Po prostu nie dowierzam w to, co czytam w kontekście konferencji prasowej, na której wystąpił Minister Infrastruktury Dariusz Klimczak. Otóż minister ma plan rozszerzenia zakresu obowiązywania przepisu o zatrzymywaniu prawa jazdy na trzy miesiące. Minister chciałby zatem, aby przepis ten obowiązywał także na drogach jednojezdniowych dwukierunkowych poza obszarem zabudowanym. No po prostu nie wierzę! Zanim powiem, co konkretnie mnie wzburzyło w planach ministra, chciałbym o czymś przypomnieć.
Bo to nie będzie sprawiedliwe
Pomysł zabierania praw jazdy za drastyczne przekroczenie prędkości, także poza obszarem zabudowanym, wcale nie jest nowy. Taki pomysł był oficjalnie rozpatrywany już w 2020 r., stosowny projekt stworzyło Ministerstwo Infrastruktury. Okazało się jednak, że koncepcja tymczasowego zabierania praw jazdy za przekroczenie prędkości o ponad 50 km/godz. miała wówczas w rządzie potężnych przeciwników, a konkretnie ówczesnego Ministra Sprawiedliwości Zbigniewa Ziobrę i jego kolegów. Nie wiem, czy to był wewnętrzny głos ministra sprawiedliwości, czy też działanie oparte na badaniach opinii publicznej (być może zawężonej do wyborców ministra), której znaczna część odbiera surowe kary nakładane na piratów drogowych jako zamach na wolność – źle pojmowaną wolność jednostki.
W każdym razie Ministerstwo Sprawiedliwości storpedowało wówczas ten projekt, dowodząc, że skoro przekroczenie dopuszczalnej prędkości o 50 km/godz. w terenie zabudowanym jest najczęściej przekroczeniem dozwolonej prędkości o 100 proc., to także na pozostałych drogach prawo jazdy należałoby karnie zabierać na trzy miesiące dopiero za przekroczenie prędkości o 100 proc. Na zwykłej drodze jednojezdniowej poza obszarem zabudowanym byłoby to ponad 180 km/godz., na drodze ekspresowej 240 km/h, a na autostradzie, uwaga, 280 km/h. Ministerstwo Sprawiedliwości wysmażyło takie pismo:
Teraz mamy kolejne podejście do tematu, już znacznie bardziej rozsądne, które mówi o zatrzymywaniu praw jazdy za przekroczenie prędkości o 50 km/h na drodze jednojezdniowej dwukierunkowej. Bardziej rozsądne – ale czy naprawdę rozsądne?
Bo na autostradzie można się bezpiecznie „powściekać”
Jak rozumiem, nie ma planów, aby przepis o zabieraniu praw jazdy za przekroczenie prędkości o 50 km/godz. rozszerzyć na autostrady i drogi szybkiego ruchu. Ciekawe, dlaczego? Czyżby na autostradzie przekraczanie prędkości o 50 km/godz. było bezpieczne? Znalazłoby się parę przykładów obalających tę tezę – choćby przypadek Sebastiana M., który podejrzewany jest o zabicie trojga ludzi na autostradzie, ale nie może stanąć przed sądem, bo siedzi w Zjednoczonych Emiratach Arabskich i do Polski się nie wybiera.
Najgorsze jednak jest to, że po raz kolejny politycy mają pomysł, aby komplikować prawo drogowe. Jak rozumiem, po proponowanych zmianach piraci drogowi będą się bacznie rozglądać, jaką drogą jadą: jeśli jednojezdniową dwukierunkową, to wolno przekroczyć nie więcej niż o 50 km/h, ale jeśli mamy drogę dwujezdniową, to tak bardzo obawiać się nie trzeba – pieniądze są, a punkty karne, jakby co, się „odrobi”. No to gaz do dechy!
Chciałbym uświadomić pana ministra, że – niezależnie od statystyk wypadków – jazda autostradą z prędkością 200 km/h jest czynem o dość dużej szkodliwości społecznej. Nie chodzi bowiem tylko o to, że czasem "mistrz prostej" spowoduje wypadek, lecz także o dyskomfort innych kierowców, którzy jadą zgodnie z prawem: jeden mas zabawę, a inni się boją.
To mógłby być naprawdę dobry przepis
Prawda jest taka, że limit prędkości na polskich autostradach jest jednym z wyższych na świecie. Aby przekroczyć ten limit o ponad 50 km/godz., trzeba jechać ponad 190 km/h. Nie Jestem święty i nie twierdzę, że nigdy tak szybko nie jechałem, ale uważam, że jeśli ktoś tak jedzie i nie widzi, że jadą za nim policjanci z kamerą albo nie zauważa odcinkowego pomiaru prędkości, to znaczy, że nie do końca wie, co się wokół niego dzieje i powoduje zagrożenie. Znaczy: nie powinien tak jeździć, a jeśli jeździ i daje się złapać, powinien ponieść karę.
Trzy miesiące bez prawa jazdy to nie koniec świata, ale z pewnością kara dotkliwa i – przede wszystkim – nakładana bez zbędnej zwłoki. Takie kary są najlepsze, najbardziej motywujące pirata drogowego do wewnętrznej poprawy. Oczywiście przepisy karne muszą być zgodne z konstytucją i jeśli sprawca wykroczenia się nie przyznaje, to nie powinno mu się odbierać prawka automatycznie. Ale powinno to następować szybko i – jeśli jest winien – nieuchronnie. To tylko wykroczenie, sprawa nie jest skomplikowana i nie powinna trwać długo.
Zabierać prawa jazdy, zanim kogoś zabiją
Taka kara jest świetna jeszcze z jednego powodu: skuteczne ściganie i karanie piratów drogowych następuje nie po fakcie, gdy już kogoś zabiją, ale już na etapie, gdy stwarzają poważne ryzyko dla innych
Pochwała należy się natomiast rządowi za pomysł, aby ten, kto ma zatrzymane prawo jazdy i mimo to jeździ, tracił prawo jazdy i w celu odzyskania go musiał przejść całą procedurę z kursem włącznie. Co jeśli ktoś nie szanuje prawa i nakładanych na niego sankcji, sam jest sobie winien.
Do rozwiązania jest też problem – rząd jest tego na szczęście świadom – sprawa kolekcjonowania kolejnych sądowych zakazów prowadzenia pojazdów, które jednak nie prowadzą niebezpiecznego pirata drogowego za kratki. To jest wręcz niewiarygodne .