• Ministerstwo Sprawiedliwości zablokowało zmiany, mające pozwalać na odbieranie praw jazdy za przekroczenie prędkości o ponad 50 km/h poza terenem zabudowanym
  • Przedstawiciel MS argumentował, że jazda 100 km/h w terenie zabudowanym to przekroczenie prędkości o 100 proc., a przekroczenie dopuszczalnej prędkości na autostradzie o 50 km/h to przekroczenie o „zaledwie” 36 proc.
  • Jeżeli Ministerstwo Sprawiedliwości przekona posłów do wprowadzenia generalnej zasady odbierania prawa jazdy za przekroczenie prędkości o 100 proc., to na odcinku z ograniczeniem do 30 km/h będzie można stracić prawo jazdy już przy 61 km/h

Od miesięcy mówi się o zmianach w przepisach drogowych, które mają wejść w życie lada chwila. Chodzi m.in. o uregulowania zapowiadane przez premiera Mateusza Morawieckiego w jego expose, czyli:

  1. pierwszeństwo pieszych już w fazie wchodzenia na przejście, a nie dopiero po wejściu na jezdnię,
  2. ograniczenie prędkości na obszarze zabudowanym do 50 km/h przez całą dobę (bez podwyższenia do 60 km/h w godzinach nocnych, które obowiązuje teraz),
  3. zatrzymywanie praw jazdy na 3 miesiące tym, którzy przekroczą dozwoloną prędkość o 50 km/h bez względu, gdzie do tego wykroczenia dojdzie (dziś tylko na obszarze zabudowanym).

Stosowne projekty ustaw powstały całkiem szybko w Ministerstwie Infrastruktury i zostały przesłane do konsultacji. Tym razem rząd nie skorzystał z triku wykorzystywanego w przypadku uchwalania wielu przepisów budzących kontrowersje czy wręcz jawny sprzeciw u obywateli czy opozycji, czyli przygotowywana ustawa nie trafiła do sejmu jako „projekt poselski”, który w przeciwieństwie do projektów rządowych, nie wymaga konsultacji. I najwyraźniej tu zaczęły się problemy, bo wygląda na to, że nawet w ramach rządu opinie co do proponowanych zmian są podzielone.

Wicepremier „poprawia” pomysły premiera

Wygląda na to, że plany premiera Morawieckiego najbardziej torpeduje wicepremier Zbigniew Ziobro, który jak twierdzą niektórzy, sam chętnie zostałby premierem. Z kierowanego przez niego Ministerstwa Sprawiedliwości wyszła ciekawa korespondencja, z której wynika, że resort ten przepisy chciałby również zmienić, ale zupełnie inaczej niż proponował to premier. Urzędnikom resortu nie spodobał się pomysł zatrzymywania praw jazdy za przekroczenie prędkości o ponad 50 km/h poza terenem zabudowanym, bo ich zdaniem byłoby to bardziej dotkliwe niż karanie za „+50 km/h” w mieście: „W obszarze zabudowanym, gdzie przekroczenie prędkości pociąga za sobą dużo większe niebezpieczeństwo, do zatrzymania prawa jazdy na podstawie art. 135 ust. 1 pkt 1a lit a Prawa o ruchu drogowym dojdzie w sytuacji przekroczenia dwukrotności prędkości dopuszczalnej, a zatem 100 km/h, tj. o ponad 100%. Natomiast przekroczenie o więcej niż 50 km/h dopuszczalnej prędkości na autostradzie czy dwujezdniowej drodze ekspresowej stanowi odpowiednio przekroczenie o niespełna 36% i niespełna 42% (…). należałoby zniwelować wykazaną już dysproporcję pomiędzy przekroczeniem, a prędkością dopuszczalną tak, aby objąć nią tylko te najbardziej drastyczne przekroczenia i przyjąć je w każdym przypadku ponad dwukrotnego przekroczenia prędkości dopuszczalnej”. Czyli w skrócie, zdaniem resortu sprawiedliwości, skoro w terenie zabudowanym nadal mamy tracić „prawka” za przekroczenie prędkości o 50 km/h, to na dwujezdniowej drodze szybkiego ruchu podstawą zatrzymania prawa jazdy powinna być jazda z prędkością co najmniej 241 km/h, a na autostradzie – 281 km/h. Na „zwykłej” drodze poza miastem – „tylko” 181 km/h. Odważnie!

