• W kilkudziesięciu niemieckich miastach funkcjonują strefy czystego transportu, tzw. Umweltzone
  • Żeby móc do nich wjechać, trzeba mieć auto oznakowane nalepką potwierdzającą, że spełnia ono wymagane normy
  • Zdobycie takiej naklejki (tzw. Umweltplakette) jest łatwe i nie kosztuje dużo, za jej brak grożą surowe kary
  • Dla niektórych pojazdów przewidziano wyjątki od ogólnego obowiązku posiadania naklejki, ale do tej grupy nie należą auta elektryczne
Materiał archiwalny Foto: Auto Świat
Materiał archiwalny

Pan Jakub regularnie podróżuje prywatnie i służbowo do Niemiec. Jeszcze do niedawna jeździł tam swoim Audi Q5 z silnikiem Diesla. Jako świadomy i doświadczony kierowca dbał o to, żeby jego auto było wyposażone w nalepkę potwierdzającą, że spełnia ono normę Euro 6 i może poruszać się po większości "stref ekologicznych" (niem. Umweltzone), czyli po tamtejszych strefach czystego transportu. Ostatnio w podróż wybrał się jednak nie dieslem, a świeżo kupioną, elektryczną Teslą 3, zarejestrowaną w Polsce, na "zielonych" tablicach rejestracyjnych. To taki samochód, w przypadku którego nikt, kto ma jakiekolwiek pojęcie o autach, nie ma najmniejszych wątpliwości, że jest to pojazd elektryczny.

Mandat za wjazd elektrykiem do strefy czystego transportu

Jakież było zdziwienie pana Jakuba, kiedy okazało się, że za "nieuprawniony wjazd do strefy ekologicznej" we Frankfurcie nad Menem musi on zapłacić równowartość niemal 500 zł. Dla właściciela auta elektrycznego sprawa była jasna – to musi być pomyłka, bo przecież m.in. z myślą o promowaniu takich właśnie ekologicznych pojazdów w Niemczech już wiele lat temu powstały strefy czystego transportu (Umweltzone). Żeby wyjaśnić sprawę, udał się on do miejskiego urzędu ds. ruchu drogowego. Tam jednak powiedziano mu, że kara jak najbardziej się należy, mimo że auto ma napęd elektryczny i należy do pojazdów dopuszczonych do poruszania się po strefie.

Umweltzone w Monachium Foto: Krzysztof Słomski / Auto Świat
Umweltzone w Monachium

W czym tkwił problem? Otóż w Niemczech nawet auta elektryczne, również te wyposażone w specjalne tablice rejestracyjne z wyróżnikiem wskazującym, że są to pojazdy bezemisyjne (litera "E" na końcu numeru rejestracyjnego), również muszą być wyposażone w naklejkę potwierdzającą, że spełniają one odpowiednie normy emisyjne. Pokazanie w urzędzie dokumentów potwierdzających "ekologiczność" auta nic nie daje – nalepka na szybie musi być i koniec. A jak jej nie ma, albo nawet ktoś nie wpisze na naklejce numeru rejestracyjnego auta, to 100 Euro mandatu, plus opłaty manipulacyjne. Z biurokracją nie wygrasz. Tymczasem zdobycie nalepki to formalność – można ją otrzymać nawet wysyłkowo lub kupić m.in. w tamtejszych stacjach kontroli pojazdów za od 6 do ok. 20 Euro.

Litera "E" na końcu numeru rejestracyjnego informuje w Niemczech o tym, że chodzi o auto elektryczne. Z obowiązku nalepki ekologocznej nie zwalnia Foto: Auto Bild
Litera "E" na końcu numeru rejestracyjnego informuje w Niemczech o tym, że chodzi o auto elektryczne. Z obowiązku nalepki ekologocznej nie zwalnia

Trabant może dymić, za Teslę zapłacisz mandat

Pan Jakub pogodził się więc z nieplanowanym wydatkiem oraz z tym, że Niemcy bardzo poważnie podchodzą do kwestii ochrony powietrza w centrach miast. Do czasu... Kolejnego dnia przeżył jednak szok, widząc w tej samej okolicy, w której dostał karę za "nieuprawniony wjazd do strefy czystego transportu", zlot dziarsko dymiących dwusuwów z czasów DDR, któremu przyglądali się przedstawiciele tamtejszych służb porządkowych. O mandatach nie było mowy, mimo że żadne z aut nie miało "nalepki ekologicznej", bo przecież mieć nie mogło. Jak to możliwe? W Niemczech w wielu strefach czystego transportu obowiązują wyłączenia dla aut zabytkowych i historycznych, pod warunkiem że mają one odpowiednie tablice rejestracyjne. Trabant może dymić bezkarnie, Tesli bez odpowiedniej nalepki grozi mandat.