- W tym samochodzie nowoczesne technologie sąsiadują z rozwiązaniami z przeszłości
- Wysoka masa pojazdu jest wyraźnie odczuwalna podczas jazdy po nierównej nawierzchni
- Cena samochodu, jaką trzeba zapłacić, redukuje jego wszelkie potencjalne zalety
- Volkswagen e-up! – ładowanie i zasięg
- Przeczytaj też:
- Volkswagen e-up! – auto i drogie, i tanie...
- Volkswagen e-up! – jak jeździ i dlaczego gorzej niż benzyniak?
- Przeczytaj też:
- Volkswagen e-up! – nie ma sensu, bo...
- Jak to było z tymi dopłatami?
- Volkswagen e-up! – ile kosztuje, a ile miał kosztować?
- Volkswagen e-up! – dane techniczne
Volkswagen e-up! zdecydowanie nie jest autem wybitnym – on jest poprawny. Mimo pewnych wad niemal na pewno cieszyłby się w Polsce powodzeniem, gdyby... Ale po kolei.
Volkswagen e-up! – ładowanie i zasięg
Volkswagen e-up! należy do tej kategorii „elektryków”, które nie sprawiają kłopotów z ładowaniem baterii. Wynika to wprost z niewielkiego zapotrzebowania na energię, umiarkowanej pojemności baterii no i specyfiki pojazdu, który co do zasady nie oddala się od domu właściciela na więcej niż kilkadziesiąt kilometrów.
Przeczytaj też:
Mając prywatny garaż, można sobie odpuścić nawet montaż wallboxa – wystarczy dobrze okablowane zwykłe gniazdko 230 V. Jeśli w ciągu dnia przejedziemy kilkadziesiąt kilometrów, przez noc samochód bez problemu zdąży się naładować, i to nawet w taniej strefie czasowej. W dalsze trasy, zwłaszcza z rodziną, i tak będziemy brać większy, benzynowy samochód, a w tej sytuacji być może ładowanie e-up!-a będzie konieczne co 3-4 dni. Jeśli dodać do tego prąd drożejący, ale w wersji „domowej” wciąż tańszy niż paliwa płynne, można przyjąć, że będziemy jeździć do pracy i po zakupy prawie za darmo. Kuszące?
Volkswagen e-up! – auto i drogie, i tanie...
VW e-up! jest maksymalnie „potaniony” produkcyjnie, co w przypadku niektórych potencjalnych klientów może wiązać się z pewnym rozczarowaniem. Oto bowiem wsiadamy do auta z nowoczesnym napędem elektrycznym, a uruchamiamy go... tradycyjnym kluczykiem wkładanym do tradycyjnej stacyjki. Ten kluczyk trzeba przekręcić, by włączyć napęd. Dalej: przełącznik trybów jazdy ma postać tradycyjnego lewarka przekładni automatycznej, co nie ma innego uzasadnienia niż to, że benzynowy VW up! tak ma i nikomu nie chciało się tego zmieniać, szkoda było pieniędzy na rysownika, który miałby zaprojektować nowoczesny przełącznik. Mamy tu tradycyjną, mechaniczną dźwignię hamulca ręcznego. Wszystko we wnętrzu wygląda jak w wersji benzynowej 2-krotnie albo i jeszcze tańszej – przyzwoicie, ale skromnie. Tylne szybki nie są opuszczane, można je uchylić. Oznacza to, że napęd elektryczny, a tak naprawdę bateria, wart jest więcej niż cały up! w najdroższej wersji benzynowej. No tak – ale przecież państwo dopłaca do e-mobilności, więc, ten dodatkowy koszt powinien być w dużym stopniu zrekompensowany. Bo o to, że 100 tys. zł do zapłaty za autko segmentu A to w Polsce kwota „księżycowa”, chyba nie będziemy się spierać, prawda?
Dalszy ciąg artykułu pod materiałem wideoVolkswagen e-up! – jak jeździ i dlaczego gorzej niż benzyniak?
Przeczytaj też:
- Volkswagen T-Cross 1.5 TSI - jeszcze nie SUV
- Golf wreszcie kontrowersyjny!
- Volkswagen Passat Variant R-Line Edition - czy warto wydać ponad 260 tys. zł?
Jeśli chodzi o działanie napędu, to Volkswagen e-up! zachowuje się wzorcowo: przyspiesza płynnie, od „samego dołu” i nawet, jeśli włączymy tryb Eco (gorsze osiągi, wydłużony zasięg) albo Eco+ (jeszcze gorsze osiągi i jeszcze lepszy zasięg), to... niczego nie brakuje. Wysoka rekuperacja (w trybie „B”) uruchamiananbsp;automatycznie przy odjęciu gazu powoduje, że w mieście jeździ się w praktyce bez używania hamulców zasadniczych i oszczędnie. Jednocześnie jazda z prędkością 120 km/h po obwodnicy nie stanowi najmniejszego (no... może poza stabilnością auta) problemu. Tylko ta masa... To, że auto waży dużo więcej niż benzynowy odpowiednik i że 150-200 kg to jest różnica istotna dla auta tej wielkości, zauważymy na ciasnych, nawet niezbyt szybko pokonywanych zakrętach, a także na wszelkich nierównościach, w szczególności na garbach, przez które trzeba przejeżdżać powolutku, by nie otrzeć się o nie osłonami podwozia. Model e-up! jest mały, a rozbujany niczym krążownik na oceanie, i to odróżnia go od wersji benzynowej na niekorzyść.
