Kwota 50 tys. zł na samochód oznacza niemały dylemat – za tyle da się kupić nowe, ale raczej „gołe” auto kompaktowe, całkiem przyjemnie wyposażony samochód klasy B lub mikrovana. Jeszcze większy problem z wyborem będzie miał potencjalny nabywca, który bierze też pod uwagę zakup auta używanego.
Z tytułową sumą na koncie można przebierać w ofertach aut najróżniejszych klas – od niemal nowych, dobrze wyposażonych kompaktów, przez kilkuletnie auta klasy średniej, nieco starsze limuzyny, roadstery, kabriolety, przez SUV-y i terenówki, aż po rodzinne vany. Pokusa jest duża, bo na rynku wtórnym z łatwością możemy za taką kwotę kupić samochód, na który w salonie nie moglibyśmy sobie pozwolić.
Jeśli ktoś traktuje auto jako symbol pozycji społecznej lub zabawkę, a nie tylko środek transportu, szybciej znajdzie coś dla siebie w komisie lub w ogłoszeniach niż w salonie. Wystarczy pomyśleć, jakie wrażenia z jazdy i jakie reakcje u sąsiadów zapewni nowa, sympatyczna Skoda Fabia, a jakie 10-letni, ale dla niewtajemniczonych wciąż wyglądający jak nowy, Mercedes klasy S. Oba te samochody kosztują tyle samo!
Wiadomo – koszty zakupu auta to nie wszystko, trzeba je później jeszcze ubezpieczyć, zatankować, serwisować i raz na jakiś czas naprawić. Na pierwszy rzut oka sytuacja wydaje się oczywista – znacznie rozsądniejszym rozwiązaniem będzie skromniejsze, ale nowe auto. Taki samochód ma pewną historię i gwarancję, powinien też zużywać mniej paliwa. Sytuacja nieco się komplikuje, jeśli uwzględnimy też inne czynniki wpływające na to, ile w rzeczywistości będzie nas kosztowało posiadanie samochodu.
Trzeba je rozważać w dłuższej perspektywie, a nie tylko z punktu widzenia rachunków płaconych na stacji benzynowej czy w warsztacie. Tym, o czym wielu nabywców nowych aut często zapomina, jest olbrzymia utrata wartości w początkowym okresie eksploatacji. Samochód staje się tańszy o kilka-kilkanaście tys. już w chwili wyjazdu za bramę salonu!
Luksusowe limuzyny w ciągu pierwszych dwóch lat mogą stracić nawet połowę wartości, a i tak często miesiącami czekają na nabywcę. Auta kupowane jako używane też tracą na wartości, ale już wolniej, pod warunkiem, że są utrzymywane w przyzwoitym stanie.
Zakup auta używanego jest z reguły obarczony sporym ryzykiem. Na polskim rynku prawdopodobieństwo trafienia na samochód powypadkowy lub ze skręconym licznikiem jest olbrzymie. Wynika to z faktu, że w naszym kraju samochody używane są... relatywnie tanie. Egzemplarze sprawne, bezwypadkowe, z małymi przebiegami i pewną historią serwisową kosztują u naszych zachodnich sąsiadów wyraźnie więcej niż te, które stoją w polskich komisach.
Auto nowe kupuje się łatwo – o ile mamy na nie pieniądze lub jesteśmy wiarygodni dla banku, który może udzielić na nie kredytu. Wystarczy pójść do salonu, wybrać interesujący model i opcje wyposażenia, wpłacić zaliczkę i zaczekać kilka tygodni lub miesięcy na wybrany samochód. W przypadku pojazdów używanych lepiej się nastawić na długotrwałe poszukiwanie interesującego egzemplarza i mnóstwo rozczarowań, bo prawie nówki z ogłoszeń w rzeczywistości, po dokładniejszych oględzinach, często okazują się odpicowanymi wrakami. Pół biedy, jeśli uda się to zauważyć jeszcze przed sfinalizowaniem transakcji.
Używane auto z wyższej półki na pewno lepiej nadaje się do „lansu” niż nowy, ale skromny samochód prosto z salonu
Trzeba też się znać na samochodach lub mieć zaufanego mechanika, który pomoże w zweryfikowaniu stanu auta. To też kosztuje – przegląd przed zakupem to wydatek rzędu 150-300 zł, niezależnie od jego wyniku.
