• Minister klimatu i środowiska Jacek Ozdoba przyznał, że polska infrastruktura energetyczna nie udźwignie miliona aut na prąd
  • Ozdoba ma nadzieję na zatrzymanie unijnego projektu zakazującego rejestracji samochodów spalinowych
  • Z wypowiedzi wiceministra wynika, że los Izery – polskiego samochodu elektrycznego – jest niepewny
  • Więcej takich tekstów znajdziesz na stronie głównej Onetu

Wiceminister w wywiadzie udzielonym RMF24 straszy "ciąganiem kabli pomiędzy balkonami" – to nam się szykuje w przypadku dalszego przymusowego rozpowszechniania elektromobilności na terenie Polski. Kable będą rozciągane pomiędzy balkonami, o ile oczywiście będzie prąd. Gdyby – zgodnie z wizją Mateusza Morawieckiego – po Polsce jeździło milion samochodów elektrycznych, to prądu, zdaniem ministra, raczej nie będzie. "Sieci nie wytrzymają (...) Wie Pan, co by oznaczało milion samochodów elektrycznych? Stały blackout".

Powiedział to minister rządu, który już zaangażował ogromne środki w projekt polskiego samochodu elektrycznego i – oficjalnie – wkrótce zamierza zaangażować jeszcze większe pieniądze. Dzieje się to w przeddzień ogłoszenia przez firmę Electromobility Poland nazwy zagranicznego producenta, który za wielkie pieniądze udostępni swoje know-how oraz materiały i części niezbędne do wdrożenia produkcji samochodu w Polsce. O co w tym chodzi?

Kiedy wyjadą Izery na polskie drogi? "Nie wiem"

"Nie jestem żyrantem tego projektu. Proszę pytać... do kogo to należy" – odpowiedział Jacek Ozdoba na pytanie o datę rozpoczęcia produkcji polskiego samochodu elektrycznego. Ta odpowiedź doskonale wskazuje, na jakim etapie jest projekt: nikt tego nie wie. Zgodnie z zapowiedziami Electromobility Poland jeszcze w tym miesiącu możemy poznać dostawcę kluczowego elementu pojazdu – platformy. Poznaliśmy też wizualizację fabryki, która ma powstać w Jaworznie. Faktem jest jednak, że po sześciu latach od powołania spółki EMP i wydaniu wielu milionów zł spółka jest na etapie wizualizacji i bez zagwarantowanych pieniędzy na realizację przedsięwzięcia. Nawet w rządzie, jak się okazuje, nie ma zgody, czy warto brnąć w projekt. Wiadomo natomiast, że pierwotne kosztorysy sprzed roku-dwóch są już z pewnością nieaktualne. Odpowiedź ministra Jacka Ozdoby zaczynająca się od słów "nie wiem" jest – możemy się zgodzić – poprawna i dobrze opisuje sytuację.

"Nie przegraliśmy wojny o spalinówki"

Minister Jacek Ozdoba przekonuje, że przegłosowanie w Parlamencie Europejskim przepisy dotyczące zakazu rejestrowania nowych samochodów elektrycznych od 2035 roku da się jeszcze cofnąć. Formalnie... nie da się. Sprawa została przegłosowana. Natomiast minister ma całkowitą rację, że przez 13 lat wiele może się jeszcze zmienić: przepisy można uchwalić w zupełnie nowym kształcie, można wydłużyć, w gruncie rzeczy można wydłużać w nieskończoność terminy wprowadzenia w życie zakazu dla aut spalinowych. Można wprowadzać wyjątki. Fachowcy z branży są dość zgodni, że dziś nie ma pewności, czy da się w tak krótkim czasie wybudować niezbędną infrastrukturę służącą do obsługi aut na prąd, czy nie zabraknie energii elektrycznej, materiałów niezbędnych do produkcji samochodów elektrycznych itp. Wszystko może się jeszcze zmienić. Tyle że – tego minister nie ma odwagi powiedzieć – nie od nas te zmiany będą zależeć.

Walka z elektromobilnością jak walka z wiatrakami?

Nieczynna z powodu konieczności oszczędzania energii stacja ładowania samochodów elektrycznych w Legionowie Foto: Robert Rybicki / Auto Świat
Nieczynna z powodu konieczności oszczędzania energii stacja ładowania samochodów elektrycznych w Legionowie

W związku z tym, że zakaz dla samochodów spalinowych w UE z dnia na dzień nabiera kształtów, nasila się krytyka tej koncepcji, zarówno ze strony niektórych producentów samochodów, jak i polityków. Niemieccy politycy boją się o gospodarkę swojego kraju, polscy natomiast – tak jak Jacek Ozdoba – krytykują dla zasady, zbierając poklask fanów spalinowej motoryzacji. Tymczasem – na zdrowy rozum – wzajemne zwalczanie się lobby spalinowego i elektrycznego nie ma sensu. Auta elektryczne – to nie jest już żadną tajemnicą – np. w warunkach miejskich mają mnóstwo zalet. Jeździ się nimi dobrze i niedrogo, ale nie jest to propozycja dla każdego. Nie dla każdego, bo aby jeździć niedrogo i przyjemnie, najpierw trzeba zapłacić dużo pieniędzy za samochód – dla przeciętnego obywatela ten wydatek jest zbyt wysoki.

Z drugiej strony silniki dieslowskie wciąż są bezkonkurencyjne na dłuższych trasach, zarówno jeśli chodzi o koszty eksploatacji, jak i wygodę ich obsługi. I zarówno auta benzynowe, jak i dieslowskie oraz elektryczne mogłyby egzystować obok siebie, bo każde rozwiązanie skierowane jest do nieco innego odbiorcy i ma inne mocne strony.

Wiceminister w rządzie Mateusza Morawieckiego lekceważy pomysły Mateusza Morawieckiego

Unijni politycy, którzy obecnie forsują zakaz dla samochodów spalinowych, zapewne również zdają sobie sprawę, że termin wyznaczony na rok 2035 jest mało realny, jednak forsują go (na razie), aby wymusić przyspieszenie rozwoju elektromobilności. Gdy termin stanie się nierealny, zostanie przesunięty. W tym czasie coraz bardziej znacząca liczba aut w krajach UE będzie jeździć na prądzie. Ale nie w Polsce.

W Polsce wiceminister w rządzie Mateusza Morawieckiego jawnie lekceważy pomysły swojego szefa, chce zwalczać nie tylko auta elektryczne, ale i odnawialne źródła energii, zwłaszcza wiatraki. W takim klimacie mijają lata, a polska infrastruktura energetyczna jest już w takim stanie, że fani tradycyjnej motoryzacji mogą być całkowicie spokojni: za 15 lat, dwa lata po dziś zakładanym wprowadzeniu zakazu rejestracji nowych samochodów spalinowych na terenie UE, samochody na benzynę i olej napędowy będą głównym, absolutnie podstawowym środkiem transportu w naszym kraju.