Trzeba się do tego przyzwyczaić, trochę zwolnić, a w nagrodę nie trzeba rozglądać się za panami z suszarkami w rękach. Przestrzeganie ograniczeń prędkości podczas jazdy małym elektrycznym Volkswagenem przychodzi z łatwością. Co do zasięgu, to bez problemu da się przejechać na jednym ładowaniu 200 km w mieszanym trybie (producent podaje 251 km), momentami oszczędzając, a momentami psując prąd ostrym hamowaniem czy jazdą po ekspresówce. Ogólne wrażenie jednak jest takie, że jest to samochód zaadaptowany do jazdy na prądzie, a nie zaprojektowany od podstaw elektryk, niestety.
Volkswagen e-up! – nie ma sensu, bo...
…wprawdzie można znaleźć dla niego sensowne zastosowanie, ale jednak jest to małe 4-osobowe auto z minibagażnikiem, w którym zmieszczą się zaledwie średnie zakupy albo średnia skrzynka jabłek, a kosztuje... 100 tysięcy złotych! Oj, nie tak to miało wyglądać! To nie jest oczywiście wina VW, że (wszyscy) importerzy aut zostali oszukani przez rząd, ale fakt jest faktem że auta na prąd są drogie, a ich ceny skalkulowano pod dopłaty, które są i nie ma ich jednocześnie... Jeździłbym e-up!-em np. do pracy, korzystając z prawa do jazdy buspasami, ale przecież nie za te pieniądze!
Jak to było z tymi dopłatami?
Przypomnijmy, że było tak: mniej więcej 1,5 roku temu rząd ogłosił wspieranie zakupów samochodów elektrycznych – plus od „suwerena”, który wie, że jak rząd obieca że da, to da. I rzeczywiście, nie od razu, nie za szybko, ale już w listopadzie 2019 roku weszło w życie rozporządzenie mówiące, że zakupy aut o wartości do 125 tys. zł będą dotowane w wysokości 30 proc., nie więcej niż 37,5 tys. zł. Rząd obiecał, rząd dał – rozporządzenie weszło w życie – rząd „zaplusował” ponownie. Niestety, aby dostać pieniądze, trzeba złożyć wniosek o dopłatę, a żeby złożyć wniosek, musi być ogłoszony nabór wniosków. Nabór w wniosków o dopłaty do aut na prąd nigdy nie został ogłoszony, państwo nie wydało na ten projekt ani złotówki (pomijając koszty konsultacji, rozporządzeń, analiz, itp.). Za to w połowie stycznia (tak – jeszcze przed koronawirusem!) pojawiły się wypowiedzi przedstawicieli Ministerstwa Klimatu, że te dopłaty trochę za wysokie, że te auta to „zabawki dla bogatych”, może warto te dopłaty obciąć o połowę... Obecnie problemu już nie ma, pretekst, by nie było żadnych dopłat, jest oczywisty.
Volkswagen e-up! – ile kosztuje, a ile miał kosztować?
Tak więc nasz Volkswagen, który kosztuje (prezentowany egzemplarz) 108 tys. zł, miał realnie kosztować osobę fizyczną o 32 tys. zł mniej – ok. 76 tys. zł. Drogo, ale – jak powiedziano – takie auto może się w domu przydać, by nie jeździć, gdy nie trzeba, dużym benzyniakiem czy dieslem. Gdy mały miejski samochodzik kosztuje 108 tys. zł, staje się jednak ofertą dla wąskiego grona wyznawców „zielonej” motoryzacji, która w Polsce i tak jest „czarna”, a nawet „brunatna”... A wyznawcy, którzy mają pieniądze, raczej wybiorą coś większego, bardziej modnego, prawda?
Volkswagen e-up! – dane techniczne
Silnik | elektryczny |
Moc | 83 KM przy2800-12 000 obr./min |
Moment obrotowy | 210 Nm przy2800 obr./min. |
Skrzynia biegów i napęd | 1-biegowy, na przód |
Prędkość maksymalna | 130 km/h |
Przyspieszenie 0-100 km/h | 11,9 s |
Średnie zużycie energii | 14,8 kWh/100 km |
Masa własna min. | 1235 kg |
Cena | od 96 290 zł, cena testowego egzemplarza 108 220 zł |