O dziwo, szczególnie ryzykownym zakupem okazują się często młode auta. W ich przypadku coraz częściej bywa tak, że po przebiegu ok. 150 tys. km (który uchodzi za niski) zużywają się kosztowne podzespoły, np. filtry cząstek stałych, wtryskiwacze, dwumasowe koła zamachowe, elektronicznie sterowane zawieszenia. Wymiana wszystkich tych elementów może kosztować tyle, ile całe używane auto!
Tym razem postanowiliśmy porównać fabrycznie nową Skodę Fabię z kilkoma używanymi autami z óżnych segmentów i roczników, które łączy cena ok. 50 tys. zł, a dzieli niemal wszystko inne.
Galeria zdjęć
Na co lepiej wydać pieniądze: na niepozorne, ale nowe i praktyczne auto, czy na kilkuletni, używany samochód „z jajem”?
Najnowsza generacja Fabii ma szanse pójść w ślady poprzedniczki i stać się bestsellerem. W porównaniu do technicznie niezłej, ale nudnej i siermiężnej Fabii II postęp jest naprawdę duży. Tym razem mamy do czynienia z autem, które spodoba się nie tylko emerytom i zarządcom flot. Nowa Fabia jest ładna, poprzednia wzbudzała – delikatnie mówiąc – mieszane uczucia. Wyraźnie poprawiło się też jej prowadzenie. Zawieszenie jest sztywne, sprężyste, z lekko sportową nutą i wystarczającą dozą komfortu. Nie ma co narzekać na ilość miejsca w kabinie, kilka lat temu tej wielkości były auta kompaktowe. Jaką wersję wybrać? W aktualnej generacji modelu można wybierać między silnikami 1.0 (60 i 75 KM, z pośrednim wtryskiem paliwa), 1.2 (90 i 110 KM, z turbodoładowaniem i bezpośrednim wtryskiem) oraz 1,4 TDI (90 i 105 KM). Za ok. 50 tys. zł można kupić auto z podstawowym silnikiem, ale bogatym wyposażeniem (pakiet Style) lub odmianę z mocniejszym silnikiem 1,2 TSI (110 KM) i nieco skromniejszym wyposażeniem (pakiet Ambition obejmujący m.in. elektryczne szyby z przodu, klimatyzację man., radio). Jeśli auto będzie używane nie tylko na trasach miejskich, to przy założonym budżecie stanowczo radzimy zainwestować w mocniejszy silnik, a nie w gadżety. Silniki 1.0, które świetnie spisują się w modelu Citigo, są do tego auta zbyt słabe. Jednostka 1.2 TSI ma przyjemnie zadziorny dźwięk, ale przy prędkościach miejskich nie jest przesadnie hałaśliwa, dopiero na autostradzie robi się we wnętrzu głośno. Producent deklaruje średnie zużycie paliwa na poziomie 4,8 l/100 km. W praktyce apetyt silnika na paliwo może się okazać o 2-3 litry wyższy.
Jeśli ktoś lubi Skody, to za 50 tys. zł zamiast Fabii może sobie sprawić również topowy model tej marki, czyli Superba. Taka kwota powinna wystarczyć na egzemplarz z 2011 roku, z silnikiem 2.0 TDI. Skoda Superb 2.0 TDI - zalety: auto ma olbrzymie i komfortowe wnętrze. Z tyłu jest wygodniej niż z przodu. Mimo słusznych gabarytów pojazdu silnik 2.0 TDI nie spali więcej od Fabii 1.2 TSI. Dostępność części i serwisu są wzorowe. Skoda Superb 2.0 TDI - możliwe problemy: Uwaga na wersje z silnikami wyposażonymi w pompowtryskiwacze – nie dość, że mają słabą kulturę pracy, to ponadprzeciętnie często się psują. Przy przebiegach powyżej 100 tys. km gwałtownie wzrasta ryzyko problemów ze skrzyniami DSG oraz filtrami DPF.
Oferta rynkowa tego modelu jest bardzo duża, przeważają jednak egzemplarze poflotowe, zdarzają się też sprowadzone z Zachodu „rozbitki”. Samochody są popularne na rynku wtórnym – niektórzy lubią, kiedy ich prywatny samochód wygląda tak, jak służbowe auto dyrektora. Za 50 tys. kupić można 3-4–letni egzemplarz z niezłym silnikiem 2.0 CDTI. Opel Insignia 2.0 CDTI - zalety: atrakcyjny wygląd, w niektórych kręgach dobry image, dobre wyposażenie, duża podaż aut z polskiego rynku. Opel Insignia 2.0 CDTI - możliwe problemy: Insignia jest znacznie bardziej skomplikowanym autem od wciąż popularnej Vectry, więc jego obsługa też okazuje się droższa. DPF-y mają tendencję do zatykania się, wnętrze jest ciasnawe.
