- Pomimo odwrotu producentów aut od imprez targowych, producenci motocykli z całego świata pozostają wierni tradycji, co potwierdza wystawa EICMA 23
- Wśród wielu nowości motocyklowych pojawił się pierwszy crossover, pierwszy motocykl hybrydowy, pierwszy motocykl z przekładnią półautomatyczną
- Już teraz coraz mocniejszymi graczami stają się chińscy producenci i możliwe, że już wkrótce coraz trudniej będzie dotrzymać im kroku
Dawniej wszystko było jasne. Zarówno producenci samochodów, jak i motocykli, wszystkie z wszystkimi premierami czekali do targów motoryzacyjnych. Dzięki temu napięcie roso, a pokazanie danego modelu na żywo gwarantowało jedyne w swoim rodzaju pierwsze recenzje, oparte na wrażeniach zdobytych na żywo. Internet zniszczył te magiczne chwile, bo prezentacje w sieci przypominają ocenianie cukierka po opakowaniu, i to bez możliwości dotknięcia tegoż opakowania.
Dalsza część tekstu pod materiałem wideo:
Targi motocyklowe EICMA — ostatni Mohikanin w zdigitalizowanym świecie
Na szczęście nie wszystko jeszcze zostało stracone, czego dowodzi tegoroczna edycja targów motocyklowych EICMA 23 w Mediolanie. To prawdziwe święto dla wszystkich miłośników jednośladów, ale nie tylko dla nich, które kolejny już raz dostarcza wielu przyjemności. I nawet jeśli dla niektórych osób we Włoszech trudno w tym roku o zachwyt, to z pewnością trudno uznać, że nie było tu zaskoczeń.
Każda z czterech ogromnych hal, dodatkowo podzielona na dwie mniejsze, wypełniona jest niemal po brzegi stoiskami wystawców. Wchodząc do którejkolwiek z nich, tu wciąż można poczuć się jak dziecko w sklepie z zabawkami. Pierwsze skrzypce grają oczywiście potentaci na rynku motocyklowym. Jak można się domyślać, pod względem rozmachu (czytaj wielkości stoisk) prym wiodą cztery japońskie koncerny, tj. Honda, Kawasaki, Suzuki i Yamaha, chociaż wielu producentów z Europy wcale im nie ustępuje.
Suzuki GSX-8R — uniwersalna propozycja do jazdy na co dzień
Podczas tegorocznej edycji targów EICMA dwie nowości przygotowało Suzuki. Może wydawać się to skromną liczbą, ale tak naprawdę obie mają ogromną szansę trafić w gusta potencjalnych klientów. Pierwszą jest model GSX-8R, czyli rozwinięcie bardzo dobrze przyjętego przez rynek Suzuki GSX-8S.
Wyróżnikiem modelu, który już za kilka miesięcy fizycznie pojawi się także w Polsce, są elementy pożądane przez wielu motocyklistów, tj. osłony nóg oraz przednia owiewka. Do tego dochodzi jeszcze wygodna pozycja za kierownicą i uniwersalny charakter jednośladu, przez co GSX-8R z pewnością bardzo dobrze sprawdzi się w roli motocykla na co dzień, a dzięki akcesoriom nawet dla osób zainteresowanych dłuższymi wypadami.
Ta mniejsza z dwóch nowości Suzuki została wyceniona na 44 tys. 900 zł i już w standardzie wyposażona jest m.in. w dwukierunkowy quickshifter. Do napędu wykorzystywany jest 2-cylindrowy silnik rzędowy, który z pojemności 776 cm sześc. uzyskuje moc 61 kW, zamocowany w stalowej ramie. W układzie zawieszenie projektanci z Hamamatsu postawili na komponenty Hitachi Astemo (Showa) z widelcem upside-down z przodu. Sportowymi akcentami, oprócz owiewki i osłon bocznych, są także krótki tłumik oraz dzielona kierownica z kutego aluminium.
Suzuki GSX-S1000GX — bezpieczny sprzęt, stworzony dla wymagających
O ile Suzuki GSX-8R kierowany jest do szerokiego grona motocyklistów, o tyle druga z nowości, Suzuki GSX-S1000GX, to raczej propozycja dla bardziej wymagających kierowców. To pierwszy crossover w historii Suzuki, garściami czerpiący z modelu GSX-S1000GT. Aż "po korek" wypełniony elektronicznymi wspomagaczami (m.in. elektronicznie sterowane zawieszenie), dzięki dłuższym skokom zawieszenia, zwiększonemu prześwitowi oraz wyprostowanej pozycji za kierownicą, ma pełnić rolę najwyższej klasy motocykla sportowo-turystycznego.
