• Dwóch niemieckich fanów piłki ręcznej przyjechało do Polski Teslą Model Y i niemal od samego początku mieli problemy związane z użytkowaniem auta elektrycznego
  • Podczas zimowej aury zasięg auta drastycznie spadł w porównaniu z deklarowanym zasięgiem, co znacząco wydłużyło czas podróży
  • Samochód okazał się niespodziewanie awaryjny, a czarę goryczy przelały wysokie koszty użytkowania elektrycznego samochodu
  • Więcej takich tekstów znajdziesz na stronie głównej Onet.pl

Wielu miłośników samochodów elektrycznych przekonuje, że ten rodzaj napędu jest już w pełni funkcjonalny i że nawet przy obecnej infrastrukturze w Polsce, nie mówiąc o tej dostępnej na zachodzie Europy, auta elektryczne w zupełności mogą zastąpić pojazdy z tradycyjnym napędem — także na dalekich trasach. Nie ulega wątpliwości, że z czasem będziemy musieli przestawić się na te "ekologiczne" konstrukcje, bo od 2035 r. w Europie będzie można sprzedawać wyłącznie samochody zeroemisyjne.

Dalsza część tekstu pod materiałem wideo

Tesla zamiast auta spalinowego — czy coś mogło pójść nie tak?

Pewien niemiecki czytelnik "Berliner Zeitung", Anton V., już teraz miał okazję sprawdzić, czy zapewnienia producentów aut elektrycznych i ich miłośników mają odzwierciedlenie w rzeczywistości. Wszystko zaczęło się od planu wyjazdu na odbywające się w Polsce mistrzostwa świata w piłce ręcznej, na które Anton wraz ze swoim kolegą chcieli dotrzeć autem, ponieważ mecze odbywały się w Katowicach i w Krakowie, co wiązało się z koniecznością przemieszczania się pomiędzy tymi dwoma miastami.

Chociaż mężczyźni w jednej z wypożyczalni samochodów zarezerwowali spalinowego Volkswagena, to ze względu na zły stan opon zimowych zmuszeni byli wybrać się w ok. 800-kilometrową podróż Teslą Model Y. Anton, który opisał dla "Berliner Zeitung" swoje doświadczenia z elektryczną Teslą, już na wstępie obawiał się zbyt małej pojemności akumulatorów przy niskiej temperaturze powietrza. Z racji braku alternatywy i podbudowany możliwością bezpłatnego ładowania baterii na stacjach Tesli mężczyzna wyruszył w podróż do Polski.

Anton i jego kolega nie mieli wyjścia i wsiedli do wypożyczonej Tesli, aby zdążyć na mecz Katar — Holandia, który odbywał się w Katowicach o godz. 15.30. Do przejechania z Hanoweru do Katowic było ok. 800 km, ale przy teoretycznym zasięgu Modelu Y wynoszącym niemal 520 km, nie powinno być problemu z dotarciem na czas, i to nawet biorąc pod uwagę konieczność naładowania baterii. W zaplanowaniu trasy pomogła specjalna funkcja, która wskazała na mapie wszystkie stacje ładowania Tesli.

Ładowanie przyczyną spóźnienia — zimą zasięg Tesli spadł o ok. 50 proc.

Chociaż dwaj niemieccy kibice poruszali się z prędkością 120-130 km/h, na stację ładowania musieli zjechać już po pokonaniu zaledwie 250 km (zamiast deklarowanych ok. 520 km), bo poziom naładowania baterii spadł do 10 proc. Samo ładowanie zajęło aż 50 minut. Później kibice musieli zatrzymać się ponownie, aby uzupełnić poziom energii. W efekcie do celu dotarli po niemal 11 godzinach, z czego 2,5 godziny zajęło ładowanie auta. To oznaczało, że kibice nie zdołali dotrzeć na pierwszy mecz, który chcieli zobaczyć na żywo.

Później pojawiły się dodatkowe problemy z samym użytkowaniem auta. Anton i jego kolega zobaczyli komunikat, który zmusił ich do kontaktu z wypożyczalnią. Wszystko dlatego, że Tesla zgłosiła potrzebę wprowadzenia w aplikacji metody płatności, a to mógł zrobić jedynie właściciel pojazdu. Koniec końców dwaj niemieccy kibice zostali zmuszeni do korzystania z dużo wolniejszych, a do tego płatnych ładowarek.

Tesla Model Y zrobiła złe wrażenie także od strony użytkowej. Podczas jazdy autostradą elektryczny samochód bez żadnego uzasadnienia zaczął sam hamować. Jak zauważył niemiecki kibic, przy prędkości 120 km/h takie niezamierzone hamowanie było bardzo niebezpieczne. Co więcej, już podczas podróży powrotnej w aucie przestało działać ogrzewanie, co przy temperaturze na zewnątrz wynoszącej -2 st. C było mało przyjemne.

Podsumowując swoje doświadczenia z elektryczną Teslą Model Y, Anton stwierdził, że tego typu pojazdy mogą być dobre dla osób, które jeżdżą wyłącznie po mieście lub mają dom i własną ładowarkę. Na dłuższych trasach, szczególnie zimą, w ocenie czytelnika "Berliner Zeitung" pojazdy elektryczne są nie do przyjęcia i nie mogą konkurować z dieslami czy nawet wersjami benzynowymi. Do tego dochodzi jeszcze aspekt finansowy — niemal 50 euro wydane na stacji ładowania pozwoliło pokonać zaledwie 250 km. W przypadku tradycyjnego napędu Anton zajechałby dwa razy dalej.

Ładowanie formularza...