Audi A3 ma coś, czego Fabia, nawet najnowsza, nigdy mieć nie będzie – zapewnia swojemu użytkownikowi prestiż! Przynajmniej tak twierdzą sami kierowcy Audi. Jeśli chodzi o trwałość czy niezawodność, nie należy się spodziewać jakiejkolwiek przewagi w porównaniu do produktów czeskiej marki – komponenty techniczne pochodzą z tych samych volkswagenowskich regałów, muszą odpowiadać tym samym wymogom jakościowym, te same wpadki zdarzają się autom obu marek. To, że do Audi trafiają specjalnie wyselekcjonowane części, można włożyć między bajki. Lepsze są materiały wykończeniowe oraz design – w końcu coś musi uzasadniać olbrzymie różnice w cenie między porównywalnymi modelami Skody i Audi. Za równowartość nowej Fabii 1.2 TSI Ambition można kupić np. Audi A3 z silnikiem 1.6 TDI z 2011 roku. Audi A3 1.6 TDI - zalety: atrakcyjna stylistyka, starannie wykończone wnętrze, silnik 1.6 TDI jest znacznie oszczędniejszy od jednostki 1.2 TSI w Skodzie Fabii. Audi A3 1.6 TDI - możliwe problemy: ten model z racji wysokich cen sprzedawał się w polskich salonach słabo. Znakomita większość oferowanych egzemplarzy pochodzi z importu. Problem polega na tym, że Niemcy, Francuzi czy Szwajcarzy też uwielbiają te auta. To znaczy, że za ceny będące w zasięgu polskich nabywców z reguły sprzedawane są egzemplarze po poważnych „dzwonach” lub z bardzo wysokimi (oczywiście odpowiednio zamaskowanymi) przebiegami. Silnik 1.6 TDI uchodzi za całkiem przyzwoitą i trwałą jednostkę, wielu mechaników ostrzega jednak przed tym, że jego układ wtryskowy (common rail z wtryskiwaczami piezoelektrycznymi) jest bardzo wrażliwy na jakość paliwa.
Jeśli Fabia jest zbyt ciasna, Superb zbyt stateczny, rodzina chce jeździć przestronnym autem, a kierowcy zależy na dobrych właściwościach jezdnych, to Ford S-Max będzie świetnym kompromisem. Za 50 tys. zł kupimy auto 5-letnie z dobrym, francuskim dieslem pod maską. Uwaga! Nawet tej jednostce zdarzają się problemy z zaworami EGR, wtryskiem, turbinami czy „dwumasami”. Ford S-Max 2.0 TDCI - zalety: przestronne, praktyczne i po prostu ładne wnętrze, zdarzają się wersje 7-osobowe. Zadbane auta psują się rzadko. Ford S-Max 2.0 TDCI - możliwe problemy: większość aut pochodzi z importu, ma albo powypadkową przeszłość, albo skręcone liczniki. Zdarzają się też egzemplarze z zadziwiająco niskimi, udokumentowanymi przebiegami. To nie powinno uśpić czujności przy oględzinach, zwykle są to auta, które służyły głównie do wożenia dzieci do szkoły – krótkie trasy nie służą dieslom!
Jeśli rozważacie zakup Fabii jako pojazdu rodzinnego, nie czytajcie dalej. Mazda MX-5 to niepraktyczne, ciasne i niekomfortowe auto dla dwóch osób. Dlaczego o nim piszemy? Bo za 50 tys. zł (na tyle wyceniane są egzemplarze z 2009-2010 roku) trudno znaleźć model, który zapewniłby porównywalną radość z jazdy. Mazda MX-5 2.0 Sport - zalety: auto świetnie wygląda, ale przede wszystkim doskonale się prowadzi. Jak na rzeczywiście sportowy samochód, „MX-piątka” jest zadziwiająco solidna, trwała i bezawaryjna. Mazda MX-5 2.0 Sport - możliwe problemy: wiele egzemplarzy ma za sobą poważne wypadki – taki już los tego typu aut. Mazdy znane są też z tego, że solidną mechanikę zapakowano w nich do rdzewiejących nadwozi – jeśli auto nie było garażowane, to już po 5 latach mogą się pojawić wykwity korozji. Ostra jazda (trudno się od niej powstrzymać) oznacza duże wydatki na paliwo i opony.
