• Renault Twizy ciężko nazwać pełnoprawnym samochodem, bo w standardzie nie było nawet bocznych szyb i drzwi. ABS, ESP, ogrzewanie? Nie ten adres!
  • Christian Staffler kupił swoje pierwsze Twizy w 2012 r. i od tego czasu pokonał nim aż 100 tys. km. Chyba nawet samo Renault nie zakładało, że ktoś będzie tak często z niego korzystać
  • Staffler wciąż czerpie dużą frajdę z jazdy, ale przez ostatnie 10 lat wprowadził do jeździdełka sporo modyfikacji. Wiele rzeczy musiał też w nim naprawiać. Wszystko prezentuje na swoim kanale "TwizyChrisy" na YouTubie

Przejechać 100 tys. km Renault Twizy i wciąż je uwielbiać... To tak w ogólne można? 52-letni Christian Staffler kupił francuskiego "elektryka" w 2012 r. w Norymberdze i początkowo chciał go używać jako weekendowego auta rekreacyjnego. I słusznie, bo to przecież lifestyle'owa zabaweczka, a nie samochód z krwi i kości! Ku zaskoczeniu Stafflera Twizy szybko stało się jednak jego codziennym środkiem transportu, a nawet czymś więcej – pasją.

Christian Staffler przejechał Renault Twizy już 100 tys. km!

Jak mówi właściciel, nie przypuszczał, że francuskie jeździdełko zasilane prądem wytrzyma aż tyle. "Sam jestem zaskoczony, bo Renault Twizy zostało opracowane na Lazurowe Wybrzeże, na łączny dystans 20 tys. km. Nie wydaje mi się, żeby planowano, że będzie ciągle użytkowane na niemieckich drogach" – przekazał w wywiadzie udzielonym tygodnikowi "Auto Bild".

Przez 100 tys. km nie zdążyła znudzić mu się frajda z jazdy, jaką zapewnia niepozorny mikrus. Jako największą zaletę wymienia właśnie gokartowe wrażenia zza kierownicy, ale podoba mu się też nietypowy układ siedzeń 1+1 (pasażer za kierowcą). Jego żona nie może powiedzieć tego samego, bo jeździ Twizy w wersji cargo – zamiast pasażera może zabrać więcej przedmiotów. Oboje zaś ładują autka niemal wyłącznie energią wyprodukowaną przez panele fotowoltaiczne zainstalowane w ich domu.

Co popsuło się na tak długim dystansie? Wiele elementów odmawiało współpracy, poczynając od zaciętego pedału przyspieszenia, a kończąc na problemach z ładowaniem (i to jeszcze na gwarancji!). Mimo to miłość Stafflera do pociesznej namiastki samochodu nie słabła. Były sprzedawca sprzętu informatycznego szybko stał się mechanikiem amatorem i zaczął na własną rękę naprawiać i ulepszać swoje toczydełko.

"Sam naprawiam: Renault Twizy"

"Ponieważ mogę sam wykonywać naprawy, koszty utrzymuję na granicy" – przekazał "Auto Bildowi" Christian Staffler. Sam wymieniał w Twizy Klocki hamulcowe, łatał połamane błotniki czy naprawiał układ wentylacji akumulatora. Ale wprowadził też kilka innowacji, takich jak system audio z łącznością Bluetooth i siedzenie ze Smarta. Na tym jednak nie poprzestał i pewnego roku przerobił jedno ze swoich autek (Staffler jest fanatykiem modelu, więc ma całą flotę) na kabriolet.

Renault Twizy w wersji otwartej na świat Foto: YouTube / TwizyChrisy
Renault Twizy w wersji otwartej na świat

Wszystko to dokumentuje w formie filmików na swoim kanale "TwizyChrisy" na YouTubie. Opowiada o wrażeniach z codziennego użytkowania Renault Twizy, samodzielnych naprawach i wymianach części eksploatacyjnych, przydatnych patentach i planach na dalsze modyfikacje elektrycznego mikrusa z Francji.

Mówi, że to nie fizyka jądrowa i przy odrobinie chęci każdy będzie w stanie naprawić Twizy pod domem. Uprzedza jednak, że zabawkowe Renault naprawdę wymaga miłości i trzeba mu ją okazywać – najlepiej gruntownie sprawdzając auto raz do roku albo wprowadzając kolejne ulepszenia.

Wymęczone na długim dystansie autko Stafflera wciąż może pokonać na jednym ładowaniu do 70 km (w momencie premiery pojazd miał realny zasięg na poziomie 80 km, producent obiecywał zaś nawet 120 km). Youtuber chce jednak wymienić standardowy 6,1-kWh akumulator na taki o pojemności 10 kWh, aby zwiększyć rzeczywisty zasięg do 100 km. Ile to człowiek może zrobić i wybaczyć z miłości!

Nasze wrażenia z jazdy tą zabaweczką znajdziecie poniżej w archiwalnym odcinku "Aut bez ściemy".