• Koncern Volkswagena stworzył sobie właśnie potężną wewnętrzną konkurencję
  • Leona posadowiono na przedłużonej płycie podłogowej Golfa
  • Spodziewajcie się niespodziewanego

Anglosaskie powiedzenie mówi, że krew jest gęstsza od wody – czyli że więzi rodzinne są silniejsze od przyjaźni. Mimo to pokrewieństwo nie chroni przed konfliktami. W naszym dogłębnym teście porównawczym walka toczy się na bandażowane pięści i żaden z kandydatów nie daruje swojemu kuzynowi choćby jednego punktu przewagi. A już na pewno nie dobrowolnie. W końcu ten pojedynek ma rozstrzygnąć dylemat, co tu będzie królować.

Nie chcemy tu długo rozwodzić się na temat designu, ale musimy jedną rzecz wyraźnie zaznaczyć: także w swoim ósmym wydaniu Golf pozostaje po prostu Golfem. Za to Leon wygląda kozacko. I z powodu bardziej dynamicznie wymodelowanego tyłu z unoszącą się linią okien udaje mu się jeszcze pogorszyć i tak nie najlepszą widoczność Golfa. Cyk, już jesteśmy w autach. Kierujemy wzrok do przodu. Leon ma bardzo nowocześnie wyglądający ośmiocalowy ekran w stylu tabletu.