- W Niemczech coraz więcej aut ma zmanipulowaną przeszłość
- Nie ma, jak na razie, centralnej bazy z przebiegami pojazdów
- Część aut importowanych z Niemiec ma licznik cofany dwa razy: najpierw na miejscu, potem w Polsce
- Więcej takich tekstów znajdziesz na stronie głównej Onet.pl
Pan Marijan Böhlein lubi sportowe auta i szybką jazdę. A że mieszka w Niemczech, to odwiedza m.in. Zielone Piekło, czyli słynną Pętlę Północną Nürburgringu. Traf jednak chciał, że pod koniec października podczas jednego z przejazdów wypadł swoim BMW M4 z trasy i zaliczył bliskie spotkanie z barierami.
Uszkodzenia na pierwszy rzut oka nie wyglądały na poważne, ale gdy po kilku dniach autem zajął się rzeczoznawca ubezpieczyciela, wyrok mógł być tylko jeden – szkoda całkowita. Koszt części potrzebnych do naprawy uszkodzonego BMW oszacowano na 35 tys. euro, zaś całkowity koszt naprawy, po doliczeniu robocizny, miał sięgnąć 42 tys. euro. Drogo? Drogo, także dlatego, że w aucie odpaliły poduszki powietrzne, a to nie są – zwłaszcza w niemieckim serwisie BMW – tanie rzeczy.
BMW M4 trafiło więc na internetowy portal aukcyjny dla firm skupujących uszkodzone i rozbite samochody. Jak się miało potem okazać, wrak wylicytowała firma z Duisburga i zapłaciła za niego pokaźne 28 tys. euro. Potem na parę miesięcy ślad po aucie ginie. Aż do chwili, gdy pan Marijan, przeglądając ogłoszenia, trafia na egzemplarz bardzo podobny do swojego.
Ten sam rocznik, podobny przebieg, ten sam efektowny lakier Yas Marina Blue, to samo jasne skórzane wnętrze. No to telefon w dłoń i wspólnie dzwonimy do sprzedawcy. Ten twierdzi, że auto przypłynęło z USA i ma na koncie jedynie niewielką szkodę, co akurat jest prawdą, bo pan Marijan sprowadził swoje auto właśnie z Ameryki. Był to tzw. egzemplarz pokradzieżowy, dość powierzchownie uszkodzony (właściciel dysponuje zdjęciami i pełnym raportem Carfaxu), ale na temat „dzwona” z października 2020 r. i późniejszej szkody całkowitej sprzedawca nawet się nie zająknął.
No to drążymy: czy poza próbą kradzieży w USA auto miało jeszcze jakieś przygody? Bo jest ładne i chcielibyśmy je kupić, a i cena (39 990 euro) okazuje się stosunkowo atrakcyjna. Auto nie miało poza tym żadnych szkód. Jest bezwypadkowe.
Auta z Niemiec: Szkoda? Jaka szkoda?
Jedziemy na miejsce. Auto stoi na placu, ale trochę schowane w kącie i… podobno już zadatkowane. Akurat chwilę przed naszym przyjazdem ktoś zdążył wpłacić pieniądze. Tak, z pewnością. Mówimy więc, że mamy ze sobą czerwone tablice (w Niemczech przysługują m.in. komisom oraz firmom działającym w branży motoryzacyjnej i są wykorzystywane do wykonywania jazd próbnych w przypadku aut, które zostały wyrejestrowane) i że jeśli wszystko będzie OK, to jesteśmy zainteresowani.
Nagle się okazuje, że auto jednak może być dostępne. Czy BMW miało jakieś szkody? Sprzedawca powtarza historię o USA, ale o „dzwonie” na torze nadal milczy. Tymczasem mamy już pewność, że to były egzemplarz pana Marijana – zgadza się numer vin. I dzielimy się tą zaskakującą informacją z handlarzem. Kupiłem go w takim stanie. Nic nie wiem o żadnych wypadkach. Kurtyna.
Oglądamy jeszcze auto z bliska. Na desce pali się lampka ostrzegawcza (airbagi? napinacze?), w bagażniku walają się połamane plastiki. Cóż, jeśli ktoś kupił auto za 28 tys. euro, a teraz sprzedaje za 39 900 i jeszcze jest gotów zejść z ceny (warunek – BMW zostanie sprzedane z rzekomo uszkodzonym silnikiem, co w zamyśle zwolni sprzedawcę z odpowiedzialności za inne usterki/wady ukryte!), to naprawa musiała zostać odwalona najniższym możliwym kosztem. Być może nawet nie w Niemczech, tylko gdzieś, gdzie było taniej (Polska? Litwa? Czechy?).
A wspominamy o tym wszystkim dlatego, że w Niemczech coraz łatwiej natknąć się na samochód obarczony poważną wadą. I dotyczy to nie tylko przysłowiowego „Turka na placu”, lecz także bardziej „ekskluzywnych” komisów, oferujących samochody w wyższych cenach. Plagą jest także kręcenie liczników – z naszej polskiej perspektywy to o tyle zła wiadomość, że handlarz kupuje już w Niemczech auto z oszukanym przebiegiem, a potem dokłada jeszcze coś od siebie. Efekt jest taki, że coraz większa liczba aut dostępnych w Polsce ma licznik skręcony dwukrotnie: raz za Odrą, raz już u nas. Oczywiście, jeszcze przed pierwszym badaniem technicznym, podczas którego odczyt z licznika trafi do bazy CEP.
Auta z Niemiec: tam też kręcą liczniki!
Według niemieckich ekspertów nawet 1/3 pojazdów na tamtejszym rynku wtórnym może mieć cofnięty przebieg! Szacowane szkody dla nabywców, wynikające z nieuzasadnionego zawyżenia ceny, sięgają 6-7 mld euro rocznie. Według niemieckich ekspertów wartość samochodu była średnio zawyżana o 3 tys. euro. Niemiecki automobilklub od lat postuluje wprowadzenie zmian, zarówno w przepisach, jak i w stosowanych przez producentów rozwiązaniach, które ukróciłyby ten nielegalny proceder. W dzisiejszych czasach, z punktu widzenia techniki, to nie powinien być żaden problem.
Ciekawych danych dostarcza firma Carly, specjalizująca się w aplikacjach diagnostycznych, za pomocą których można nie tylko sprawdzić parametry auta czy też odczytać kody błędów zapisane w sterownikach. Carly dostarcza też moduły służące do weryfikacji przebiegu wyświetlanego na liczniku. Oprogramowanie porównuje odczyt licznika z innymi parametrami przechowywanymi przez różne moduły elektroniczne, m.in. z liczbą godzin pracy silnika czy też z zapisami z tzw. freeze frames (informacje dotyczące okoliczności, w których w pamięci sterownika zapisał się kod błędu).
Na desce informacja o błędzie: coś z poduszkami? Napinacze? Bez komputera ciężko stwierdzić.
Pod maską na pierwszy rzut oka śladów fuszerki brak...