- NesoBus to polski autobus wodorowy. Jego nazwa bierze się od pierwszych liter "Nie Emituje Spalin, Oczyszcza (powietrze)"
- Pojazd będzie w pełni produkowany w Polsce i został zaprojektowany przez polskich konstruktorów
- Podczas testów w Warszawie wychwyciłem wady i zalety NesoBusa, porozmawiałem też z pasażerami i kierowcą
- Więcej podobnych wiadomości znajdziesz na stronie głównej Onetu
Ten autobus ma być dumą i powiewem nowoczesności w Polsce, bo o ile pojazdy elektryczne już spowszedniały, to napęd wodorowy jest jeszcze na wczesnym etapie rozwoju. Infrastruktura jest bardzo słabo rozwinięta, a liczba pojazdów napędzanych tym paliwem — niewielka. To jednak nie przeszkodziło Grupie Polsat Plus stworzyć autobus na wodór. Przeszedł on testy homologacyjne i mógł zostać zarejestrowany, jednak najtrudniejsza próba zaczęła się teraz. To po prostu wożenie ludzi. Postanowiłem więc przeprowadzić nietypowy test i zostałem pasażerem tego autobusu.
- Przeczytaj także: Siedziałem w polskim autobusie wodorowym. NesoBus jeździ i zaraz będzie mieć fabrykę
NesoBus pierwszy raz w terenie
Warto tu podkreślić, że nie było to moje pierwsze spotkanie z tym pojazdem. Widziałem go już na oficjalnej premierze pod koniec maja br. Wtedy jednak stał on pod dachem i był oczywiście specjalnie przygotowany na tę uroczystość. Teraz po prostu czekał na swój kurs na przystanku na Powiślu. Jak podał Urząd Miasta, do 8 listopada NesoBus będzie kursował na linii 106, a od 9 do 15 listopada na linii 178 (z wyjątkiem 11 listopada).
Po wejściu do NesoBusa mamy wrażenie nowoczesności — w środku jest dużo ekranów, bezprzewodowe ładowarki, podłoga wyglądająca jak drewniana, a także białe fotele. To zdecydowanie ten sam egzemplarz, który był prezentowany podczas premiery.
Ze względu na testy ekrany wyświetlały tylko reklamy autobusu, nie było w nim informacji podobnych z innych pojazdów jeżdżących po Warszawie. Rozpiska przystanków była zwykłą dyktą, znaną z Ikarusów i innych starych autobusów. Podkreślam jednak, że to testy i nie można tego uznać za wadę. Z tego względu NesoBus również nie jest w żółto-czerwonych barwach, charakterystycznych dla stołecznego taboru. No dobrze, ale wygląd to jedna rzecz, a komfort jazdy druga. Jak się jechało?
Pasażerowie byli zauroczeni
Na wstępie doszło do... awarii. Kierowca nie mógł zamknąć ostatnich drzwi autobusu, próbował na różne sposoby, ale się nie udawało. W końcu po krótkiej rozmowie przez telefon przestawił coś przy felernych drzwiach i zaczęły one działać. Z tyłu autobusu jeden z pasażerów tylko powiedział kierowcy, że dopiero teraz "dostały prądu". Po dwóch minutach od tej sytuacji odjechaliśmy, a drzwi już działały normalnie. Cóż, takie uroki nowego autobusu. Po to właśnie są testy. Niestety to też spowodowało spore opóźnienie linii 106 względem rozkładu.
Przemierzając trasę, zdawało się, że opóźnienie zupełnie nie przeszkadza pasażerom, którzy w znakomitej większości byli zainteresowani autobusem, który po nich przyjechał. Zarówno dzieci, młodzież, jak i starsze osoby rozglądały się i rozmawiały między sobą o tym, jaki jest NesoBus. Często też było słychać słowo "wodorowy" wypowiadane w sposób sugerujący, że jest to coś nowego i imponującego.