Za osiągi godne sportowej maszyny odpowiada litrowy silnik o mocy 152 KM. W uzyskaniu płynnej reakcji na gaz pomagają elektronicznie sterowane przepustnice, swoje dodaje również funkcja wspomagania sprzęgła podczas przyspieszania (Suzuki SCAS). Zresztą wszelkiego rodzaju elektronicznych pomocników jest całe mnóstwo, co potwierdza seryjna obecność m.in. Suzuki Floating Ride Control (SFRC) poprawiającego zwrotność motocykla i komfort jazdy poprzez utrzymanie stabilności wzdłużnej podczas pokonywania długich nierówności dróg, Smart TLR Control integrującego system kontroli trakcji Suzuki (STCS) z systemami Lift and Roll Torque, czy adaptacyjne stabilizacji jazdy Suzuki (SRAS), włączającej się automatycznie podczas jazdy po bruku lub innych nierównych nawierzchniach. Niestety, to wszystko oznacza, że chcąc kupić Suzuki GSX-S1000GT musimy przygotować się na wydatek co najmniej 78 tys. 900 zł.
EICMA 23 — powrót sportowej Hondy, pierwsza hybryda Kawasaki
Oczywiście na EICM-ę 23 nowości przygotowali również inni producenci. Honda wraca m.in. z modelem CBR-600RR i pokazała także sprzęgło E-Clutch, czyli rodzaj półautomatycznej przekładni, eliminującej konieczność operowania klamką sprzęgła podczas jazdy, choć ta możliwość cały czas pozostaje. Z kolei Kawasaki zaprezentowało m.in. pierwszy motocykl hybrydowy. Ten może poruszać się nawet w trybie czysto elektrycznym, choć zasięg w trybie EV nie imponuje i wynosi ok. 10 km.
Na krok w przyszłość zdecydowała się również Bimota, której gama poszerzyła się o pierwszego w historii marki crossovera — model Tera. Niemal w odwrotną stronę poszła Yamaha, na której stoisku uwagę zwraca XSR900 GP, motocykl stylistyką nawiązujący do modeli sportowych sprzed kilkudziesięciu lat, który jednak m.in. obecnością wyświetlacza w miejscu analogowych zegarów udowadnia, że mamy do czynienia z nowoczesną konstrukcją.
MV Agusta za mniej niż 4 tys. euro?Elektryczny trend i wielcy nieobecni
Jak można było się spodziewać, w Mediolanie nie brakuje również innych producentów obecnych na europejskim rynku, choć nie zawsze także w Polsce. Aprilia, Moto Guzzi, Triumph, KTM, Husqvarna, Vespa, Lambretta, Moto Morini, Kymco, Ducati, Benelli, Gas Gas, Keeway, Rieju, Beta, SYM — można by wymieniać i wymieniać. Wszystko niemal pod jednym dachem, dając możliwość bezpośredniego porównania różnego rodzaju sprzętów bez konieczności odwiedzania kilku, czy nawet kilkunastu dealerów, często rozrzuconych od siebie w znacznej odległości.
EICMA 23 to kolejna światowa wystawa, która pokazuje, że przyszłość jednośladów, podobnie jak samochodów, w dużej mierze oznacza przejście na elektryczność. Liczba modeli elektrycznych, zwłaszcza tych oferowanych przez chińskich producentów, może przyprawić o zawrót głowy. Chociaż wystawa w Mediolanie to targi stricte motocyklowe, nie zabrakło tu również rowerów, a jakże, elektrycznych. Trudno się dziwić, skoro tego typu konstrukcje coraz częściej stają się elementem gamy producentów motocykli, co potwierdziły m.in. stoiska marek Yamaha, Fantic i... MV Agusta. W przypadku tej ostatniej kupno roweru jest najtańszym sposobem na wejście do świata MV Agusty. Najtańszym, nie oznacza jednak tanim — tańszy z dwóch prezentowanych rowerów kosztuje 3,7 tys. euro.
