- W Volvo od kilku lat najmocniejsze wersje są hybrydami plug-in
- Hybryda plug-in to teoretycznie rozwiązanie idealne – w mieście jeździmy w trybie zeroemisyjnym, a w trasie nie ogranicza nas pojemność baterii i czas ładowania
- Jeśli możemy ładować auto we własnym garażu, to pokonanie 100 km kosztuje niej niż 10 zł
Jeśli na bieżąco śledzisz to, co dzieje się w świecie motoryzacji, nie możesz pominąć faktu, że na naszych oczach dzieje się rewolucja. Rewolucja, z którą wielu na razie nie może się pogodzić, bo kto to widział, żeby jeździć autem na prąd. Ja, jak zapewne już wiecie, jestem po tej drugiej stronie mocy. Jednak w moim przypadku fascynacja napędami elektrycznymi nie wynika z ich zeroemisyjności – bo ile instytutów, to tyle opinii o tym, co jest bardziej eko - auto z silnikiem spalinowym czy elektrycznym. Wyliczeń jest mnóstwo, a dla nikogo nie jest tajemnicą, że wiele jest takich, które nawzajem się wykluczają.
Ale co tam ekologia! Przyjemność z jazdy i wrażenia jakich doznajemy podczas samochodem elektrycznym sprawiły, że obecnie bardzo niechętnie jeżdżę autami z klasycznym układem napędowym. Hałas, wibracje i to w jaki sposób silniki spalinowe wprawiają w ruch samochody sprawiło, że po kilku miesiącach jazdy tylko samochodami elektrycznymi doszedłem do wniosku, że w przypadku codziennej jazdy najlepszym wyborem jest właśnie auto elektryczne. A co jeśli musimy pojechać dalej i nie mamy zaufania do sieci ładowarek w naszym kraju? Na to, jak się okazuje, też jest sposób i nie jest to żadne odkrycie. Uwaga, podaję hasło: "Plug-in Hybrid". Czyli co? To nic innego jak samochód, który podczas jazdy na krótkich trasach może być autem elektrycznym, a w trasie typową hybrydą – czyli nadal samochodem z silnikiem spalinowym, ale wspomaganym przez silnik elektryczny.
Volvo XC40 T5 – auto elektryczne na żądanie
Jednak czy to ma sens? Przecież jadąc w trybie elektrycznym musimy wprawić w ruch również to, co w tym momencie zbędne, czyli cały układ napędowy wraz z paliwem w zbiorniku – to jednak waży kilkaset kilogramów. Tak samo w trasie, jak już skończy nam się prąd w akumulatorach, mamy w aucie dodatkowy plecak z większymi niż w typowej hybrydzie akumulatorami. Oczywiście producenci aut hybrydowych zapewniają, że tylko ich rozwiązanie działa efektywnie. Ci, co mają w ofercie hybrydy plug-in, twierdzą natomiast, że to właśnie taki typ napędu jest dobrym rozwiązaniem, bo dzięki temu ktoś, kto obecnie zastanawia się nad autem elektrycznym, ale przerażają go czasy ładowania i logistyka z tym związana, szybciej przekona się do przesiadki na samochód z napędem elektrycznym.
Zatem postanowiłem sprawdzić, jak to jest w tymi hybrydami plug-in. Do testu wybrałem Volvo XC40 T5 Recharge - kompaktowego SUV-a z układem napędowym o łącznej mocy 262 KM, z czego 180 jest generowane przez 1,5-litrowy silnik benzynowy, a silnik elektryczny dodaje do tego kolejne 82 KM.
Volvo XC40 T5 – tylko nie mów na mnie mały
Dlaczego właśnie XC40? Odpowiedź może być tylko jedna – bo tak! A na poważnie? Uważam, że spośród hybryd plug-in oferowanych przez Volvo, to właśnie w najmniejszym SUV-ie szwedzkiej marki drzemie największy potencjał. Po pierwsze, XC40 jest sporo mniejsze od XC60, ale tak na dobrą sprawę jedynie z zewnątrz, bo jeśli zajrzymy do kabiny, to okaże się, że mniejsze XC40 jest niemal tak duże jak XC60. Ale z racji tego, że to jednak podstawowy SUV tej marki, możemy liczyć w salonie na nieco bardziej atrakcyjną cenę. Ceny XC40 T5 zaczynają się od 214 900 zł, a za rozmiar większe XC60 w hybrydzie plug-in trzeba zapłacić co najmniej 239 000 zł.
Powiecie, że przy cenach powyżej 200 000 zł taka różnica w cenie nie jest duża. No cóż niby tak, ale warto wspomnieć o tym, że najbogatsza obecnie wersja XC40 T5 R Design, wyceniona na 229 700 zł, nadal będzie tańsza od podstawowej hybrydy w XC60. Poza tym cena to nie wszystko, bowiem XC40 pomimo niewielkich rozmiarów zaskakuje dojrzałością konstrukcji oraz tym w jaki sposób zagospodarowano przestrzeń w kabinie – cztery osoby będą tym autem podróżować w komfortowych warunkach nawet na długich trasach. Jeszcze ciekawiej jest, jeśli spojrzymy na bazowe pojemności bagażników, bo w XC40 standardowa pojemność to 460 litrów. Uwaga, to tylko 8 litrów mniej niż w większym XC60. Przekonałem was?
