- Francuzi zrozumieli, że samochody elektryczne są za drogie dla przeciętnego klienta, dlatego zupełnie zmienili założenia podczas projektowania auta
- Citroen Oli jest odchudzony do granic możliwości, dzięki czemu nie potrzebuje ciężkiego i drogiego akumulatora. Zużywa tylko 10 kWh prądu na 100 km!
- Niestety, Citroen Oli nie trafi do produkcji, ale wiele przedstawionych w nim rozwiązań już niebawem pojawi się w autach seryjnych
- Więcej takich tekstów znajdziesz na stronie głównej Onetu
Pierwszy raz byłem na pokazie auta koncepcyjnego, z którym producent nie obchodził się jak z jajkiem. Do Citroena Oli (tak – Artur ma McLarena, więc Ola dostanie Citroena) nie tylko dało się wsiąść, ale można też było na niego wejść. To dlatego, że maska, dach i "paka" to w tym aucie specjalne platformy wykonane z pochodzącej z recyklingu tektury falistej, wzmocnionej włóknem szklanym. Ale to niejedyne zaskoczenie w tym samochodzie.
Citroen Oli krzyczy: "mniej znaczy więcej"
Zacznijmy od tego, jak ten samochód wygląda. Proste formy, zupełnie jak w Tesli Cybertruck albo samochodzikach złożonych z klocków Lego, układają się w coś bez reszty galaktycznego. Patrząc na Citroena Oli z daleka, można mieć wątpliwości, w którą stronę jedzie – przód ma tutaj nietypową pionową szybę, a tył delikatnie opada.
Vincent Cobee, szef francuskiej marki, tłumaczył podczas prezentacji, że tak ustawiona szyba czołowa pozwala efektywniej zarządzać temperaturą we wnętrzu, bo kabina nie nagrzewa i nie wychładza się tak łatwo, jak w samochodach z pochyloną taflą szkła. Co więcej, dzięki temu przednie drzwi są identyczne po obu stronach, więc są tańsze i łatwiejsze w produkcji (podobnie jak wymienne zderzaki z przodu i z tyłu). Innowacją są też hybrydowe felgi stalowo-aluminiowe – lżejsze o 6 kg od kół stalowych i wciąż tańsze niż obręcze aluminiowe.
Nie chcę jednak myśleć, jaki współczynnik oporu aerodynamicznego ma tak toporna sylwetka... Zdaniem przedstawicieli Citroena to nie problem, bo Oli nie został stworzony z myślą o pędzeniu po autostradach. Może rozwinąć zaledwie 110 km/h, więc raczej rzadko będzie musiał "przepychać" powietrze przy wyższych prędkościach.
Dalsza część tekstu pod materiałem wideo:
Citroen Oli uderza w inne "elektryki"
Kolejne zaskoczenie? Chociaż samochód wygląda masywnie niczym wojskowy Humvee i ma ciężki przecież napęd elektryczny, waży zaledwie... tonę! Dzięki redukcji masy Francuzi mogli zastosować w Citroenie Oli mikry akumulator o pojemności 40 kWh i mimo to zapewnić mu zasięg na poziomie 400 km. Lekki crossover potrzebuje więc tylko 10 kWh na przejechanie 100 km. Nieźle!
Laurence Hansen, szefowa działu produktu w Citroenie, twierdzi, że Oli wychodzi z błędnego koła, w którym tkwią inne auta elektryczne. – Zapewnienie większego zasięgu na prądzie wymaga większego akumulatora. Dodanie kolejnych technologii wymaga większej mocy, a to także oznacza większą baterię. Wszystko to zwiększa wagę, złożoność i koszt, a im więcej waży pojazd, tym mniejsza jest jego wydajność – mówiła w Paryżu.
To dlatego Oli, tak jak Citroen Ami, nie ma własnych głośników (ale jest miejsce na głośniki Bluetooth) ani ciężkich i wymagających poprowadzenia wielu kabli ekranów (jest za to stacja dokująca do smartfonów), a ażurowe fotele i kanapa zostały wydrukowane w 3D z Elastolanu opracowanego przez firmę BASF. O dziwo, dzięki poliestrowym poduszkom siedzi się w nich całkiem wygodnie, choć nie wiem, co powiedziałbym po dłuższej trasie. No i można poddać je ponownemu recyklingowi, podobnie jak niemal cały samochód!
Citroen Oli – "elektryk" w cenie spalinówki?
Niskie zużycie prądu zwiastuje niskie koszty eksploatacji. Swoje trzy grosze dorzucił do tego też GoodYear, oblekając koła Oli koncepcyjnymi oponami Eagle GO wykonanymi z kauczuku, olejów słonecznikowych, popiołu z łusek ryżu i żywicy sosnowej, które mają wystarczyć aż na pół miliona kilometrów (sic!). W ich cyklu życia wystarczy tylko dwa razy odnowić bieżnik o głębokości 11 mm.
To zresztą wpisuje się w jeden z punktów spektakularnego francuskiego manifestu. Citroen Oli chce "zdemokratyzować auta elektryczne", czyli uczynić je bardziej dostępnymi. Miałoby to być możliwe właśnie dzięki zmniejszeniu kosztów produkcji i wagi samochodu, a co za tym idzie braku konieczności montażu ciężkiego i drogiego akumulatora.
Vincent Cobee, zapytany przy stole o przystępną zdaniem Citroena cenę, powiedział, że auto produkcyjne zbudowane według tych założeń znalazłoby się gdzieś w pierwszej połowie skali rozciągniętej od średniej ceny transakcyjnej samochodu spalinowego (25 tys. euro) do średniej ceny transakcyjnej auta elektrycznego (ok. 45 tys. euro) w Europie.
Niestety, Citroen Oli jest tylko autem koncepcyjnym, które pokazuje kierunek marki na najbliższe lata – część zaprezentowanych w nim rozwiązań zadebiutuje na rynku w najbliższych miesiącach, a część być może dopiero za pięć lat. Ktoś jednak w końcu zrozumiał, że to wszystko staje się dla nas za drogie i za to należy krzyknąć Francuzom: chapeau bas!