- Rząd planuje wprowadzić wyższe dopłaty do zakupu zarówno nowych, jak i używanych samochodów elektrycznych
- Badanie fundacji EV Klub Polska pokazuje, że ponad połowa Polaków może wydać na używanego elektryka maksymalnie 50 tys. zł
- Prezes fundacji wskazuje, że dopłaty do pojazdów elektrycznych "z drugiej ręki" są konieczne, pod warunkiem wprowadzenia kryterium maksymalnego wieku, poziomu degradacji baterii i przebiegu
Ok. 1,6 mld zł ma trafić do sektora elektromobilności w postaci dopłat. To plan administracji centralnej, który ma zwiększyć zainteresowanie Polaków samochodami elektrycznymi. Pomimo wciąż działającego programu "Mój elektryk" może okazać się, że zwiększenie kwoty subsydiów przyniesie efekt pozytywny z punktu widzenia konieczności ograniczania emisji CO2.
Dalsza część tekstu pod materiałem wideo:
Dalszy ciąg artykułu pod materiałem wideoNowy program dopłat ma objąć również używane auta elektryczne
Największą zmianą w stosunku do programu "Mój elektryk" ma być objęcie dopłatami nie tylko samochodów nowych, lecz także używanych. Piotr Ziółkowski, wiceprezes Fundacji EV Klub Polska, przypomina, że "takie dopłaty są lub były dostępne zarówno w państwach Europy Zachodniej (np. w Niemczech, Francji czy Niderlandach), jak i w krajach regionu CEE (na Litwie)", tymczasem tego typu rozwiązań próżno jak na razie szukać w Polsce.
W ocenie Ziółkowskiego sytuacja jest o tyle dziwna, że w naszym kraju większość pojazdów poruszających się po drogach pochodzi "z drugiej ręki". W efekcie liczba rejestracji pojazdów elektrycznych jest na niskim poziomie, bo wielu Polaków zwyczajnie nie stać na auta zeroemisyjne — te, które są kupowane, w ok. 90 proc. nabywane są przez firmy.
Większość Polaków może przeznaczyć do 50 tys. zł na używanego elektryka
Aby ocenić sytuację na polskim rynku, EV Klub Polska przeprowadziła "Wielkie badanie opinii użytkowników samochodów elektrycznych w Polsce 2023 – EV1000". Uzyskane wyniki pokazały, że dla 57 proc. ankietowanych górną granicą budżetu, który mogliby przeznaczyć na zakup używanego auta elektrycznego, to 50 tys. zł. Tylko co dziesiąta osoba przyznała, że na pojazd zeroemisyjny "z drugiej ręki" mogłaby przeznaczyć 100 tys. zł.
- Przeczytaj także: Toyota testuje nowy rodzaj benzyny. Można ją tankować nawet do obecnie używanych aut
Badanie jasno wskazuje na przyczynę, dla której w Polsce sprzedaż samochodów elektrycznych jest stosunkowo niska. Średnia cena nowego elektryka kupowanego w naszym kraju przekracza 250 tys. zł. Oczywiście trzeba dodać, że są modele, za które zapłacimy ok. 170 tys. zł czy nawet jeszcze mniej, ale nie zmienia to faktu, że praktycznie żaden samochód elektryczny ceną nie zbliża się nawet do wyższej z kwot zadeklarowanych przez ankietowanych.
Sprowadzamy więcej aut używanych. To nie dotyczy modeli elektrycznych
EV Klub Polska przypomina, że Polacy najczęściej wybierają egzemplarze z rynku wtórnego. Tylko w ciągu pierwszych czterech miesięcy br. zarejestrowano ok. 296 tys. aut sprowadzonych z zagranicy. Dla porównania, nowych samochodów zarejestrowano 183 tys. Tymczasem w przypadku modeli elektrycznych stosunek nowych i używanych pojazdów jest odwrotny — większość aut to nowe egzemplarze, podczas gdy udział aut importowanych w okresie od stycznia do kwietnia br. wyniósł jedynie 23 proc.
- Polacy kupują przede wszystkim samochody używane. Nie dlatego, że je szczególnie lubią, tylko ze względów ekonomicznych. Jeżeli więc chcemy, aby transport w Polsce był coraz bardziej ekologiczny, a wśród sprowadzanych do naszego kraju pojazdów używanych znalazło się zdecydowanie więcej aut zeroemisyjnych, dopłaty do EV „z drugiej ręki” są absolutnie niezbędne" – mówi Łukasz Lewandowski, prezes Fundacji EV Klub Polska i dodaje: "Na pewno nie chcielibyśmy dopłacać do pojazdów starych lub wyeksploatowanych. Konieczne jest zatem wprowadzenie kryterium maksymalnego wieku dotowanego pojazdu (nie więcej niż 4 lata), kryterium maksymalnego poziomu degradacji baterii (np. do 90%) i oczywiście kryterium przebiegu (np. do 50 tys. km)".