- Volvo po 43 latach przerwy powróci do miejskich aut
- Szwedzka firma nie zamierza zastępować klasycznych bocznych lusterek kamerami. Wiemy dlaczego
- Volvo może zrezygnować z tradycyjnych kombi
- Więcej takich tekstów znajdziesz na stronie głównej Onetu
Firmy moto to lubią. Uwielbiają puścić oko, zanęcić i sprawić wrażenie, że właśnie zdradzają nam rąbek jakiejś niesłychanej tajemnicy. Dość często podczas światowych premier samochodów w najmniej spodziewanym momencie na potężnym ekranie przez moment zamajaczy jakiś zagadkowy kształt, będący modelem, którego w pełnej krasie ujrzymy najwcześniej za rok. Trzeba więc być czujnym, mieć aparat w pełnej gotowości i czekać.
Z Volvo było o tyle łatwo, że jego szef Jim Rowan dał znać, że zaraz pojawi się coś szczególnie ważnego. I tak, w samym finale prezentacji nowego Volvo EX90, pojawił się ten tajemniczy kształt.
A my dobrze wiemy, co to jest.
Ten zagadkowy samochód to pierwsze miejskie Volvo od 43 lat. W 2023 r. firma przedstawi bowiem niedużego SUV-a, plasującego się poniżej Volvo XC40 oraz C40. Nowość ma się nazywać EX30 i mierzyć ok. 420 cm długości – na tyle mało, by nie robić konkurencji dwóm SUV-om z serii 40.
EX30 zostanie pierwszym Volvo opartym na platformie SEA, czyli Sustainable Experience Architecture. To konstrukcja chińskiego właściciela Volvo Cars, czyli Zhejiang Geely Holding Group, powstała we współpracy ze szwedzką firmą w centrach Geely w Niemczech, Szwecji, Wielkiej Brytanii i Chinach. Bazuje na niej np. smart #1 (smart w połowie należy do Geely Holding, w połowie do koncernu Mercedesa). Volvo EX30 ma być oferowane wyłącznie z napędem elektrycznym, a zasięg najbardziej "długodystansowej" odmiany wyniesie przypuszczalnie ok. 400 km.
Ostatnim dotąd seryjnym miejskim Volvo był spalinowy model 66, produkowany w latach 1975-1980.
Zgodnie z najnowszą strategią, Volvo Cars zamierza przedstawiać jeden nowy model rocznie. Po EX30, w 2024 r., pojawi się więc...
W 2024 r. możemy poznać następcę Volvo S90 i V90, którego dla uproszczenia umownie nazwiemy SV90. Podobnie jak w przypadku EX90 i XC90, S90 oraz V90 przez pewien czas będą sprzedawane równolegle z SV90.
SV90 zostanie drugim Volvo (po EX90) opartym na platformie SPA2, a do jego gamy prawdopodobnie trafią wyłącznie wersje elektryczne. Styliści w mierzącym ok. 5 m długości nadwoziu nie wyodrębnili bryły bagażnika (jak np. w Volvo S90), więc SV90 będzie z boku wyglądać jak liftback (choć trudno na razie powiedzieć, czy rzeczywiście otrzyma wielką klapę bagażnika). To aerodynamicznie najkorzystniejszy kształt, co jest szczególnie ważne w elektryku. Aby urwać kolejne setne współczynnika oporu powietrza Cx, przednie i tylne zwisy będą dłuższe niż w Volvo S90/V90.
Co dalej? W 2025 r. możemy się spodziewać elektrycznego SUV-a klasy średniej EX60, również przez pewien czas oferowanego równolegle z obecnym XC60. W 2026 r. teoretycznie powinien przyjść czas na następców Volvo S60 i V60, tylko czy Szwedom będzie się wtedy jeszcze chciało bawić w kombi?