Linia 106 była dość mocno oblegana, poniekąd przez spóźnienie autobusu i dzięki temu można było zobaczyć, że autobus jest dość dobrze przemyślany. NesoBus ma 12 metrów długości, a mimo tego bez problemu do środka zmieściły się trzy wózki dziecięce. Gdyby wózków nie było, w tej samej przestrzeni można usiąść, dzięki składanym fotelom, a jeśli ktoś wołałby stać, to złożone fotele tworzą przyjemne oparcie. Fotele także były miękkie i komfortowe. Jest to jednak aspekt bardzo indywidualny, ponieważ podczas zamawiania autobusu kupujący może wybrać rodzaj foteli i tworzywo, z którego mają być wykonane.
Jedno rozwiązanie nie bardzo nadaje się do autobusu miejskiego
Kiedy autobus jechał, uciąłem sobie krótką pogawędkę z dwiema starszymi osobami, którym opisywałem działanie autobusu i funkcji, takich jak m.in. indukcyjna ładowarka do telefonu. Robiło to duże wrażenie na pasażerach. Ładowarką zainteresowane były również dzieci. To zdecydowanie nowoczesne rozwiązanie, choć według mnie nienadające się do autobusu miejskiego i moją opinię mogę poprzeć dobrymi argumentami.
Po pierwsze, telefon odkładany jest w kieszeń, która nie jest w żaden sposób zabezpieczona. To znaczy, że każdy może ten telefon wyjąć. Wystarczy więc chwila nieuwagi, a kieszonkowiec bardzo łatwo może smartfona ukraść. Tym bardziej że ładowarka jest umieszczona w taki sposób, że człowiek chcący się złapać poręczy, może trafić dłonią właśnie w ładowarkę.
Drugą sprawą jest to, że ładowarka chyba nie do końca działa. Dzieci próbujące ładować tam iPhone’a mocno się trudziły, by telefon "załapał" i zaczął się ładować, a mimo tego i tak po chwili przestawał. Być może to wina samego telefonu, choć trzeba się temu przyjrzeć. Trzecią kwestią jest to, że tak odłożony telefon łatwo zapomnieć przy wysiadaniu. Brawa jednak należą się za to, że ktoś próbuje nowoczesną technologię wprowadzić do komunikacji miejskiej.
Autobus ma także podobno sieć wi-fi, ale nie udało mi się jej znaleźć w długiej liście dostępnych hotspotów. Podejrzewam, że w jego nazwie było MZA. Takie wi-fi czasem się pojawiało, jednak jego zasięg był dość słaby w miejscu, gdzie siedziałem, czyli na środku autobusu.
- Przeczytaj także: Izera ma już wybraną platformę? Szczegóły poznamy jeszcze w listopadzie
To normalny autobus
Podróż NesoBusem była jak jazda każdym innym autobusem miejskim. Zawieszenie działało podobnie, więc i komfort był podobny. To dobrze, polski produkt jest na porównywalnym poziomie, co konkurencyjne pojazdy.
Po zakończeniu mojej przejażdżki porozmawiałem jeszcze chwilę z kierowcą wodorowego autobusu. Dla niego jazda tym pojazdem jest jak każdym innym, a zasięgu, który wynosi około 400 km, wystarczy, by jeździć cały dzień. Dowiedziałem się również, że autobus jest tankowany z cysterny podstawionej na zajezdni obsługującej NesoBusa.
Z perspektywy pasażera to autobus, który ma dowieźć go z punktu A do punktu B. Pojazd nie różni się niczym poza nowinkami technicznymi i napędem. Ponadto nie wiedząc, że jest to pojazd wodorowy, zdecydowana większość podróżujących na pewno uznałaby, że jest on elektryczny. I chyba o to w tym chodzi — autobus ma zapewniać komfortowy transport i to właśnie robi NesoBus. To może być przyszłość transportu publicznego, o ile bariery finansowe, technologiczne (związane z wydobyciem wodoru) i logistyczne zostaną rozwiązane. Bo motoryzacja jest już na ten rodzaj paliwa gotowa.