Podobnie jak w ubiegłym roku, jednym z nieobecnych pozostaje BMW (zabrakło także Harley Davidsona). Jak można przypuszczać, stoją za tym względy finansowe — udział w targach to dla każdego producenta duży wydatek, a biorąc pod uwagę przykład wielu producentów samochodów, którzy szereg premier przenieśli już do internetu, teoretycznie ten ruch nie powinien dziwić. Nie zmienia to jednak faktu, że koncentrowanie się wyłącznie na zyskach i stratach to w pewnym stopni wizerunkowa strata, bo sugeruje klientom, że ci są wyłącznie maszynką do robienia pieniędzy. Poza tym odwiedzający mogą poczuć, dotknąć motocykli, przymierzyć się do nich, co zwiększa apetyt na zakup jednośladu. A trzeba przyznać, że na widok ogromnej większości prezentowanych motocykli uśmiech sam pojawia się na twarzy i większość z nich chciałoby się mieć.
Chińscy producenci atakują. Powoli, ale skutecznie
Z pewnością dotychczasowi potentaci na rynku motocyklowym, są w trudnej sytuacji. Nawet jeśli nikt tego oficjalnie nie mówi, już teraz czują oddech chińskich producentów jednośladów. I faktycznie powinni się obawiać, bo liczba producentów z Państwa Środka, którzy zjechali do Mediolanu, może zaskakiwać. Dość powiedzieć, że jedną z czterech hal wystawowych w przeważającej większości zajęły azjatyckie firmy.
Chińscy producenci mają przy tym tę przewagę nad europejskimi i japońskimi, że mogą oferować modele nieco gorsze jakościowo, ale dzięki niższej cenie połączonej z szeregiem nowinek technicznych i elektronicznych, przekonają do siebie dużą liczbę miłośników jednośladów. Część marek już jest obecna na europejskim, w tym również polskim rynku, ale należy się spodziewać, że rok, dwa lata, dołączą do nich kolejni.
Kiedyś trendy wyznaczały marki z Europy i Japonii, teraz robią to Chińczycy
Niektórzy z chińskich wystawców nawet nie ukrywali, że pokazali się w Mediolanie wyłącznie po to, aby sondować rynek. Przykładem jest m.in. producent turystycznego motocykla. W rozmowie z przedstawicielem marki usłyszałem, że jest to jak najbardziej produkcyjna wersja, a jej obecność w Europie uzależniona jest od tego, jak dużym zainteresowaniem będzie cieszyła się wśród odwiedzających EICM-ę 23.
Trudno pominąć jeszcze jeden aspekt. Chińscy producenci robią to, czego nie robią uznane koncerny — wybiegają swoimi konstrukcjami daleko w przyszłość. Wystarczy przywołać tu niektóre projekty sygnowane marką Horwin. Te wyglądają jak z filmów science-fiction. Nawet jeśli jest to wyłącznie pokaz możliwości i fantazji, to i tak trzeba podkreślić, że to właśnie Chińczycy decydują się na to, na co nie chcą lub wręcz nie mogą pozwolić sobie dotychczasowi potentaci. Dla tych drugich jakikolwiek brak w dopracowaniu konstrukcji oznaczałby wizerunkowy strzał w kolano. Efekt? Wiele nowości trafia do motocykli, np. japońskich, z opóźnieniem i dopiero wtedy, gdy konkurenci z Chin są o krok czy nawet dwa kroki z przodu.
EICMA — impreza idąca (jeszcze) pod prąd poprawności politycznej
Oczywiście powodów do odwiedzenia hal wystawowych w Mediolanie jest znacznie więcej. Coś dla siebie znajdą tu również osoby zainteresowane różnego rodzaju akcesoriami, komponentami pozwalającymi udoskonalić swoją maszynę — na targach obecni są m.in. producenci zawieszeń, tłumików, akcesoriów — a także zadbać o swoje bezpieczeństwo. Odwiedzający mogą przymierzyć kaski, ubrania, buty.
Dla wielu atutem EICM-y jest jeszcze jedna kwestia. To już nieliczna tego typu impreza, która oparła się poprawności politycznej. Tu wciąż przy wielu premierowych modelach zobaczymy piękne dziewczyny. Pytanie tylko jak długo ta na wskroś światowa impreza będzie budziła tak ogromne zainteresowanie jak obecnie i jak długo będą widzieli w niej potencjał sami producenci. Oby jak najdłużej, bo w końcu święto jest tylko raz w roku.