Jeśli prawo się zmieni po myśli Ministerstwa Sprawiedliwości, prawo jazdy na autostradzie będzie stracić niezmiernie trudno Foto: Auto Świat
Jeśli prawo się zmieni po myśli Ministerstwa Sprawiedliwości, prawo jazdy na autostradzie będzie stracić niezmiernie trudno

Ministerstwo Sprawiedliwości kontra fizyka

Oczywiście, urzędnicy Ministerstwa Sprawiedliwości nie muszą mieć podstawowej wiedzy z fizyki, dzięki której mieliby świadomość, że zależność między prędkością a drogą hamowania nie zmienia się liniowo – tzn. wzrost prędkości o 100 proc. nie powoduje wydłużenia drogi hamowania o 100 proc. W dużym uproszczeniu (z pominięciem m.in. czasu reakcji, który w praktyce wydłuża dystans niezbędny do zatrzymania nawet o drugie tyle, ile autu z technicznego punktu widzenia potrzeba na hamowanie) jeśli np. droga hamowania ze 100 km/h wynosi ok. 42 metrów (typowy wynik dla sprawnego, kilkuletniego auta). Oznacza to, że z 50 km/h, na suchej nawierzchni auto mogłoby się zatrzymać już po ok. 11 metrach. Przy 140 km/h droga hamowania (netto) to już ok. 84 metry (dwa razy więcej niż przy 100 km/h!), a przy 190 km/h droga wydłuży się przy bardzo optymistycznych założeniach do 155 metrów!

Przyjrzyjmy się więc raz jeszcze propozycjom Ministerstwa Sprawiedliwości. Poza terenem zabudowanym dopuszczalna prędkość to zwykle 90 km/h, a droga hamowania z tej prędkości dla naszego przykładowego auta to niespełna 35 m. Według ministerstwa sprawiedliwości, odebranie prawa jazdy powinno grozić za przekroczenie prędkości o 100 proc., czyli w tym przypadku za jazdę z prędkością co najmniej 181 km/h. Z takiej prędkości przeciętne, nowoczesne auto potrzebuje do zatrzymania niemal 140 metrów – czyli droga hamowania wydłuża się o 300 proc.! Czy aby na pewno kara będzie wtedy proporcjonalna do wzrostu zagrożenia?

Poza miastem złagodzą, w mieście zaostrzą

Propozycja MS w praktyce oznacza po prostu rezygnację z odbierania praw jazdy za przekroczenie prędkości poza terenem zabudowanym, szczególnie na autostradach, gdzie najpoważniejsze sankcje miałyby grozić jeżdżącym z prędkościami powyżej 280 km/h.

Za to w terenie zabudowanym to niby bardziej sprawiedliwe i łagodniejsze podejście Ministerstwa Sprawiedliwości – czyli propozycja odbierania praw jazdy tym, którzy przekroczą prędkość o co najmniej 100 proc., a nie np. o 50 km/h – oznacza, że np. w strefie 30 km/h, których w miastach jest przecież coraz więcej, jazda z prędkością 61 km/h będzie oznaczała 3 miesiące bez samochodu.

Więcej zatrzymanych praw jazdy, wciąż bez szans na odwołanie

To będzie też oznaczało, że policyjne statystyki zatrzymanych praw jazdy znów poszybują w górę. Szkoda tylko, że w dalszym ciągu nie pomyślano o takich zmianach, żeby kierowca mógł się realnie bronić w przypadku, kiedy uzna, że został niesłusznie oskarżony o popełnienie wykroczenia. Teraz, nawet jeśli potrafi to udowodnić i nie przyjmie mandatu, to i tak w praktyce traci prawo jazdy na 3 miesiące, bo procedura odwoławcza tra dłużej. Zarówno policja jak i GITD nadal używają do pomiarów prędkości wielu urządzeń, wobec których istnieją uzasadnione, potwierdzane niejednokrotnie przez sądy, wątpliwości co do legalności dokumentacji czy dokładności wskazań.

Wśród zmian proponowanych przez Ministerstwo Sprawiedliwości są i takie, które na pewno spodobają się kierowcom – np. zakaz korzystania przez pieszych z telefonów podczas przechodzenia przez ulicę. Jeśli byłby on przestrzegany, na pewno mógłby uratować niejedno życie!

Ładowanie formularza...