• Czas niezbędny na doładowanie auta warto wykorzystać na przykład na zjedzenie obiadu
  • Mimo ubogiej sieci ładowarek podróż da się tak zaplanować, aby przejechać w ciągu dnia kilkaset kilometrów
  • Podczas jazdy w trasie Renault Zoe nie potrafi realnie oszacować zasięgu
  • Więcej takich tekstów znajdziesz na stronie głównej Onet.pl

Mam parę odkładanych spraw do załatwienia pod Białymstokiem, jak również w stolicy województwa podlaskiego. Decyduję się więc połączyć je z wizytą niedaleko Międzyrzeca Podlaskiego. Powstaje taka skromna pętelka o długości 530 km (ostatecznie wyszło dokładnie 548 km) – z dodatkowymi sprawami do załatwienia jest co robić przez cały dzień, nawet nie myśląc o ładowaniu samochodu elektrycznego. Da się użyć Renault Zoe – jakby nie było miejskiego auta – do takiego celu? Sprawę pogarsza temperatura około 0 st. C (konieczność ogrzewania) i padający czasem śnieg.

Na pewno nie można w podróż wyruszyć „z marszu”, licząc, że gdzieś uda się doładować samochód. To oczywiście możliwe, ale korzystając z gniazdka 230 V (będąc „w gościach”) podróż mogłaby się „trochę” przeciągnąć. Rozwiązaniem mógłby być „przenośny wallbox” podłączany do gniazda „siłowego” 32A – wtedy auto może ładować się z mocą nawet 22 kW, jesteśmy uniezależnieni od ładowarek publicznych i będzie taniej. Ale trzeba zadbać o źródło prądu – np. u kontrahentów, których odwiedzamy i czas by się wydłużył. Najłatwiej – mimo wszystko – skorzystać z publicznych ładowarek. Najbardziej rozpowszechniona jest sieć GreenWay, tam też właśnie szukamy prądu (inne opcje: stacje Lotos czy Orlen, ale punktów jest dużo mniej). Praktycznie wszystkie ładowarki wyposażone są w złącze Typ 2 oraz CCS (do szybszego ładowania prądem stałym). Testowe Zoe wyposażone jest w gniazdo CCS i może być ładowane z mocą 50 kW.