Sprawa jest skomplikowana, a decyzja trudna. Z jednej strony kombi to symbol Volvo, kawałek jego historii, nadwozie, którym firma wyjeździła sobie renomę w Stanach Zjednoczonych. Inna sprawa, że w epoce SUV-ów kombi są dziś naprawdę popularne jedynie w Europie. Czy obecne V90 (na zdjęciu) i V60 przejdą do historii jako ostatnie kombi Volvo?
Wydaje się, że raczej nie. Następne kombi tej firmy porzuci jednak klasyczne kształty i z profilu będzie przypominać niskiego SUV-a. Tym samym w porównaniu z V60 i V90 samochód ma mieć wyższe nadwozie i wyżej zamocowane siedzenia.
Volvo zupełnie przypadkiem wpadło na motyw stylistyczny, który zdominuje całą przyszłą gamę – już się pojawił w EX90, a w 2023 r. trafi również do EX30.
Chodzi o tylne światła. Gdy wdrażano do produkcji elektryczne Volvo C40 (na zdjęciu) okazało się, że fizycznie nie da się wyprodukować tak dużego i rozległego klosza. Szwedzi musieli więc podzielić go na dwie części – dolną i górną. W ten sposób ludzie zaczęli kojarzyć ten design z napędem elektrycznym. Volvo postanowiło niefart przekuć w sukces i kolejne elektryki tej firmy mają mieć osobne klosze tylnych świateł: jedne na słupkach, drugie poniżej dolnej linii szyby.
Przyszłe modele Volvo mają też przejąć od EX90 jego niezwykłe reflektory. Otóż, gdy przechodzą one z trybu jazdy dziennej do mijania, ich poziomy pas rozchyla się, ukazując wnętrze, złożone z LED-ów do mniej sprzyjających warunków oświetleniowych. To taka współczesna interpretacja podnoszących się z głębi nadwozia przednich świateł, czyli symbolu supersamochodów lat 70. i 80.
Na rewolucję w designie nie ma jednak co liczyć. Klienci Volvo bardzo cenią tę firmę także za stylistyczną konsekwencję i nie chcą gruntownych zmian. Taka zaszła ostatnio w 2014 r., wraz z debiutem obecnego Volvo XC90 i na kolejny przełom jest zwyczajnie za wcześnie. Zwłaszcza że stara zasada mówi, iż rewolucji stylistycznych dokonuje się co drugą, lub nawet co trzecią generację.
Patrząc na gładkie opływowe płaszczyzny Volvo EX90, można się zastanawiać, dlaczego samochód zamiast kamer ma tradycyjne lusterka? Przecież są one dużo większe niż soczewki, przez co wzrasta opór aerodynamiczny, a z nim – zużycie cennego prądu. No właśnie nie!
Volvo testowało takie kamery. Umieszczało ich ekrany na skrajach deski rozdzielczej bądź w bocznych panelach drzwi. Okazało się, że takie rozwiązanie jest bardziej męczące dla oczu, które muszą się adaptować z obrazu realnego świata do wyświetlacza, czego nie ma w przypadku spojrzenia w zwykłe lusterko. Na dodatek kierowcę rozpraszał sam obraz z kamer. No i wcale to nie było efektywne rozwiązanie.
Testy Volvo pokazały bowiem, że zasilanie kamer i ekranów pochłania więcej prądu niż straty aerodynamiczne wynikające ze znacznie większych obudów klasycznych lusterek. Co oznacza, że zostaną one z Volvo jeszcze dłuższy czas.
Na Volvo EX90 czekano z niecierpliwością także dlatego, że pierwszy raz od 1970 r. samochód tej marki miał nosić słowną nazwę. Mówiło się o Embli, czyli pochodzącym ze skandynawskiej mitologii imieniu pierwszej kobiety. Firma została jednak przy dwóch literach i dwóch cyfrach, stawiając na EX90.
Finalnie uznano, że trzeba być konsekwentnym i trzymać się rozpoznawalnego przez klientów nazewnictwa, w którego promocję Volvo zainwestowało poważne pieniądze. Poza tym nazwa XC90 jest bezbłędnie kojarzona na wielu kontynentach, szkoda byłoby więc tracić taki kapitał.