• Obecnie systemy start-stop są już powszechne, ale ich działanie nadal budzi obawy o trwałość układów napędowych przy korzystaniu z tych systemów
  • Modele wyposażone w system start-stop wymagają zastosowania droższych komponentów
  • W zależności od modelu start-stop może zauważalnie spowolnić ruszenie, a jednocześnie przynieść minimalną oszczędność paliwa
  • Więcej takich tekstów znajdziesz na stronie głównej Onetu

Założenie jest dobre. Skoro samochód stoi, czekając np. na zmianę świateł, to po co ma zużywać cenne paliwo. Z tego założenia właśnie wyszli producenci aut, którzy już kilkanaście lat temu zaczęli stosować układy wyłączające silnik po zatrzymaniu pojazdu. Sama idea działania tego typu rozwiązań jest prosta. W chwili naciśnięcia pedału sprzęgła (auta z przekładniami manualnymi) lub zwolnienia pedału hamulca bądź naciśnięciu pedału gazu (modele ze skrzyniami automatycznymi) silnik ponownie włącza się, umożliwiając dalszą jazdę. Ale jak wiadomo, diabeł tkwi w szczegółach.

System start-stop wymaga wzmocnionych (czytaj droższych) komponentów

Zacznijmy od tego, że auta z systemami start-stop wymagają zastosowania podzespołów przystosowanych do większych obciążeń, m.in. wzmocnionego rozrusznika, wydajniejszego alternatora, akumulatora odpornego na tzw. pracę cykliczną, głębokie rozładowanie, ale też układów elektronicznych, które będą kontrolowały zużycie energii elektrycznej w aucie. Już to sprawia, że auta ze start-stopem bywają droższe w eksploatacji, bo oznaczają konieczność stosowania kosztowniejszych akumulatorów. Musi to być bateria dokładnie taka, jaką zalecają producenci aut, a ci wskazują na akumulatory w technologii AGM lub EFB. Do tego dochodzą wzmocnione rozruszniki kosztujące nawet 2-3 razy więcej niż standardowe, a także bardzo drogie alternatory, głównie w samochodach z rozbudowaną elektroniką i funkcją rekuperacji energii.