Volvo XC40 T5 – szybciej nie trzeba
Jeśli nie, to czas na osiągi. A tu dla nikogo nie powinno być niespodzianką, że zarówno 260-konne XC40 T5, jak i 340-konne XC60 mają dokładnie taką samą prędkość maksymalną, która wynosi 180 km/h i ani kilometra więcej. Bo czy więcej potrzeba? Nie, obecnie w samochodach ważniejszym parametrem, na który zwracam uwagę, jest czas przyspieszenia do 100 km/h oraz to, jak elastyczny jest układ napędowy. Powiem wam krótko - to, co oferuje Volvo XC40 T5 jest w zupełności wystarczające, aby sprawnie przemieszczać się po naszych drogach. Przyspieszenie od 0 do 100 km/h trwa jedynie 7,3 s, a podczas wyprzedzania ciężarówek zawsze możemy liczyć na wparcie silnika elektrycznego. Zresztą wrażenia to jedno, a dane techniczne do drugie. Ale uwierzcie, że 265 Nm, dostępne od 1500 do 3000 obr./min, sprawiają iż XC40 T5 bardzo sprawnie wyprzedza ciężarówki.
Co równie ważne, zawieszenie Volvo XC40 T5 zostało tak zestrojone, że nawet podczas jazdy po dziurawej drodze nie przenoszą się do kabiny nadmierne wibracje. Jest przyjemnie sprężysto-komfortowe. Właśnie takie, jakie powinno być w rodzinnym SUV-ie. Bo takie auto kupuje się właśnie po to, aby czuć się w nim komfortowo.
Tak samo nie można mieć żadnych zastrzeżeń do pozycji za kierownicą, tego jak siedzi się w fotelach oraz samej ergonomii obsługi.
Volvo XC40 T5 – czy hybryda plug-in jest oszczędna?
Odpowiem krótko – to zależy. A zależy od wielu czynników. Pierwszym jest to jak i gdzie jeździmy. Jeśli codziennie nie jeździmy za dużo, to możemy niemal 100 proc. naszych tras pokonywać z napędem głównie elektrycznym. Dlaczego głównie? Otóż układ napędowy w hybrydzie plug-in jest tak skonfigurowany, że nawet jeśli wybierzemy jazdę na prądzie, to w momentach gwałtownego przyspieszania automatycznie uruchamia się silnik spalinowy. Wszystko po to, aby trwało to jak najkrócej. Ale już w kilka chwil po zdjęciu nogi z gazu wracamy do świata ciszy, czyli napędu elektrycznego, który w Volvo XC40 T5 nawet przy obecnych temperaturach wystarczy na przejechanie 40 km.
Powiecie, że 40 km to mało? I tak i nie. Teoretycznie i statystycznie mniej więcej tyle pokonuje kierowca każdego dnia. I właśnie z tego powodu jest to raczej typowy zasięg większości hybryd plug-in. Moje pierwsze dwa tygodnie dłuższej przygody z hybrydą plug-in to jazda głównie miejska, zatem każdego dnia wyruszam z garażu z naładowaną baterią. Niestety zdarzały się też takie dni, że przejeżdżałem więcej niż 40 km, wtedy z auta elektrycznego XC40 T5 przekształcało się niemal niezauważalnie w typową hybrydę. Efekt? Średnie zużycie paliwa na poziomie 5,0 l/100 km. Według mnie to wynik bardzo przyzwoity, jeśli weźmiemy pod uwagę osiągi układu napędowego oraz samą masę auta. Bo nie wiem czy wiecie, ale Volvo jest cięższe od wielu konkurencyjnych modeli – bezpieczeństwo nie bierze się powietrza, a ze stali, z której zbudowane jest auto.
Volvo XC40 T5 – czy hybryda plug-in jest eko?
Od kilku miesięcy pojawiają się różne badania, których głównym przesłaniem jest to, że nie są to konstrukcje tak eko, jak mówią o nich producenci. I to jak zwykle prawda leży gdzieś pośrodku. Bo wszystko zależy od tego, jak eksploatujemy takie auto. Jeśli jeździmy na krótkich dystansach i zawsze wyjeżdżamy z garażu z pełnymi akumulatorami, to w przypadku XC40 T5 możemy liczyć na jazdę głównie z napędem elektrycznym, która w przypadku tego egzemplarza jest o tyle przyjemna, że o odpowiedni komfort termiczny w kabinie dba niezależne ogrzewanie, więc silnik spalinowy niemal nie pracuje.
Jeśli natomiast zapominamy o ładowaniu i jeździmy głównie w trybie hybrydowym, to w przypadku każdej hybrydy plug-in musimy zdawać sobie sprawę w tego, że robimy źle. Bo nie wykorzystujemy pełnych możliwości układu napędowego, a jedynie wozimy zbędny balast w postaci akumulatorów.
Volvo XC40 T5 – dla kogo jest hybryda plug-in?
To zdecydowanie nie jest auto dla każdego. Jeśli masz miejsce parkingowe, na którym bez problemu naładujesz akumulatory i średnio dziennie nie przejeżdżasz w mieście więcej niż 40-50 km, to możesz spróbować. Ale jeśli nie możesz naładować samochodu w zaciszu swojego garażu, to jeszcze nie jest ten moment na to, aby przesiąść się do hybrydy plug-in, a tym bardziej do auta w pełni elektrycznego.