- Na polskim rynku nie ma obecnie tańszego fabrycznie nowego SUV-a od Suzuki Ignisa. Tylko czy tanie może być dobre?
- Teoretycznie samochód z rozstawem osi 243,5 cm i mierzący 160,5 cm wysokości powinien mieć ciasne wnętrze i nieprzyjemnie twarde zawieszenie. Sprawdzam, jak jest w praktyce
- Według obiegowych opinii SUV-y zużywają sporo paliwa. Przekonałem się, czy Suzuki Ignis wpisuje się w ten stereotyp
- Samochód został użyczony przez importera, a po teście zwrócony
Suzuki połączyło w Ignisie swoje dwa największe talenty: do projektowania niedużych samochodów i do konstruowania SUV-ów. Teoretycznie nabywca powinien więc dostać jeden z najlepszych małych SUV-ów. Jak jest w rzeczywistości?
Suzuki Ignis to najtańszy nowy SUV na polskim rynku (dane z 6 listopada 2023 r.). Bazowa wersja kosztuje równe 73 tys. 900 zł. Wiadomo, że w tej cenie nie dostaniemy wymiarów Audi Q7, mocy BMW X5 M, bagażnika Toyoty RAV4 lub multimediów Porsche Cayenne. Na zdrowy rozum Suzuki Ignis powinno mieć jakieś deficyty, będące nieuchronną konsekwencją tak atrakcyjnej ceny. Na razie widzę jednak pierwszą zaletę. Dużą. I to jeszcze zanim w ogóle wsiądę do środka.
Dalszy ciąg artykułu pod materiałem wideo:
Dalszy ciąg artykułu pod materiałem wideoPrzeczytaj także: Obejrzałem nowe Suzuki Swift Concept. Zaskoczył mnie pięć razy
Suzuki Ignis: zalety
Suzuki Ignis to jeden najlepiej wyglądających niedużych SUV-ów na polskim rynku. Ma klasę, niepowtarzalny charakter i rewelacyjne detale – jak choćby trzy przetłoczenia w tylnym słupku nawiązujące do Suzuki Fronte360 z 1971 r., które współprojektował sam Giorgio Giugiaro. Obecnie nie znajdziesz drugiego tak subtelnego przejawu retrodesignu.
Suzuki Ignis mierzy jedynie 370 cm długości, 166 cm szerokości i 160,5 cm wysokości. Jeśli zastanawiasz się, czy tak mały samochód w ogóle można nazwać SUV-em, wsiądź za kierownicę. Od razu się przekonasz, że siedzisz naprawdę wysoko – a przecież głównie z tego powodu dziesiątki milionów ludzi na Ziemi co roku kupuje SUV-y.
Przeczytaj także: Jechałem Shinkansenem. Ten pociąg się nie spóźnia i mknie 300 km/h
Suzuki Ignis zaskakuje też przestronnością – i to pomimo niewielkiego rozstawu osi (243,5 cm). Z moimi 188 cm wzrostu mam wyjątkowo dużo miejsca na nogi z tyłu, a i głowa też się spokojnie mieści. Mało tego, przednie fotele są bardzo wygodne – takie rzeczy rzadko się trafiają w samochodach tej wielkości.
Bagażnik Suzuki Ignisa również okazuje się większy niż na papierze. Pomimo bazowych 267 l (max to 1097 l) bez problemu przewiozłem w nim sporą umywalkę, i to w pozycji leżącej, a nie na boku. Łatwo było ją też załadować, bo próg "kufra" leży na optymalnej wysokości. Do tego dochodzi znakomita ergonomia deski rozdzielczej, no i widoczność.
Nie znam drugiego auta, w którym tak dużo widać przez tylną szybę we wstecznym lusterku. Boczne lustra też dają radę.
Przeczytaj także: Porównałem ceny chińskich aut z europejskimi konkurentami
A jazda? Pewnie tak mały i wysoki samochodzik jak Suzuki Ignis, musi mieć bardzo twarde zawieszenie, co? Nic z tych rzeczy. Zawieszenie istotnie do miękkich nie należy, ale świetnie sobie radzi z nierównościami i jest zwyczajnie komfortowe. Na dodatek okazuje się wyjątkowo ciche, jak – nie przymierzając – w samochodzie o dwie klasy wyższym.