Samochody marki Subaru cieszą się świetną opinią – w przypadku Forestera z dieslem pod maską zupełnie jednak nieuzasadnioną. Teoretycznie auto wydaje się świetną ofertą, ma oszczędny i mocny silnik, spory prześwit i układ napędowy zapewniający dobrą trakcję niezależnie od podłoża. Jak jest w praktyce? Diesel (pierwszy taki silnik w historii firmy) okazuje się nietrwały i awaryjny, niektóre egzemplarze nie dożywają nawet 100 tys. km, a jego naprawy są ekstremalnie drogie, bo zamienników brak. Drugim słabym punktem jest sprzę- gło wraz z dwumasowym kołem zamachowym. W Polsce importer próbował sobie radzić z jego przedwczesnymi awariami, zmieniając oprogramowanie silnika i... wysyłając nabywców na szkolenia z delikatnej obsługi sprzęgła. W Niemczech słabe sprzęgła wymieniano czasem nawet po upływie gwarancji. Do listy popularnych usterek należy dodać zapychające się DPF-y. Nawet zawieszenia – tradycyjnie uznawane za mocny punkt aut tej marki – okazują się zaskakująco nietrwałe. Za ok. 47 tys. zł kupić można egzemplarz z 2009 roku, ale będzie to zakup podwyższonego ryzyka. Benzyniaki są lepsze, ale paliwożerne!
Toyoty są cenione, a „Ravka” nie jest tu wyjątkiem. Auto świetnie nadaje się do miasta, jest równie poręczne, co Skoda Fabia, a znacznie lepiej radzi sobie z pokonywaniem krawężników. Uwaga – Toyoty nie są wcale aż tak bezawaryjne, jak to głoszą reklamy i rankingi, ale przynajmniej serwisy tej marki poczuwają się do usuwania wad nawet w egzemplarzach po gwarancji. Za Toyotę RAV4 2.2 D4-D z 2008 roku trzeba zapłacić ok 42 tys. zł. Toyota RAV4 2.2 D4-D - zalety: wzorowa poręczność, wysoka jakość wykonania, niezłe właściwości jezdne. Szczególnie kobiety docenią to, że w SUV-ie siedzi się wysoko i świetnie widać drogę. Toyota RAV4 2.2 D4-D - możliwe problemy: zawsze warto szukać aut z udokumentowaną historią serwisową, ale akurat w przypadku Toyot jest to szczególnie ważne. Silniki 2.0 i 2.2 D4-D cierpią na poważną wadę – w wielu egzemplarzach dochodzi do erozji bloku silnika w miejscu jego styku z uszczelką głowicy. Jeśli auto było regularnie serwisowane, można liczyć, że gdy usterka się ujawni, Toyota wymieni silnik na swój koszt (tylko w pojazdach do 7 lat z przebiegiem do 180 tys. km). Bez tego będzie drogo!
Za równowartość nowej, przyzwoicie wyposażonej Skody Fabii można kupić ok. 3-letniego kompaktowego vana – Renault Grand Scénic. Polakom wciąż brak zaufania do francuskiej myśli technicznej, porównywalne auta niemieckich marek są z reguły droższe lub starsze. O tym, czy są rzeczywiście lepsze, można długo i burzliwie dyskutować. Renault Scenic - zalety: najpoważniejszym argumentem przemawiającym za zakupem Scénica jest jego obszerne i atrakcyjnie zaprojektowane wnętrze. Komfort jazdy, szczególnie jak na auto bazujące na płycie podłogowej kompaktowego modelu Mégane, jest bardzo wysoki. W trzeciej generacji tego modelu obok cieszących się nie najlepszą sławą jednostek 1.5 i 1.9 dCi stosowane są uchodzące za lepsze silniki 2.0 dCi. Renault Scenic - możliwe problemy: mechanicy zapytani o silniki Diesla tej marki najczęściej wspominają o problemach z obracającymi się panewkami korbowodowymi – to typowa usterka jednostek 1.5 i 1.9 dCi, choć wielu fachowców twierdzi, że częstsze od zalecanych wymiany oleju wyraźnie zmniejszają prawdopodobieństwo jej wystąpienia. Wielu użytkowników uskarża się na drobne, ale dokuczliwe awarie elektroniki, m.in. kart zastępujących kluczyki, radia itp.