęzor" niestety ledwo wystawał zza chmur). Droga Atlantycka? Lokalsi i dwie pary podróżujące SUV-ami z wypożyczalni. Punkt widokowy na Fjallbackę, czyli szwedzkie miasteczko rozsławione przez Camillę Lackberg? Na wzgórzu trafiła się akurat... wycieczka z Indonezji.
Przed deszczem i chłodem można schronić się nie tylko w aucie, ale też na wystawach. Zaliczyliśmy na trasie muzea: Ikei (Almhult, Szwecja), sztuki (Lillehammer, Norwegia), historii motoryzacji (Faberg, Norwegia), secesji (Alesund, Norwegia) i park rzeźby Kistefos niedaleko Oslo. Wszędzie była garstka zwiedzających, choć trafił się też wyjątek – zatłoczony (jak na te standardy) Świat Volvo w Goteborgu.
Skoda Kamiq posłusznie dowoziła nas w każde miejsce – bez względu na to, czy trzeba było wedrzeć się do centrum dużego miasta i wcisnąć w ciasną lukę parkingową, czy wspiąć po drodze gruntowej na punkt widokowy z panoramą na 222 ośnieżone szczyty (Varden nad miastem Molde). Sprawne przemykanie przez zakorkowane miasto Skoda miała już opanowane po tygodniach spędzonych w Warszawie, ale teraz udowodniła, że niestraszne jej też górskie serpentyny – nawet z czterema osobami na pokładzie nie traciła pary na stromych podjazdach i to bez przełączania pracy skrzyni w tryb sportowy.
Nie byłem tym zaskoczony, bo w aucie o tej masie (1288 kg) 4-cylindrowy silnik generujący 150 KM i 250 Nm ma spore rezerwy. Podczas eksploracji na Północy przydały się całkiem spory prześwit (19 cm) i zbalansowany, precyzyjnie działający układ kierowniczy. Na niektórych zakrętach żałowałem, że nasz Kamiq nie ma sportowego zawieszenia (trzeba za nie dopłacić nawet w wersji Monte Carlo). Zupełnie nie brakowało mi za to napędu 4x4, choć poza przejazdem przez Stryn w drodze powrotnej, nie doświadczyłem iście zimowych warunków ze śniegiem i lodem.
Skoda Kamiq 1.5 TSI – podsumowanie: wady i zalety
Po całej trasie zsumowałem plusy i minusy życia ze Skodą Kamiq. Uwaga, spoiler: przeważyły te pierwsze. Niestety, w ostatnich dniach eskapady wizerunek małego, ale dzielnego czeskiego SUV-a naruszyło zawieszenie skrzypiące podczas jazdy po nierównościach. Już po powrocie do Polski, przy przebiegu 20500 km zameldowaliśmy się z tego powodu na inspekcji w ASO – pomógł zabieg stosowany w Octaviach, czyli przesmarowanie tulei. Jeździmy dalej!
Co nas zawiodło?
- System inforozrywki z 9,2-calowym ekranem. Brak pokrętła od głośności (zamiast niego są dotykowe przyciski) i konieczność wywołania menu klimatyzacji w celu zmiany kierunku powietrza nie spodobały nam się już na początku. Teraz z powodu przesunięcia dotykowej matrycy czterokrotnie musieliśmy zastosować brutalny trik znany ze smartfonów – twardy reset.
- Quasi-kubełkowe fotele sportowe wersji Monte Carlo. Rzecz świetna na krótkich dystansach i serpentynach (idealnie podtrzymują ciało) okazała się męcząca w podróży. Na długich dystansach wysokie boczki siedzisk wżynają się w uda, a boczki oparcia w plecy. Auć!
- Miękkie zawieszenie. To nie do końca minus, ale raczej zgrzyt wizerunkowy. Rozbujane zawieszenie nie pasuje do z natury sportowej wersji Monte Carlo, bo odbiera nieco przyjemności z jazdy po serpentynach. Za dopłatą oferowane jest obniżone o 10 mm zawieszenie z system Sport Chassis Control, czyli regulacją amortyzatorów.
- Skrzypienie zawieszenia. Kurz, deszcz, błoto i niskie temperatury najwyraźniej nie są sprzymierzeńcami tulei wahacza. Kilkumiesięczna Skoda przy przebiegu około 20000 km rozbrzęczała się na nierównościach jak starszy samochód. Na szczęście pomogła prosta i szybka operacja w ASO.
Co się sprawdziło?
- Matrycowe reflektory LED Matrix. Adaptacyjne "długie" idealnie rozświetlały północny, wcześnie zapadający zmrok, nie rażąc przy tym innych kierowców. Każda lampa ma osiem segmentów, którymi precyzyjnie i szybko zarządza komputer. W tej klasie tak wydajne reflektory to ewenement.
- Oszczędny i dynamiczny silnik 1.5 TSI. Nie ma jakiegokolwiek elektrycznego wsparcia, a nie rujnuje budżetu. Co więcej, dzięki czterem cylindrom i turbodoładowaniu nie łapie zadyszki na wzniesieniach nawet, gdy autem podróżują cztery osoby. Swoje zrobiła też 7-biegowa przekładnia DSG – działała płynnie i chętnie hamowała silnikiem na zjazdach.
- Duży prześwit. 188 mm to nic przy prześwitach samochodów prawdziwie terenowych, ale niespełna 19 cm pozwala na bezstresowe zjechanie z asfaltu i odkrywanie zapomnianych miejsc, takich jak cmentarzysko klasycznych samochodów blisko granicy Szwecji i Norwegii.
- Foremny i duży bagażnik. 400-litrowy kufer pozwolił zabrać ze sobą na eskapadę wszystko, co było potrzebne. Do tego ma foremny kształt, więc pakowanie go było łatwe. Na potrzeby pary będzie wystarczający, ale dla 4-osobowej rodziny z małymi dziećmi może okazać się nieco za ciasny.
- Akcesoria Simply Clever. Popisowa dyscyplina czeskiego producenta, czyli funkcjonalność – zmyślne i proste dodatki naprawdę ułatwiają życie w podróży. W Skandynawii doceniłem zwłaszcza obecność skrobaczki wbudowanej w klapkę wlewu paliwa i korek od zbiorniczka z płynem do spryskiwaczy zamieniający się w lejek. Inne gadżety to wyjmowana z bagażnika lampka z magnesem i parasolka w drzwiach.
Z perspektywy kierowcy zapamiętam Norwegię i Szwecję jako błogi wypoczynek. Przez blisko dwa tygodnie nie natrafiłem na choćby jedną niebezpieczną sytuację spowodowaną przez innego uczestnika ruchu. Wyjazd do Skandynawii mógłby być zapisywany znerwicowanym polskim szoferom w formie... wizyty w sanatorium.
Ale jedną rzecz ludzie Północy mają na sumieniu – oślepianie akcesoryjnymi panelami świetlnymi ("ledbarami"), którymi wydłużają sobie krótki zimowy dzień. Często nie wyłączają go w porę lub włączają tuż przed minięciem się z autem jadącym z naprzeciwka. Moja ostatnia refleksja dotyczy niezwykle wygodnego systemu opłat drogowych (w tym za przeprawy promami i wjazdy do miast), ale to już temat na osobny wpis.