Suzuki Ignis: zużycie paliwa
Choć modele Suzuki słyną z oszczędnego obchodzenia się z paliwem, to tego się nie spodziewałem. Na południowej obwodnicy Warszawy i dość tłocznej drodze nr 801 bez problemu wykręciłem 3,9 l/100 km, a zejście poniżej 5 l/100 km po mieście też nie stanowi wyzwania.
A skoro już jesteśmy przy miejskich tematach: polecam wersję z automatyczną skrzynią biegów. To wprawdzie dodatkowe 12 tys. zł, ale już przy pierwszym większym korku poczujesz, że warto było dopłacić.
Na dodatek bezstopniowy automat pracuje bardzo płynnie, tyle że podczas mocniejszego przyspieszania… No i tu dochodzimy do niedostatków najtańszego nowego SUV-a na polskim rynku.
Suzuki Ignis: wady i niedostatki
Choć Suzuki Ignis jest wyjątkowo lekkie (bazowa odmiana waży 920 kg), to nawet z taką masą silnik 1197 cm sześc. radzi sobie umiarkowanie. Jego 83 KM spokojnie wystarcza do miejskiej jazdy, ale na drogach ekspresowych lub autostradach przydałoby się ze 20 KM więcej.
Inna sprawa, że wnętrze jest bardzo dobrze wyciszone – i to nie tylko jak na nowy samochód za 73 tys. 900 zł. Głośniej się robi tylko podczas raptownego przyspieszania, ale i tak nie jest źle. O ile większość bezstopniowych automatycznych skrzyń wtedy po prostu zawyje, o tyle przekładnia w Suzuki Ignisie generuje dźwięk, który można nazwać "głośnym szumem". Serio, da się z tym żyć.
W gruncie rzeczy największą bolączką Suzuki Ignisa jest jego wąskie wnętrze. Bo, jak wspominałem, o ile wzdłuż i wzwyż jest bardzo dobrze, o tyle wszerz – naprawdę tak sobie. Jeśli z przodu usiądą dwie osoby o wzroście powyżej 180 cm, robi się niewygodnie.
Suzuki Ignis: jakość i multimedia
Suzuki Ignis jest produkowane w Japonii, co wielu uzna za zaletę. Niestety, samochód prezentuje też japońskie podejście do jakości wykonania, w którym precyzja montażu jest dużo ważniejsza od miękkości zastosowanych tworzyw. Istotnie, plastik kokpitu Suzuki Ignisa okazuje się twardy, ale już jego elementy spasowano wzorowo.
To samo z kierownicą. Skóra jest dostępna tylko w topowej wersji Elegance. Wieniec tańszych odmian pokrywa twarde tworzywo sztuczne, ale paradoksalnie to żaden problem. Podobnie jak regulacja kolumny kierownicy jedynie w pionie – to ograniczenie nie przeszkodziło mi w zajęciu wygodnej pozycji za kółkiem.
Twardość i faktura plastiku przywodzą na myśl koniec lat 90. I rzeczywiście, duch oldskulu unosi się we wnętrzu Ignisa. Ma to jednak swój urok i nie dla wszystkich musi być wadą.
Oczywiście, Suzuki Ignis jest dostępny z ekranem dotykowym w środkowej konsoli (7-calowym) i łączy się – przewodowo, ale zawsze – z Apple CarPlay oraz Android Auto (to wszystko jest standardem w dwóch wyższych wersjach wyposażenia: Premium Plus i Elegance). Tyle że menu ma wyjątkowo mało wyszukaną grafikę i nie oferuje zbyt wielu funkcji, ale przynajmniej jest do bólu intuicyjne.
Suzuki Ignis: wart swojej ceny?
Jak najbardziej. Jeśli w długą autostradową trasę ruszasz rzadziej niż raz na dwa tygodnie i nie przeszkadza ci lekka "oldskulowość" deski rozdzielczej, to Suzuki Ignis jest naprawdę świetnym samochodem. Przepraszam, SUV-em.